13 maja 2011

Doktor Leon Kazimierz Guzel opowiada o życiu

Co każe nam opowiadać o przeżytych latach, wracać do dawno wyblakłych kolorów, emocji, które wyparowały, i zatartych śladów starych dróg? Chyba potrzeba ocalenia od zapomnienia tego jedynego ze światów, którym jest każdy człowiek. O swojej oryginalnej drodze postanowił nam opowiedzieć doktor Leon Kazimierz Guzel („Historia mojego życia”). Trudne to zadanie, życie toczy się bowiem tak różnymi torami, tyle w nim niebezpiecznych zawirowań i meandrów. A wychodzi się z nich rzadko z naręczem kwiatów, podziękowaniami i triumfem, o wiele częściej z bliznami i wstydem łez, ale to nasz świat.
Leon Kazimierz Guzel, lekarz onkolog, bardzo świadomie i dojrzale wybrał zawód lekarza i tę właśnie specjalność. Wskazuje na to prosta i dość zwięzła faktografia tej książki. Od knyszyńskiego domu urodzenia począwszy, kiedy tak pięknie pachniał wielkanocny stół, a bezpieczeństwo zapewniała obecność rodziców, przez gimnazjalny Białystok, gdzie po ukończeniu dwóch klas przyszła przedwczesna dorosłość piętnastoletniego chłopca w obliczu wybuchu wojny.
Leon poznał gorycz sowieckiego zagrożenia, przesłuchań NKWD, niemieckiej wywózki i smak walki AK przeciw okupantowi. Koniec wojny to dla autora matura i podjęcie studiów medycznych w Łodzi. Młodość jest szalona, ciekawa świata, wiedzy, lubi śpiewać, kochać. Leona porwało to studenckie życie „słodzone sztucznym miodem”. Był muzykalny, cieszył się szansą śpiewania, a nauka stwarzała nadzieję na radości praktycznej medycyny. Udało mu się poznać wielkich twórców onkologii, m.in. legendarnego Franciszka Łukaszczyka. W walce z rakiem współpracował z prof. Koszarowskim, doc. Żurakowskim, prof. Roszkowskim, prof. Tarłowską. Poznał realia szpitalne i trud zmagań ambulatoryjnych, leczenia chorych, ale również organizowania tych działań. Zdarzyła się też Leonowi Guzlowi przygoda z Afryką.
W 1980 r. wyjechał do Libii, gdzie powstał polski pełnoprofilowy szpital w Zliten. Otworzył się przed Guzlem świat nieznany, egzotyczny, tyleż ciekawy, co niebezpieczny. Nie każdy bowiem jest w stanie zaakceptować szczególną mentalność Arabów. Leon wytrzymał dwa lata i dopiero po powrocie do domu odnalazł spokój i bezpieczeństwo, wrócił także do pracy.
Znowu spotkał się z prof. Koszarowskim i zaczęła się lekarska praca na rzecz chorych. Leon Kazimierz Guzel miał zawsze zapał do działania, do nauki, kiedy trzeba było zdobywać szczeble specjalizacyjne, a także zrobić doktorat. Godził to wszystko, jak każdy z nas, z trudną, codzienną pracą lekarza. Musi być jednak w mojej opowieści i łyżka dziegciu. Otóż brakuje mi w tej książce wspomnienia domu, rodziny, którą Leon Kazimierz założył w 1957 r. z koleżanką, lekarką ginekologiem położnikiem, doktor Agnieszką Dudą-Dziewierz. Kobietą doskonałą w swojej specjalności, wysoce kulturalną i cenioną nie tylko przez pacjentki, ale też przez środowisko lekarskie. O córce Zuzannie wiem tylko tyle, że wybrała zawód rodziców.
Dobrze, że powstała ta mała książeczka o życiu. Trzeba opowiadać o tym, czego świadkami jesteśmy. Znikają ludzie i towarzyszące im zdarzenia, przepływają obrazy wiecznego fotoplastykonu. Książka Leona Kazimierza Guzla napisana dobrą polszczyzną uczy nas przeszłości, a zdjęcia dopełniają miłych wrażeń z lektury.
„Urodziłem się w czepku. W przenośni i naprawdę. Mama przechowała ten zasuszony kawałek tkanki i podarowała mi, gdy zostałem lekarzem. Może dzięki niemu miałem ciekawe i szczęśliwe życie… 13 lutego 2010 roku skończyłem 85 lat. Pora na podsumowanie” – napisał dr n. med. Leon Kazimierz Guzel.

Jolanta Zaręba-Wronkowska

Archiwum