12 września 2017

Nic wspólnego z polityką

Refleksje

Janina Jankowska

Drodzy Czytelnicy, tym razem nie będzie o polityce i takich tam przepychankach, o których w mediach łomocą od świtu do nocy. Tym razem wyruszam w Wasz świat, służby zdrowia, z którym do tej pory, zważywszy długość mojego życia, miałam doświadczenia nader rzadkie. W swojej pracy dziennikarskiej w zasadzie nie wchodziłam w problematykę zdrowia, poza jednym spotkaniem z wybitnym lekarzem internistą, hematologiem i filozofem medycyny, prof. Julianem Aleksandrowiczem. Było to dawno, dawno temu, prof. Aleksandrowicz był wówczas kierownikiem Kliniki Hematologicznej Akademii Medycznej w Krakowie i cały wolny od pracy czas poświęcał na organizację wyjazdu na operację do USA ciężko chorej na serce poetki Haliny Poświatowskiej, której był lekarzem i przyjacielem. A w PRL taki wyjazd na Zachód wymagał mnóstwa zabiegów. W tym gorącym czasie prof. Aleksandrowicz nie tylko zgodził się na spotkanie w swoim mieszkaniu przy ul. Marii Skłodowskiej-Curie w Krakowie z dwiema dziennikarkami radiowymi z Warszawy, ale je ugościł smacznym obiadem i sporo czasu poświęcił na rozmowę, której atmosferę pamiętam do dzisiaj. To było spotkanie ze wspaniałym człowiekiem, uczonym, lekarzem, polskim inteligentem z przedwojennym poczuciem współodpowiedzialności za losy innych, a może kraju? Brał udział w kampanii wrześniowej 1939 r. Po wejściu Niemców do Krakowa z powodu pochodzenia żydowskiego został zamknięty w getcie, z którego uciekł, by walczyć w podziemiu, w szeregach Armii Krajowej. Spotkaliśmy się w czasach, które nie sprzyjały opowiadaniu o tym. Mówił o medycynie, o swoich pacjentach, o rozmaitych powinnościach lekarza. Swój zawód traktował jak misję. Na całe życie zapamiętałam jego słowa: – Lekarz nie może leczyć nogi, ręki czy oka. Lekarz musi widzieć całego człowieka, bez tego nie zrozumie, co się dzieje z jego sercem, okiem, nogą.

Przywołałam to wspomnienie z powodu moich ostatnich kontaktów ze służbą zdrowia. Medycyna niemal każdego dnia czyni ogromne postępy. Wyposażenie naszych placówek zdrowia jest coraz lepsze. Jednocześnie toniemy w morzu papierów, zmieniających się przepisów, permanentnych reform. Najczęstszy widok z naszej, pacjentów, strony, to pochylony nad papierami lekarz. Pisze, pisze, pisze…

Cenię pracę lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych, wszystkich, którzy ratują nasze zdrowie. Pracują w stresie, pod ciężarem ogromnej odpowiedzialności. Wielu na co dzień, zwłaszcza chirurgów, ma do czynienia z sytuacjami ekstremalnymi. Bywa, że muszą podjąć niemal intuicyjnie decyzję, której wynik jest niewidomy. Za chwilę być może czeka ich następny trudny przypadek, a jeśli nawet banalny, to jasność umysłu, opanowanie są konieczne. Bardzo pomocne jest trzymanie się określonych procedur. Za procedurami idzie organizacja służby zdrowia, która jest jak „cyrk w budowie”. Co nowy minister zdrowia, to nowa koncepcja. A kysz, uciekam od polityki.

Pacjent po poważnej operacji jamy brzusznej trafia na salę monitorowaną przez 24 godziny, jest pod opieką dwóch pielęgniarek. Jednak każdego dnia ma dyżur inny lekarz kontraktowy. Czy zdoła zapoznać się z dokumentacją? Jaką decyzję podejmie? Odżywianie pozajelitowe do żołądka. Następnego dnia ma dyżur inny lekarz, który mówi: zatrzymać, za wcześnie na pozajelitowe. Trzeci zaleca normalne jedzenie. Dlaczego nie ma jednego lekarza prowadzącego, który obserwowałby cały proces? Czy z myślą o dobru pacjenta zaczęto likwidować etatowe, stałe zatrudnienie lekarzy? Chyba nie, tzw. kontraktowi lekarze są firmami do wynajęcia, bo to taniej, łatwiej utrzymać płynność finansową szpitala. Nie wiem, czy jeszcze istnieje instytucja konsylium lekarskiego, gdy specjaliści z różnych dziedzin analizują dany przypadek. Ja tego nie doświadczyłam.

Druga sprawa. Dopuszczenie rodziny do pielęgnacji chorego ulżyłoby pracy pielęgniarek. Co prawda jest większy luz niż przed laty, lecz sale monitorowane są w dalszym ciągu objęte reżimem. Tam leżą chorzy w ciężkim stanie, czasem agonalnym. Dlaczego nie pozwolić, by bliska osoba towarzyszyła choremu do końca?

I to nie ma nic wspólnego z polityką i płynnością finansową szpitali. To kwestia kultury i szacunku do człowieka. 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum