4 maja 2023

Sprawdzam: Klęska ustawy o jakości to zwycięstwo korporacyjnego interesu?

4 kwietnia Sejm nie zdołał odrzucić weta Senatu do ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta. Zabrakło, dosłownie, jednego głosu. To klęska Adama Niedzielskiego, który jeszcze tego samego dnia, kilka godzin przed głosowaniem, był pewny zupełnie innego rezultatu.

autor: MAŁGORZTA SOLECKA

Do tej klęski przyczynił się zresztą w największym stopniu klub PiS – sześcioro posłów (którzy wcześniej opowiadali się za ustawą) nie wzięło udziału w głosowaniu, dwie posłanki: Józefa Szczurek-Żelazko (pielęgniarka, była wiceminister zdrowia) oraz Anna Dąbrowska-Banaszek (lekarka, wiceprzewodnicząca klubu), wstrzymały się od głosu. Znaczący wpływ na wynik miała też bardzo duża, choć niestuprocentowa, mobilizacja opozycji. Praktycznie wszyscy (sześciu nieobecnych) posłowie opozycyjni zagłosowali za utrzymaniem weta Senatu.

Minister zdrowia „wziął na siebie” sejmową porażkę, ale bynajmniej nie podał się do dymisji. A przecież przegrać tak ważne głosowanie, to jak otrzymać wotum nieufności. Jednak to tylko pozorne wzięcie odpowiedzialności, obliczone raczej na efekt PR. Faktycznie Adam Niedzielski zamierza zrzucić ją na pracowników ochrony zdrowia („obrona korporacyjnych interesów”) oraz polityczną opozycję.

Bezpośrednio po przegranym głosowaniu minister stwierdził: „To smutny dzień, kiedy interes pacjenta przegrywa z interesem korporacji”. Wcześniej w wywiadach medialnych wielokrotnie, odnosząc się do decyzji Senatu o odrzuceniu ustawy w całości ze względu na liczne i poważne delikty konstytucyjne, grzmiał, że żadnych tego typu uchybień ustawa nie ma, a decyzja zdominowanego przez opozycję Senatu ma wymiar czysto polityczny i jest koronnym dowodem, że polityczne interesy przeważają nad interesem publicznym.

Oczywiście, decyzje, które zapadają w parlamencie, mają wymiar polityczny. Co więcej, podtrzymanie weta Senatu również, nie zdarza się bowiem zbyt często. Jeśli jednak przyjąć ten tok rozumowania, minister powinien polityczną odpowiedzialnością obarczyć przede wszystkim własny obóz (i wziąć pod uwagę różne czynniki, które skłoniły posłów do storpedowania jego projektu), ale przede wszystkim – rzeczywiście rozliczyć siebie (i współpracowników) z popełnionych błędów. Bo nieczęsto bywa, że cała opozycja – od Konfederacji przez współpracującego z PiS Pawła Kukiza po Lewicę – blokiem głosowała przeciw tego typu ustawom. Jakie „czysto polityczne” interesy miałyby przyświecać tak różnym środowiskom?

Podobnie, jakiego konkretnie korporacyjnego interesu mieliby bronić przedstawiciele samorządów wszystkich zawodów medycznych, którzy w przeddzień głosowania wspólnie apelowali do posłów o podtrzymanie weta Senatu? Co takiego, poza wspólną oceną szkodliwości tej ustawy dla systemu ochrony zdrowia, miałoby ich połączyć? Minister insynuuje złe intencje i działanie na szkodę pacjenta, ale jednocześnie najpierw miesiącami, podczas przewlekłego procedowania projektu na wstępnym etapie, a potem tygodniami w Sejmie ignorował i negował wszystkie merytoryczne uwagi, zgłaszane przez środowiska zawodów medycznych i podtrzymywane przez opozycję.

Nasuwa się pytanie: czy obywatele, którzy z ust ministra słyszą niemal wprost, że jedynie on i jego współpracownicy działają dla dobra i bezpieczeństwa pacjentów, a wszyscy inni owo dobro i bezpieczeństwo depczą, dbając o swój (korporacyjny, polityczny) interes, będą się czuli bezpiecznie(j) w kontaktach z pracownikami ochrony zdrowia? Czy to jest cel (może właśnie polityczny, wszak zbliżają się wybory…) – zbudować przekonanie, choćby w części elektoratu, że jest „jedyny sprawiedliwy” i jemu warto/trzeba zaufać? Zbudować takie przekonanie nawet za cenę zrujnowania niezbyt dużego niestety zaufania do profesjonalistów medycznych (jego przyczyny są tematem na zupełnie osobny materiał)? Bez którego to zaufania nie ma wyników (a więc jakości) leczenia. Nie mówiąc o jego bezpieczeństwie.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum