Logowanie do profilu lekarza

Przez login.gov

historia

Fot. cottonbro studio/Pexels

Historia 28.10.2022 r.

Powiedz, jak umarłeś

Autor: Kamila Hoszcz-Komar

16 IX Lebiedowski Jan (Zal).1 Takimi słowami w roku akademickim 1938/1939 prof. Grzywo-Dąbrowski zaczyna swój ostatni wpis do przedwojennego zeszytu egzaminacyjnego. Skrupulatnie notuje nazwiska, daty, wynik egzaminu, a nierzadko pytania. Egzamin z medycyny sądowej jest ostatnim na drodze przyszłych absolwentów Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Polskę i świat ogarnia wojenna pożoga, ale profesor kontynuuje zapiski. Udając się na tułaczkę po upadku Powstania Warszawskiego, w torbie z rzeczami osobistymi znajdzie miejsce na swój ostatni zeszyt…

To pozornie nieistotny gest w obliczu wszechogarniającej śmierci i niepewności losu. Jednak właśnie dzięki niemu po kapitulacji III Rzeszy rozsiani po Polsce i świecie warszawscy studenci będą mogli uzyskać potwierdzenie zaliczenia ostatniego egzaminu i oficjalnie dołączyć do grona medyków. Troska o ten zeszyt także wiele mówi o Wiktorze Grzywo-Dąbrowskim, wieloletnim kierowniku Zakładu Medycyny Sądowej, dwukrotnym dziekanie Wydziału Lekarskiego UW, założycielu i prezesie Polskiego Towarzystwa Medycyny Sądowej, który mimo licznych osiągnięć naukowych i sukcesów,2 opinii nie tylko wybitnego pedagoga, ale i naukowca, był niezwykle skromnym, pracowitym człowiekiem oraz aktywnym społecznikiem.

Opowiadając o dziejach medycyny sądowej w Warszawie, nie sposób nie wspomnieć o Wiktorze Grzywo-Dąbrowskim. A mówiąc o nim, milczeć o niej. I choć Grzywo-Dąbrowski nie jest rodowitym warszawiakiem, on i warszawska medycyna sądowa tworzą nierozerwalną całość, jedno bez drugiego nie istnieje. Prześledźmy zatem historię profesora, która zaczyna się w czasach, kiedy Polski nie było na mapach Europy.

Rosyjski „paszport” i prosektor Łodzi

Pod rządami tytularnego króla Polski, wielkiego księcia Finlandii, cesarza i samodzierżcy Rosji Mikołaja II u schyłku lata 1885 r., 15 sierpnia, na północny wschód od Charkowa, w Zadońsku nad Donem, przychodzi na świat Wiktor Grzywo-Dąbrowski. Wychowuje się z siostrą Marią i bratem Walerianem w inteligenckim domu Kazimierza i Stanisławy. Niewiele wiemy o jego młodych latach, ale w 1904 r. rozpoczyna studia medyczne na Cesarskim Uniwersytecie Warszawskim, który opuszcza w 1905.3 Kontynuuje naukę na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Jagiellońskiego, którą z powodzeniem kończy w 1911 r. z tytułem doktora wszech nauk lekarskich. Podczas studiów poznaje prof. Leona Wachholza, który na krakowskiej uczelni tworzy prężnie działający Zakład Medycyny Sądowej, zyskujący coraz większy prestiż na arenie międzynarodowej.

Po studiach Grzywo-Dąbrowski rozpoczyna karierę lekarską, pracując m.in. jako prosektor i kierownik Pracowni Histopatologicznej słynnego Szpitala dla Psychicznie Chorych w Kochanówce, a także jako prosektor miasta Łodzi.

Brzydka siostra i czuły ojciec

Nie wiadomo, czy Grzywo-Dąbrowski planował spleść swój los z Warszawą, jednak przypieczętowuje ten związek, obejmując w 1917 r. stanowisko prosektora Szpitala Dzieciątka Jezus oraz przyjmując posadę lekarza sądowego przy Sądzie Okręgowym w Warszawie. Cztery lata po uruchomieniu polskojęzycznego Uniwersytetu Warszawskiego, w roku 1919, powołana zostaje Katedra i Zakład Medycyny Sądowej, a zaledwie rok później Grzywo-Dąbrowski obejmuje jej kierownictwo.

W tym czasie historia warszawskiej medycyny sądowej nabiera tempa, a z biegiem lat pod czujnym okiem Grzywo-Dąbrowskiego warszawski ośrodek staje się jednym z najważniejszych w kraju. Dawne pomieszczenia Zakładu Medycyny Sądowej Cesarskiego UW szybko zostają zaanektowane na potrzeby rozrastających się zakładów anatomii opisowej oraz patologicznej, a Grzywo-Dąbrowski i jego pracownicy stają przed wyzwaniem zorganizowania nowego zakładu. Od podstaw, gdyż – jak notuje profesor – nie mają „literalnie nic, ani pomieszczenia, ani mebli, ani inwentarza”. Pierwszy wybór pada na mały budynek przy ul. Chałubińskiego, tzw. zwierzętarnię, znajdujący się na tyłach gmachu Collegium Anatomicum. Do dyspozycji mają cztery małe pomieszczenia: 

„(…) w jednym z nich została urządzona sala sekcyjna, mieszcząca dwa stoły, w drugim zrobiono trupiarnię, najmniejszy pokoik przeznaczono na kancelarię, gabinet kierownika, pracownię, czwarty na koniec stanowił mieszkanie woźnego. W takich warunkach pracowaliśmy około dwóch lat. Ciasno było okropnie, podczas ćwiczeń sekcyjnych, skupiających jednocześnie 20 osób, ledwie można było się poruszać, ocierano się literalnie o siebie łokciami. W miesiącach letnich było tak gorąco, że nieraz zdarzały się przypadki omdleń; nadmienię, że w salce nie było najmniejszej wentylacji. Drzwi oddzielające trupiarnię od sali sekcyjnej i gabinetu znajdowały się w tym samym korytarzyku, długości pięciu kroków, wobec tego w lecie, gdy zwłoki prawie zawsze były w stanie silnego rozkładu, straszny zaduch przenikał »zakład«, a zdarzało się, że w trupiarni, nie posiadającej chłodni ani piwnic, rozkładające się zwłoki leżały po kilka dni”.

Medycyna sądowa, brzydka siostra, którą najchętniej chowa się w piwnicach i rzadko wspomina, trafiła jednak na czułego opiekuna, który nie zasypia gruszek w popiele. Już w 1921 r. powstają plany nowego zakładu medycyny sądowej i rozpoczyna się zbiórka funduszy.

Od piwnicy aż po dach, niech radośnie rośnie gmach

Jeszcze w tym samym roku pod okiem architekta Tadeusza Zielińskiego budowlańcy kopią fundamenty przy ul. Oczki 1. Prace kończą się w 1929 r. Budynek utrzymany jest w stylu neoklasycznym. Cały zakład ma centralne ogrzewanie, kanalizację, elektryczne oświetlenie i bieżącą wodę. Piwnice przeznacza się na chłodnię, oziębianą kwasem węglowym, podzieloną na 12 boksów z możliwością zmiany temperatury. Szybko okazuje się, że z powodu stale zwiększającej się liczby nadsyłanych zwłok chłodnia nowego ZMS jest zbyt mała.

W nowym budynku znajdują swoje miejsce także pokoje do obmywania i ubierania zwłok oraz pokój do przechowywania trumien. Na parterze od frontu mieści się dział chemii sądowej i fotografii kryminalnej, czyli podlegający Ministerstwu Sprawiedliwości Instytut Ekspertyz Sądowych. Obie sale sekcyjne w zakładzie zostają wyłożone białymi kaflami do wysokości 1,43 m, a podłoga terakotą. Wysokość sal zapewnia dużo światła i powietrza, działa elektryczna wentylacja wyciągowa, jest umywalnia z gorącą i zimną wodą. Pracownicy dostają do dyspozycji łącznie pięć skanalizowanych granitowo-marmurowych stołów. Osobny ciąg komunikacyjny łączy sale z chłodnią w celu przewożenia zwłok. Znajdują się tu także: kaplica, izba do wystawiania zwłok osób o nieustalonej tożsamości w celu rozpoznania, sala ćwiczeń dla studentów, pracownie asystentów, gabinet kierownika, muzeum, biblioteka, specjalna pracownia do badania dowodów rzeczowych oraz ciemnia fotograficzna. W budynku są też pomieszczenia gospodarcze dla służby, mieszkania portiera, woźnych, asystentów oraz kierownika, łazienki, toalety.

Sala wykładowa „zbudowana amfiteatralnie może pomieścić 200 studentów. Zaopatrzona jest w skanalizowany stół sekcyjny, co pozwala na wykonywanie sekcji na wykładzie, i posiada duży aparat projekcyjny systemu Zeissa, umożliwiający demonstrowanie preparatów anatomicznych, mikroskopowych i przezroczy. Zaciemnienie sali odbywa się za pomocą zasłon wprawianych w ruch przez motorek elektryczny lub za pomocą ręcznych korb w przypadku jego awarii. Sala wykładowa posiada połączenie z chłodnią za pomocą windy, co umożliwia szybkie dostarczenie zwłok”. Cały teren zakładu otoczony jest dużym ogrodem z drzewami, krzewami oraz kwietnikami i klombami. Tył zakładu chroni mur, a przód ogrodzony jest żelaznym płotem.

Sędziowie, policjanci i… oglądacze zwłok

Choć warunki pracy zmieniają się o 180 st., „biorąc pod uwagę różnorodność zadań zakładu oraz ilość bieżącej roboty – wspomina profesor – zarówno personel wyższy (kierownik, czterech asystentów lekarzy, rysownik), jak i niższy jest zbyt szczupły, przede wszystkim zaś odczuwa się brak stanowiska prosektora”. Ale Grzywo-Dąbrowski to człowiek czynu. W budynku przy ul. Oczki kształci kolejne roczniki studentów medycyny oraz prawa, przeprowadza sekcje sądowo-lekarskie i sanitarno-policyjne, wykonuje ekspertyzy, prowadzi wykłady dla pracowników wymiaru sprawiedliwości, urzędników Policji Państwowej, sędziów śledczych, akuszerek, a także dla oglądaczy zwłok. Choć w 1959 r. zawód ten zniknie bezpowrotnie, w owym czasie ma się bardzo dobrze. Oglądacze muszą złożyć przysięgę i zaliczyć państwowy egzamin. Powinni dotrzeć na miejsce w 24 godz., a także upewnić się, że w promieniu 4 km nie ma żadnego lekarza, który potwierdziłby zgon. Aż dwie trzecie kart zgonów na terenach wiejskich wystawiają przedstawiciele tej profesji.

W swoich licznych publikacjach, m.in. w dużej monografii „Badanie zwłok i miejsca, gdzie były one znalezione”, Grzywo-Dąbrowski kładzie ogromny nacisk na prawidłowe zabezpieczanie miejsc, dowodów poszlakowych, narzędzi zbrodni etc. Przeprowadza dogłębną analizę wielu przypadków śledztw i wykazuje błędy w postępowaniu mogące spowodować nieodnalezienie sprawcy lub skazanie niewinnego. Dzięki stosowaniu nowoczesnych metod przyczynia się do rozwoju medycyny sądowej oraz kryminalistyki.

Niezłomny

Nad prężnie rozwijający się Zakład Medycyny Sądowej w Warszawie nadciągają ciemne wojenne chmury. Grzywo-Dąbrowski rozpoczyna tajne nauczanie pod nazwą Kursy dla prosektorów i oglądaczy zwłok. Dzięki nim kolejnych 40 przedwojennych studentów medycyny trafia do zeszytu profesora. Ponure lata okupacji niemieckiej przekreślą trud i wysiłek, który włożył w organizację i wyposażenie zakładu. Apogeum zniszczenia nastąpi podczas Powstania Warszawskiego, kiedy pożar pochłonie większą część budynku, ocaleje jedynie sala sekcyjna i nieliczne pomieszczenia na parterze. Po upadku Powstania Grzywo-Dąbrowski opuszcza Warszawę. Jednak powraca natychmiast po wyzwoleniu miasta i rozpoczyna mozolną odbudowę swojego dzieła. Mieszka nad zakładem, aby nadzorować wszystkie prace. Dzięki swoim staraniom oraz pomocy studentów budynek ponownie zostaje oddany do użytku w 1947 r. Profesor od początku zbiera pomoce naukowe, książki, czasopisma i zbiory muzealne, gdyż materiały zgromadzone przez niego w okresie międzywojennym zginęły wraz z zakładową biblioteką. Część zostaje odnaleziona po wojnie na Śląsku.

Prof. Grzywo-Dąbrowski kieruje biblioteką Akademii Medycznej oraz prowadzi prace ekshumacyjne w podwarszawskich Palmirach. Musi stawić czoła powojennym realiom Polski Ludowej. W 1948 r. staje na czele komisji biegłych badającej przyczyny śmierci ppłk. Lucjana Załęskiego, więźnia Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego. W grudniu biegli wydają opinię, że śmierć oficera nastąpiła w wyniku obrażeń odniesionych podczas przesłuchań. Profesor mógł ponieść poważne konsekwencje, jednak gdy rok później pracownicy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego dostarczają kolejne ciało – Jana Rodowicza ps. „Anoda”,4 odmawia podpisana przedłożonego przez funkcjonariuszy protokołu sekcji. Bez ich wiedzy przeprowadza w nocy oględziny zwłok, lecz tym razem nie decyduje się na wydanie oficjalnej opinii.

Stanowisko kierownika Zakładu Medycyny Sądowej AM piastuje do 1962 r., kiedy odchodzi na zasłużoną emeryturę.

PS 28 marca 1952 r. prof. Wiktor Grzywo-Dąbrowski zapełnił ostatnie miejsce w swoim przedwojennym zeszycie egzaminacyjnym wpisem nr 1759.

Artykuł powstał z udziałem i pomocą pracowników Muzeum Historii Medycyny WUM.

Wszystkie cytaty pochodzą z opracowania: Wiktor Grzywo-Dąbrowski, Zakład Medycyny Sądowej UW

1 Jan Jerzy Lebiedowski, żołnierz AK ps. „Adam Sosna”, uczestnik-weteran Powstania Warszawskiego, lekarz batalionu w stopniu podchorążego plutonowego, absolwent Wydziału Medycyny UW z 1938 r.

2 Założyciel i redaktor „Czasopisma Sądowo-Lekarskiego”, członek honorowy Polskiego Towarzystwa Medycyny i Kryminologii, Polskiego Towarzystwa Lekarskiego oraz Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, współzałożyciel i członek Francuskiego Towarzystwa Medycyny Sądowej, autor ponad 200 publikacji z dziedziny medycyny sądowej, kryminalistyki, psychiatrii i in., a także pięciu wydań podręcznika medycyny sądowej; odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerskim i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

3 W 1905 r. pod hasłem walki o polski uniwersytet został ogłoszony bojkot rosyjskiej uczelni. Udział Polaków wśród studiujących w Warszawie spadł poniżej 10 proc., a większość dotychczasowych studentów wyjechała do innych uniwersytetów. Cesarski Uniwersytet przetrwał do 7 lipca 1915 r. (źródło: https://www.uw.edu.pl/uniwersytet/historia-uw/).

4 Okoliczności śmierci Jana Rodowicza „Anody” do dziś pozostają niewyjaśnione. Istnieje kilka hipotez. Oficjalna wersja MBP mówi o śmierci samobójczej. W latach 90. przeprowadzono oficjalne śledztwo, połączone z ekshumacją, jednak nie udało się ustalić przyczyny śmierci Jana Rodowicza.

Kamila Hoszcz-Komar

Autor: Kamila Hoszcz-Komar

Treści autora ⟶

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, zgodę na ich użycie, oraz akceptację Polityki Prywatności.