1 grudnia 2012

Rozterki Prezesa

Niestety, mimo ponad 24 tys. kolportowanych egzemplarzy „Pulsu”, na mój apel dotyczący inicjatywy budowy Muzeum Historii Medycyny odpowiedziała tylko jedna osoba. To wymownie smutny fakt. Zastanawiam się coraz częściej nad tym, co dzieje się z naszym środowiskiem. Nie chodzi mi tylko o relację członków izby lekarskiej z izbą, wiem, że opinie na ten temat są bardzo krytyczne. Otrzymuję korespondencję, w której piszący dowodzą nieudolności działaczy samorządowych, choć sami, przy całej wręcz wrogości, są całkowicie bierni, zupełnie niezaangażowani w sprawy lekarskie. Docierają do mnie tysiące rad, co mam zrobić, ale bez deklaracji jakiejkolwiek pomocy. Przywykłem już do tego. Patrzę w lustro i widzę faceta, który wszystkiego sam nie załatwi. A przecież inni też mają głowę jak ja. Dość tych, jak piszą życzliwi, „utyskiwań i biadolenia”.
Jesteśmy lekarzami, ludźmi wykształconymi w duchu głębokiego humanizmu, co predysponuje nas do wykonywania zawodu zgodnie z etyką i kulturą zachowania, a nie tylko do stosowania specjalistycznej wiedzy medycznej. To poprzednie pokolenia sprawiły, że słowo lekarz kojarzyło się z osobą mądrą, o gruntownej wiedzy, życzliwą, niosącą pomoc i otaczającą chorego ciepłem, nie bacząc na sytuację polityczną i ekonomiczną. Oznaczało to wysoki prestiż zawodu i poziom zaufania społecznego. Czy tak jest dzisiaj? Na przestrzeni dziejów mieliśmy wielu wspaniałych lekarzy, a jednocześnie nauczycieli i wychowawców, stanowiących niezaprzeczalne wzorce osobowe dla kolejnych pokoleń. Ci wielcy ludzie pozostawili po sobie wspomnienia, na których powinno się wychowywać naszą młodzież studencką.
Wspaniały współczesny lekarz, nauczyciel i wychowawca, Jego Magnificencja Rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego prof. dr hab. n. med. Marek Krawczyk, doceniając bogatą spuściznę pokoleń, utworzył na terenie WUM Muzeum Historii Medycyny. Za jego przykładem całe środowisko medyczne Polski – lekarze, farmaceuci, pielęgniarki, diagności laboratoryjni i inni, wykonujący inne medyczne zawody, powinni, wbrew marazmowi, postępującej szalonej biurokratyzacji naszego zawodu, nieudolności ministerstw: Zdrowia oraz Kultury i Dziedzictwa Narodowego, udowodnić swoją wielkość, siłę i jedność, budując nowoczesne muzeum historii medycyny polskiej, aby dokumentować wkład naszej myśli naukowej w rozwój medycyny i nauki światowej. To zadanie jest naprawdę do wykonania, powinniśmy je zrealizować nie dla siebie, ale dla naszych dzieci, przyszłych pokoleń.
Na rok 2013 przypada nowa kampania wyborcza w izbach lekarskich. Chciałbym zachęcić przede wszystkim młodych lekarzy do startowania w wyborach na delegatów na zjazd okręgowy. Czas, by odmłodzić izbę i tchnąć w nią nowego ducha. Czas, by młodzi lekarze rozpoczęli walkę o swoją przyszłość i o oblicze ochrony zdrowia. Jest jeszcze cały rok na podsumowanie kończącej się kadencji i analizę porażek, do których przyczynił się rząd i Sejm, a co gorsza – pracujący w nich lekarze. Nadzieje na rzeczową współpracę, sensowną dyskusję, wspólny wybór najlepszych rozwiązań szybko pękały jak bańki mydlane w obliczu nierozumnych ambicji ludzi władzy, chęci wykazania swej wyższości i nieomylności. Negatywne opiniowanie wprowadzanych pospiesznie i na siłę aktów prawnych było waleniem głową w mur i wołaniem na puszczy. Protesty i strajki korygowały złe zamierzenia legislacyjne, ale czy tak powinno być? Wszyscy wiemy, że nie. Co gorsza, mimo licznych dowodów omylności władzy, nie widać żadnej pokory i chęci współpracy. Czy mózg człowieka na stanowisku zaczyna działać inaczej, czy na wysokich stołkach szkodzi promieniowanie kosmiczne? Nikt nie wie wszystkiego ani nawet tego, co zrobić, aby ochrona zdrowia funkcjonowała należycie, musimy jednak ze sobą rozmawiać, wysuwać argumenty, by móc prowadzić spokojną, planową reorganizację.
Jaką paranoidalną tradycją staje się wprowadzanie rozporządzeń z zaskoczenia, np. zmiany programu stażowego na cztery dni przed jego rozpoczęciem i to w sytuacji, gdy staż podyplomowy ma być wkrótce zlikwidowany. Sądzę, że niektórzy dzisiejsi politycy wychowali się bez tradycji i szacunku dla drugiego człowieka.

Mieczysław Szatanek

Archiwum