28 października 2022

Husarz od serca

„Ukazała się i husarya, a nad nią chmura skrzydeł i sterczący w górę las włóczni, zdobnych w złotawe kitajki i w długie zielono-czarne proporce (…) na widok ich spokoju, powagi i sprawności aż łzy radosne ukazały się w oczach pana Skrzetuskiego”. Ze specjalistą kardiologiem, dr. hab. n. med. Wojciechem Wąskiem, profesorem Uniwersytetu Rzeszowskiego, rozmawiamy o licentia poetica, husarskich skrzydłach w popkulturze, prawdzie historycznej i miłości do koni.

„Ukazała się i husarya, a nad nią chmura skrzydeł i sterczący w górę las włóczni, zdobnych w złotawe kitajki i w długie zielono-czarne proporce (…) na widok ich spokoju, powagi i sprawności aż łzy radosne ukazały się w oczach pana Skrzetuskiego”.* Ze specjalistą kardiologiem, dr. hab. n. med. Wojciechem Wąskiem*, profesorem Uniwersytetu Rzeszowskiego, rozmawiamy o licentia poetica, husarskich skrzydłach w popkulturze, prawdzie historycznej i miłości do koni.

rozmawia Kamila Hoszcz-Komar

O byciu rycerzem snuje fantazje wielu chłopców, potem przychodzi dorosłość i marzenia chowają na dno szafy. Panu jednak udało się marzenie spełnić. Czy taka była motywacja wstąpienia do grupy rekonstrukcyjnej?

Absolutnie nie. Można powiedzieć, że moja droga do bycia husarzem wiodła przez koński grzbiet.

Konie?

Od dziecka jeździłem konno, uczestniczyłem w mało znaczących, ale emocjonujących lokalnych zawodach skokowych. Udawało mi się to dzięki świetnym ludziom, których po drodze spotykałem, takim jak Krzysztof Szmidt z Ełku, pięknej miejscowości mazurskiej. Tych hubertusów nigdy nie zapomnę. Moje zaangażowanie w świat rekonstrukcji nastąpiło później.

Nie każdy koniarz trafia do grup rekonstrukcyjnych. Pańska droga jest nietypowa. Zatem, jaka była?

Jazda konna otwiera wiele możliwości, zwłaszcza gdy posiadamy już własne konie. Do rekonstrukcji historycznych wprowadził mnie mój przyjaciel, kowal podkuwacz, znany szeroko w gronie husarzy Jacek Styrna, który po pracy przy koniach zwykł wieczorami ubierać się w szlachecki strój i pokazywać piękno minionej epoki. Jacek wielokrotnie przekonywał mnie do jeżdżenia „po szlachecku”, argumentując m.in. nikłymi szansami na sukces w sporcie i niepotrzebnym stresem związanym z zawodami. Mawiał często: – Chodź do nas, nawet jak coś nie wyjdzie, czy się pomylisz, nikt nie zauważy, piękno stroju historycznego przykuwa uwagę odbiorców. Jacek wprowadził mnie do Rycerstwa Ziemi Sandomierskiej.

Stefanem Czarnieckim mogą zostać tylko wybrańcy?

W owym czasie do grupy rekonstrukcyjnej nie przyjmowano „z ulicy”. I dziś w okresie próbnym sprawdza się, czy kandydat spełnia niezbędne warunki, kto on zacz. Przygląda się jego zachowaniu, czy jest opanowany, czy nie traci zimnej krwi, czy znosi trudy, czy potrafi być na czas, czy ma swojego konia, czy potrafi go przetransportować. Wiele elementów składa się na ocenę, więc wejście do grupy nie jest oczywiste.

Dragonia, jazda kozacka, petyhorcy, jazda lekka – prekursorzy późniejszych ułanów. Tyle możliwości. Dlaczego akurat husaria?

Dobre pytanie! Powiem tak: pociągała mnie jazda lekka, nie planowałem rekonstruowania husarii, bo uważałem, że to niezwykle trudna rola. Ale gdy przyjęto mnie do grupy sandomierskiej, taką rolę mi przydzielono, bazując na moich dotychczasowych umiejętnościach jeździeckich i szermierczych. Pierwsze zamówienie dobrze skrojonego żupana, właściwej szabli, napierśnika typu anima stało się możliwe dzięki przyjaźni z nieżyjącym już znanym polskim kostiumologiem Pawłem Grabarczykiem (pracował m.in. przy produkcji filmu „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana). Dzięki Pawłowi wiedziałem, do kogo z czym się zwrócić i na jakich wzorach się oprzeć, by rekonstrukcja zbliżała się do prawdy historycznej, a nie wyglądała jak firanka. W kolejnych latach moja wiedza na temat zgodnego z historią szycia stroju polskiego, kucia zbroi i szabel rosła, dzięki poznawaniu niezwykłego grona pasjonatów czasów minionych, którzy zgłębiają ich tajniki. Nie opierają się jednak na często nie do końca ścisłych opracowaniach, tylko studiują źródła z epoki. Przyswajanie niezwykle trudnej sztuki powodowania koniem zgodnie ze szkołą „przy ziemi”, która stanowi podstawę kształtowania husarskich umiejętności, a którą opisał w XVII w. Dorohostajski, stało się możliwe tylko dzięki ogromnej wiedzy koniarskiej, doświadczeniu i mistrzowskim umiejętnościom Aleksandra Jarmuły, który od wielu lat doskonali warsztat jeździecki naszej grupy.

Skąd umiejętność władania szablą?

Szermierka zawsze mnie pociągała. Moim mistrzem był Tomasz Abramski, wykształcony szermierz i uczeń pana Wojciecha Zabłockiego. Pierwsze kroki w przenośni i dosłownie (szermierka to przede wszystkim praca nóg) polegały na nauce posługiwania się palcatem, czyli drewnianym kijem, i zmierzały do kształtowania dynamicznych umiejętności wyprowadzania ściśle określonych cięć i zasłon. Ściśle określonych, gdyż muszą być one czytelne dla kontrpartnera i prawidłowo odczytane. To jest kluczowe dla bezpieczeństwa, zwłaszcza na dalszym etapie, gdy zastępujemy palcaty prawdziwymi szablami. Nie ma układanych partii. My się rzeczywiście bijemy na szable i to wygląda przekonująco, bo nie jest sztuczne. Każdy z nas tnie, zgodnie ze swoim spontanicznie rodzącym się podczas walki jej planem, cięcia są różnorodne, a bezpieczeństwo zapewnia właśnie budowana latami przewidywalność linii wyprowadzanego cięcia.

Ale to trzeba robić na koniu!

Na koniu nie mamy dwóch nóg, tylko cztery, i musimy umieć nimi niezależnie poruszać właściwym dosiadem i łydkami. To motto naszego mistrza Aleksandra. Żeby dobrze odtworzyć fechtunek na koniu, należy przede wszystkim ze swobodą stosować chody boczne, zwroty na zadzie i na przodzie. Zadawane cięcie nie może zaburzyć równowagi konia, a przede wszystkim go przestraszyć. To niezwykle trudne. Perfekcja w tym zakresie jest moim marzeniem, którego już pewnie nie zrealizuję, bo dogania mnie czas, którego rytm wystukuje pesel.

Przytoczę anegdotę – dobry przykład ułożenia naszych koni. Podczas parady z okazji Święta Wojska Polskiego ustawiono nas obok czołgów i ciężkich wozów opancerzonych, ich silniki początkowo cichutko mruczały. Wszędzie ludzie, od których oddzielały nas skromne barierki z plastikowych taśm – wątpliwa przeszkoda dla spłoszonego konia. Myśleliśmy, że ruszymy pierwsi, ale organizator nas zatrzymał, czołgi ruszyły z rykiem silników wzdłuż szeregu kilkudziesięciu koni i siedzących na nich rekonstruktorów. Migały mi w wyobraźni niedobre scenariusze, ale nasze koniska pozostały w miejscu niespłoszone i tylko patrzyły swoimi mądrymi oczami za oddalającą się współczesną husarią.

Pana stroje, zbroja, broń, siodło i rząd koński wyglądają jak z muzeum. Dla niewprawnego oka – autentyk.

Strój i rząd polski z XVI/XVII w., dzieła rękodzielnictwa tamtych czasów, pięknie puentuje wszystko – walkę na szable i umiejętności powodowania koniem. Właściwy dobór materiałów, krój żupanów, opinających łydkę spodni, ręczne szycie, w tym również butów, guzy i szamerunki zdobiące delie, zdobne w pióra czapli magierki – to wszystko oddaje wiernie klimat epoki. Zamki kołowe półhaków są prawdziwe i działają na tej samej zasadzie co w XVII w. Dodam, że niektóre kroje ubiorów, a zwłaszcza butów, cały czas zachowują „świeżość” i mogłyby spełnić oczekiwania współczesnych odbiorców. Mam kilka zdjęć XVII-wiecznych butów z Persji, którymi, jak sądzę, mógłby być zainteresowany Mick Jagger. Na niezwykłą uwagę zasługują współcześni polscy płatnerze. Sztuka szabelnicza jest na bardzo wysokim poziomie. To, co kiedyś wydawało się niemożliwe, np. wykonanie głowni bułatowej, czyli tzw. damastu zlewnego, jest dziś możliwe dzięki ogromnej wiedzy i umiejętności współczesnych mistrzów.

Wspomniane usługi nie są najczęściej wyszukiwanym hasłem w Google. Od każdego elementu jest specjalista, osobny rękodzielnik?

Chodzi o zachowanie prawdy historycznej w najdrobniejszych szczegółach. Dbamy o to, żeby technika tworzenia każdego elementu była taka, jak w okresie, z którego pochodzi pierwowzór. Szable zdobi się, np. nabijając szlachetne metale techniką na jaskółczy ogon, jak robiono to w XVII w., a nie lutując. Rękodzielnicy nie narzekają na brak pracy. Terminy wykonania są odległe, a samo zamówienie nie jest prostym etapem, wiąże się bowiem z koniecznością zgłębienia wiedzy na temat rekonstruowanego przedmiotu. Dążymy do kopiowania istniejących realnie szabel, pałaszy czy koncerzy lub pufferów, które są w zbiorach muzealnych lub zostały uwiecznione na nagrobkach czy w malarstwie. Zamówienie wiąże się z wieloma wizytami w warsztacie, a uzgodnione terminy wykonania sięgają nawet kilku lat.

Domyślam się, że to nie jest tanie hobby?

Niewystarczające środki nie powinny nas wstrzymywać, bo odległe terminy wykonania dają szansę na ich zgromadzenie. Rynsztunek zbiera się całymi latami.

Ilu husarzy jest w III Rzeczypospolitej?

Niewielu. Na pewno mniej niż 100. Tak jak dawniej, tak i teraz to elitarna formacja.

Matejko, Kossak, twórcy filmów i innych dzieł, które trafiły do popkultury, przedstawiają husarzy z wielkimi skrzydłami zawiniętymi wysoko nad głową. Źródła historyczne pokazują nieco inną wersję. Jak to jest w końcu z tymi skrzydłami?

Efektowne sanki nad głowami husarza to odbicie symboli stosowanych już w czasach, kiedy husaria nie miała znaczenia bojowego. W XVI i XVII w. nie używano takich skrzydeł. Skrzydła same w sobie są symbolem władzy – to znak hetmański, który dźwigał np. buńczuczny. W XVII w. stosowano skrzydła zoomorficzne, trocząc je na różny sposób, lub skrzydła w postaci listwy z nabitymi piórami troczonej do tylnego łęku siodła. Przekonanie o straszeniu wroga dźwiękiem skrzydeł nie jest poprawne, ptaki latają po cichu. Elementem skuteczniej płoszącym było „kitajskie chwaszczenie”, czyli łopot jedwabnych proporców na kopiach.

Czy Henryk Sienkiewicz trzymał się prawdy historycznej?

Nie traktuję wspaniałej literatury Sienkiewicza, na której wszyscy wyrośliśmy, analitycznie. Jego dzieła powstawały w innej epoce i inne miały zadanie, krzepiły ducha podbitego, zniewolonego, wielkiego narodu. Nie doszukuję się również dokumentalistycznej prawdy historycznej w ekranizacji Trylogii. Jak spojrzymy na rozwiane futro kołpaka pana Daniela Olbrychskiego lub stroje filmowej Oleńki, możemy naturalnie krytykować albo się po prostu wzruszać. Każdy może wybrać.

Największe emocje?

Pierwszy występ w Sandomierzu. Zostałem przyjęty do grona Rycerstwa Ziemi Sandomierskiej. Brzmi to dostojnie i dumnie, tak też jest. Absolutnie podniosła chwila. Miałem wrażenie, jakbym przeniósł się w czasie. Wspominam z dużymi emocjami nasze występy w Wiedniu z okazji 300-letniej rocznicy bitwy pod Wiedniem, nasz wjazd konno na zamek w Kamieńcu Podolskim. Niebywałe uczucie! Ogromne emocje towarzyszyły mi również podczas naszych występów na Cavaliadzie w Poznaniu.

Zawsze pytam moich rozmówców, co w ich pasji najbardziej cieszy, a co jest najtrudniejsze?

Radość jest za każdym razem, kiedy powstała piękna scena. My tego nie robimy dla siebie, choć lubimy się spotykać i razem trenować. Odbiór publiczności i radość z przenoszenia się w inne czasy są kluczowe. Szczególna rola przypada w tej mierze osobom prowadzącym narrację podczas pokazu. Niezastąpionym głosem werbalizującym czystą myśl jest narracja pana kasztelana Karola Burego oraz pana Daniela Olbrychskiego, u boku których mamy honor występować. Bardzo ważnym zadaniem jest utrzymanie porozumienia z koniem, co daje ogromną satysfakcję. Jednocześnie każdy występ jest niewiadomą. Niepewności doświadczają wszys-cy, również jeźdźcy sportowi. Stawiamy sobie coraz wyższe wymagania, zwłaszcza podczas jazdy symultanicznej, którą aranżuje i układa kasztelan starożukowicki Aleksander Jarmuła. Czasem widzowie nie dostrzegają naszych błędów, ale my wiemy, że je popełniliśmy. Z reguły jest tak, że kiedy jedziemy jako rekonstruktorzy, koniarze zwracają uwagę i doceniają piękny strój, a rekonstruktorzy dobry dosiad. Ideałem byłoby gdyby narracje się odwróciły: podziw dosiadu przez koniarzy i uznanie dla wierności rekonstrukcji historycznej przez rekonstruktorów.

* H. Sienkiewicz, Ogniem i mieczem.

**Rozmówca jest członkiem formacji o nazwie Poczet Starożukowicki Rycerstwa Ziemi Sandomierskiej.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum