21 listopada 2013

Ręce precz od ministerstwa!

Paweł Walewski

Jedno z branżowych pism medycznych postawiło śmiałą tezę, że czas zlikwidować Ministerstwo Zdrowia.
Bo po co komu taka instytucja, której kompetencje dublują się z NFZ, a decyzje urzędników wzbudzają zazwyczaj skrajnie negatywne emocje? Jak to po co? – odpowiadam. – Z faktu istnienia Ministerstwa Zdrowia wynika przynajmniej kilka korzyści i trudno byłoby pogodzić się z zakończeniem jego żywota. W końcu Monty Python przez tyle lat dorabiał się na Ministerstwie Głupich Kroków, dlaczego więc polskich dziennikarzy i polityków odcinać od tak wydajnego źródła dochodów?
Czy do byłej minister Ewy Kopacz zwracano by się teraz per pani marszałek, gdyby kilku lat nie odpracowała w centrali resortu? A Bartosz Arłukowicz, który – jak donoszą media – ma apetyt na fotel w Parlamencie Europejskim, czy mógłby myśleć po wyborach o przenosinach do Brukseli, gdyby przed dwoma laty nie opuścił lewicy podczas kampanii wyborczej, decydując się na stanowisko ministra zdrowia w rządzie Platformy? Co stałoby się z urzędnikami departamentu lekowego, którzy – choć na etatach – traktują swoje obecne miejsce pracy jak staż przed wyruszeniem w świat, najchętniej do zagranicznych i polskich firm farmaceutycznych? Takie lukratywne praktyki, jakie daje tym ludziom Ministerstwo Zdrowia, są czymś absolutnie nieznanym w innych przedsiębiorstwach budżetowych – mają przez kilka lat niezłą okazję do poznania kulis negocjacji cenowych, wielkiej polityki, nawiązywania kontaktów i wielu intratnych przyjaźni.
Po czym fiu, fiu, zmykamy do prywatnego biznesu! Jakże przykro byłoby również tym, którzy od 40 lat pracują w ministerstwie, niewzruszeni powiewem zmieniających się czasów. Dla nich rozstanie z tym miejscem musiałoby się wiązać ze zdobyciem zupełnie nowych umiejętności, ogłady, kultury, a przede wszystkim kompetencji, jakich wymaga się od urzędnika kraju należącego już do Unii Europejskiej. Kto odwiedza regularnie gmach naszego resortu, ten zauważył, że w niektórych pokojach wciąż można spotkać ludzi, którzy przyspawali się do biurek i nie odczuli zmiany ustroju (brak orientacji w tym zakresie demonstrują przynajmniej swoim wyniosłym zachowaniem).
Oj, płaczu po rozwiązanym ministerstwie byłoby co niemiara. Ciekawe, że pomysł, aby związać go po nowemu z resortem pracy i polityki społecznej, wraca, bo przecież w dawnych czasach szyld na gmachu Pałacu Paca był właśnie taki: Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej. Przyglądając się niektórym decyzjom wychodzącym z tego urzędu, można i dziś odnieść wrażenie, że cały sens jego istnienia sprowadza się do spraw społecznych, a nie zdrowotnych, a już na pewno nie zdroworozsądkowych. Ministerstwo musi więc zostać! Bo o czym byśmy pisali?

Archiwum