19 czerwca 2012

Zjednoczeni wygrywają?

Janina Jankowska

7 maja 2012 r. najważniejsze tytuły prasowe w Polsce ukazały się z jednakowym stemplem na okładkach „Senat zabija prasę”. Zjawisko nadzwyczajne.
Dzienniki i tygodniki, które na co dzień toczą ze sobą zażartą walkę, nie tylko o czytelnika, stanęły solidarnie, w równym szeregu, ramię przy ramieniu. „Gazeta Wyborcza” opublikowała list z protestem, pod którym podpisało się 57 naczelnych redaktorów z lewicy, prawicy, liberałów, konserwatystów, zaangażowanych i niezaangażowanych z każdej opcji. Takiej integracji światopoglądowej dawno przestrzeń publiczna nie widziała.
Zjednoczył ich Senat, proponując nowelizację prawa prasowego, a konkretnie poprawki dotyczącej „sprostowań i odpowiedzi”. Była to reakcja na wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że obecne zapisy regulujące kwestie sprostowań i odpowiedzi są nieprecyzyjne. Faktycznie, ten zestaw był niejasny. Sprostowania – wiadomo, dotyczą błędnie podanych faktów. To niestety zdarza się dziennikarzom, którzy nie sprawdzili jakiejś informacji przynajmniej w dwóch źródłach. Jeśli popełnili błąd, należy sprostowanie umieścić w widocznym miejscu, przeprosić, bo w końcu wszystkim stronom zależy na dochodzeniu do prawdy. Praktyka w różnych redakcjach bywała różna. Jednak w zasadzie wszystkie honorowały sprostowania, może nie na pierwszych stronach, ale zawsze.
Martwy był tylko zapis „odpowiedzi”, bo właściwie, jaki rodzaj tekstu miałby się kryć pod tym terminem? Naczelni mieli zawsze z tym kłopot.
Senatorowie wpadli więc na nowy pomysł. Postanowili całkowicie skasować instytucję „sprostowania”, a pozostawić jedynie „odpowiedź”, dodając do niej przymiotnik „prasowa”. W ten sposób stworzyli nowy gatunek dziennikarski. „Odpowiedź prasowa” nie musi odnosić się jedynie do faktów, lecz także do opinii, ocen zawartych w danym artykule. A to znaczyłoby, że każda instytucja, firma, organizacja, osoba publiczna lub urażony danym materiałem urzędnik, celebryta, ktokolwiek, mógłby zażądać opublikowania swojego tekstu, w którym przedstawia swój punkt widzenia, swoje idee, sugestie, plany itp. Dobra okazja do bezpłatnej reklamy. Działy marketingowe i PR szybko znalazłyby sposób na reklamę i promocję swoich produktów. Biura prasowe na wszystkich szczeblach administracji państwowej i samorządowej zacierają ręce z radości.
Jednocześnie projekt senacki stworzył bardzo przyjazne warunki dla tej nowej twórczości. Objętość „odpowiedzi prasowej” mogła być dwukrotnie większa od publikacji, do której miała się odnosić. W myśl tak zakrojonego prawa redakcje miałyby obowiązek te sążniste teksty umieszczać. W tej sytuacji redaktor naczelny może spokojnie wziąć bezpłatny urlop. Pismo wypełniłoby się tekstami obrażonych polityków, biznesmenów, urzędników źle ocenianych przez dziennikarzy, artystów i celebrytów skrytykowanych lub nie dość chwalonych. Dziennikarstwo śledcze, które już dziś przeżywa poważny kryzys, całkowicie zniknęłoby z polskiej prasy i mediów.
Trudno w tej sytuacji mówić o linii programowej. „Nasz Dziennik” wypełniony byłby pretensjami byłych księży i zakonnic. „Gazeta Polska” przemyśleniami posła Rozenka, a „Gazeta Wyborcza” apelami Młodzieży Wszechpolskiej.
Nie dziwmy się, że 57 redaktorów naczelnych gromkim głosem zawołało: „Wolność słowa jest zagrożona (…)
To nie jest problem tylko dziennikarzy i redaktorów.
To wyzwanie dla wszystkich obywateli Polski (…) Gdyby te zapisy weszły w życie, polska prasa zostałaby oddana we władanie czynnikom zewnętrznym – politykom, urzędnikom, marketingowcom, biznesmenom”.
I stało się. Warto było mówić jednym głosem. Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz zadeklarował uwzględnienie zmian proponowanych przez środowisko dziennikarskie. Senat wycofał się z kontrowersyjnej „odpowiedzi prasowej”, pozostawił w najnowszym projekcie wyłącznie instytucję sprostowania. Zgodnie z przyjętą przez senatorów definicją, byłoby ono „rzeczowym i odnoszącym się do faktów oświadczeniem, zawierającym zaprzeczenie lub korektę informacji nieścisłej lub nieprawdziwej zawartej w prasie”. Projekt w maju trafił do Sejmu. Zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego ma wejść w życie 14 czerwca 2012 r., inaczej będzie nadal obowiązywało stare prawo prasowe.
Niestety redaktorzy naczelni wszystkich opcji mają ciągle w tej sprawie złe przeczucia…

Archiwum