26 października 2013

Pożegnanie

Odszedł od nas najbardziej charyzmatyczny ortopeda i człowiek, jakiego znałem. Z Andrzejem Góreckim byliśmy zawsze bardzo blisko. To wspólne promowanie nowych metod rozpoznawania i leczenia uszkodzeń kolana i walka o ich zaakceptowanie, to ponad 100 wspólnych wyjazdów na zagraniczne kongresy i zjazdy, dziesiątki konferencji i sympozjów. Wiele lat wspólnej pracy w klinice spowodowało, że zawsze byliśmy postrzegani jako zgrany duet kliniczny i naukowy. Napisaliśmy razem wiele artykułów, prac naukowych, książek.
Niespożyty zapał i energia Andrzeja były zawsze podziwiane, zjednywały Mu życzliwość całego otoczenia. Wychował 20 doktorantów. Opiekował się ponad 40 lekarzami, którzy uzyskali tytuł specjalisty. Miał na koncie 300 publikacji pełnotekstowych i ponad 500 referatów zjazdowych zagranicznych i krajowych. Wszystkie Jego publikacje mają niezaprzeczalną wartość naukową.
Wiele pasji i czasu wkładał w pracę z młodymi lekarzami, pomagając im opanować sztukę dobrego, mądrego pisania. Długo można wyliczać zasługi i osiągnięcia Profesora Góreckiego. Był znany i podziwiany przez międzynarodowe i polskie środowisko chirurgiczne.
Od 1997 r. kierował Katedrą i Kliniką Ortopedii i Traumatologii Narządu Ruchu Akademii Medycznej w Warszawie – od kilku lat Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Chyba złe fatum zawisło nad naszą kliniką. W krótkich odstępach czasu odeszło przedwcześnie trzech najważniejszych ortopedów ściśle ze sobą współpracujących.
Profesor Andrzej Górecki był wielką postacią nie tylko w sensie fizycznym i mentalnym. To osobowość barwna i wszechstronna. Łączył w sobie profesjonalizm, delikatność i wspaniałe poczucie humoru. Swoim uczniom zawsze powtarzał, że pacjent jest najważniejszy, a celem lekarza jest przede wszystkim służyć choremu człowiekowi najlepiej, jak się potrafi.
Wiadomość o Jego śmierci była dla mnie szokiem. Odejście takiego profesjonalisty jest wielką stratą, ale przede wszystkim brakować będzie nam Przyjaciela i Kolegi. Zostawił po sobie bolesną pustkę.
Żegnaj, Przyjacielu…

Wojciech Maria Kuś

Archiwum