Logowanie do profilu lekarza

Przez login.gov

historia

Fot. Suzy Hazelwood/Pexels

Historia 27.10.2023 r.

Wspomnienie o prof. Henryku Wiśniewskim

Autor: Kamila Hoszcz-Komar

1931 rok, Luszkówko – to tam przyszedł na świat Henio, syn nauczycieli, wielbiciel zwierząt i niebezpiecznych eskapad do babci pod nosem okupanta. 1991 r., Kioto, XI Międzynarodowy Kongres Neuropatologów – to tam prof. Henryk Wiśniewski został zaliczony do grona najbardziej zasłużonych naukowców w mijającym stuleciu.

Po napadzie Niemiec na Polskę rodzina dobrze zarabiających nauczycieli Wiśniewskich stała się – jak wielu wtedy – wojennymi tułaczami. Pozbawieni dobytku rodzice z trojgiem dzieci, ciągle przenoszeni, chwytali się każdej pracy. Kiedy syn Henryk został łącznikiem oddziałów partyzanckich, które m.in. wysadzały niemieckie pociągi z wojskiem, bronią i żywnością jadące na wschodni front, w domu pojawiły się chałwa i czekolada. Rodzice z jednej strony drżeli o syna, z drugiej podziwiali jego inteligencję, spryt i zaradność. Henio uczył się w klasztorze i sierocińcu katolickim sióstr szarytek w Łukowie, który znajdował się blisko getta. Dlatego chłopiec był świadkiem jego likwidacji. „Kiedy maszerowali [Żydzi] przez miasteczko, mieli jeszcze ostatnią szansę, aby uciec z transportu [do Majdanka]. Ale oni ufali Niemcom, sądząc, że to tylko przeprowadzka i że są przesiedleńcami. Nie wierzyli w żadne komory gazowe, w masową zagładę. Trochę się nawet dziwię ich bezgranicznej ufności, bo przy silniejszych wiatrach nawet do sierocińca docierały z Majdanka zapachy palonych ludzkich ciał. Nigdy tego potwornego zapachu nie zapomnę…” – wspominał po wielu latach prof. Henryk Wiśniewski.

Niemcy zmuszali chłopców do zbierania zwłok Żydów rozstrzelanych na ulicach Łukowa. Musieli grzebać ich ciała, choć mieli wtedy po 9–10 lat. Rodzina Henryka adoptowała też Danusię, córkę jednego z partyzantów, którego żonę i pozostałe dzieci Niemcy rozstrzelali w ich własnym domu. Mężczyzna zginął jakiś czas później, złapany przez hitlerowców w zasadzkę. Czas wojny i okupacji był trudny dla rodziny Wiśniewskich, Henryk widział wiele brutalnych morderstw, obserwował niemoralne postawy ludzi. Jednym z większych problemów po wojnie było dla niego pozbycie się ze świadomości stereotypu Niemca – okrutnego hitlerowca.

Po zakończeniu działań wojennych zaangażował się w harcerstwo, jeszcze nieprzesiąknięte ideologią komunistyczną. Wreszcie przyszedł czas na studia. Henryk chciał zostać lekarzem, tyle razy podczas wojny widział jak „naprawia się” ludzi. Na Akademii Medycznej w Gdańsku stało się o nim głośno jeszcze zanim zaczął studiować, ze względu na jego świetną pamięć. Powtarzał egzamin wstępny przy profesorze, gdyż ten nie wierzył, że bez ściągania ktoś potrafi odtworzyć bezbłędnie tekst służący do nauki. Podczas studiów najbardziej interesowała go chirurgia. Opowieści z życia profesora bez problemu wypełniłyby wielosezonowy serial na Netfliksie.

Na wspomnienie zasługuje jego ogromny dorobek naukowy. Prof. Wiśniewski od 1958 r. pracował w Zakładzie Neuropatologii Polskiej Akademii Nauk. Tam też stworzył Pracownię Neuropatologii Doświadczalnej PAN. Odbył dwa długie staże: w Zakładzie Neuropatologii Uniwersytetu w Toronto i w Narodowym Instytucie Zdrowia w Bethesda w Stanach Zjednoczonych. Po osiedleniu się na stałe w USA pracował w Albert Einstein College of Medicine w Nowym Jorku. W 1974 r. został powołany na dyrektora MRC Demyelinating Disease Unit w Newcastle Upon Tyne w Wielkiej Brytanii. W 1976 wygrał konkurs i został dyrektorem Institute for Basic Research in Developmental Disabilitiesna Staten Island w Nowym Jorku. Placówką kierował niemal 25 lat. Zawsze pomagał polskim naukowcom, a fakt posiadania referencji od prof. Wiśniewskiego otwierał drzwi do kariery w Stanach Zjednoczonych. Jest autorem i współautorem 625 publikacji naukowych. W badaniach skupiał się na zjawiskach barierowych w OUN, patologii chorób demielinizacyjnych, patobiochemii, patomechanizmie i diagnostyce otępienia starczego typu alzheimerowskiego.

 

 W śmierci „starego” kryje się „nowe”. (…) Tak jest zawsze, w przypadku wszystkich ludzi, tylko nie wszyscy chcą się rozejrzeć i zauważyć to „nowe”. Może dlatego, że najpierw trzeba to „coś” znaleźć, zidentyfikować, nazwać i podjąć wyzwanie? To wymaga pewnego wysiłku, więc może ludziom się po prostu nie chce? A może lęk tak bardzo ich przytłacza, że nie potrafią zdobyć się na nic więcej? (…) Nigdy nie miałem w sobie takiego uczucia – mówił po latach Henryk Wiśniewski. Może to jest sekret jego sukcesu.*

Kamila Hoszcz-Komar

Autor: Kamila Hoszcz-Komar

Treści autora ⟶

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, zgodę na ich użycie, oraz akceptację Polityki Prywatności.