Logowanie do profilu lekarza

Przez login.gov

Medycy nie płaczą

fot. Adam Custer/Unsplash

Zdrowie lekarzy 25.06.2025 r.

Medycy nie płaczą

Autor: Hanna Odziemska

Fałszywy mit medyka o nadludzkich atrybutach, odpornego na choroby i deprawację, wciąż jest zadomowiony w społecznej świadomości. Od lekarza, pielęgniarki czy ratownika medycznego oczekuje się, że zawsze będzie dostępny, nie będzie chorować, urlopy ma mieć krótkie, a świeżość i energia mają go nigdy nie opuszczać.

Taka wizja specjalisty daje pacjentom poczucie bezpieczeństwa, ale jest ono złudne, bo w prawdziwym życiu medyk jest człowiekiem, odczuwa głód i zmęczenie, choruje, potrzebuje snu. Mit niezniszczalnego supermedyka jest jednak na tyle silny, że samo środowisko dokarmia go własnym lękiem o utratę etosu, a może nawet pracy, i wstydem niepozwalającym na przyznanie się do słabości.

Moi rozmówcy, a wśród nich lekarze, ratownicy medyczni i pielęgniarki, prosili, by opisać ich w sposób uniemożliwiający identyfikację, nawet pod względem płci, więc będę ich nazywać osobami A, B, C i D.

Osoba A 

Ponad 20 lat praktyki w zawodzie i leczy się z powodu zaburzeń depresyjnych.

Oczywiście, w pracy nikt nic nie wie, bo to od razu etykietka, a rozwiązanie umowy stanie się kwestią czasu. Nie może wiedzieć szef, współpracownicy i przede wszystkim pacjenci. Mam za sobą ponad 20 lat nienagannej pracy i dobry kontakt z chorymi. Dokształcam się nieustannie, jestem na bieżąco z aktualną wiedzą medyczną, wytycznymi i procedurami. Praca zresztą trochę pomaga. Kiedy angażuję się w problemy innych, to nie myślę o swoich. Biorę leki, które nie zaburzają świadomości. Leczenie u psychiatry zaczęło się kilka lat temu, po stracie bardzo bliskiej osoby. Były ciężkie chwile, do dziś miewam momenty zwątpienia w sens życia i myśli rezygnacyjne. Przeciążenie obowiązkami służbowymi i permanentne zmęczenie też nie pomagają. Jestem oddana/oddany pacjentom, ale bycie medykiem nie chroni przed traumą ani przed chorobą. Nie jestem jedyna/jedyny w moim zawodzie, czasem po cichu przyznajemy się z kolegami i koleżankami, kto bierze leki przeciwdepresyjne, jednak zwykle niechętnie i z pewną dozą nieufności. Dzięki lekom możemy żyć i pracować, ale zawsze jest strach przed stereotypem, że medyk leczony z powodu depresji jest gorszy, więc boimy się stygmatyzacji i utraty pracy. Brak pracy to brak środków do życia i pogłębienie depresji. Praca z wrogo nastawionymi przełożonymi i współpracownikami to tortura. Uwierzysz, że w poprzedniej pracy szef, który nie wiadomo skąd dowiedział się o moich problemach, zaczął mnie tak prześladować, że kontrolował nawet moje wyjścia do toalety i przyjmowanie posiłków? A przecież pacjenci byli dobrze leczeni, nie było żadnych skarg ani zdarzeń niepożądanych.

Osoba B

12 lat praktyki w zawodzie i zespół uzależnienia od alkoholu. Świadoma problemu, teraz w abstynencji, leczy się pod opieką psychiatry, chodzi na terapię uzależnień, ale przez długi czas wysoko funkcjonowała w uzależnieniu.

Wiesz, co jest najgorsze? Że bardzo długo nie potrafisz przyznać, że masz problem. Wmawiasz sobie, że kontrolujesz picie, a jednocześnie już podświadomie odczuwasz wstyd, gdy ktoś z rodziny widzi, gdy codziennie wieczorem robisz sobie drinka albo wypijasz kieliszek wina „na odstresowanie po pracy”. Wstydzisz się, więc chowasz butelkę nawet do szafki z bielizną, i pijesz, kiedy domownicy oglądają film, są w łazience albo już śpią. I wciąż jeszcze wierzysz, że to kontrolujesz. Wściekasz się i obrażasz, kiedy na spotkaniach towarzyskich z innymi medykami ktoś zauważy, że wypijasz za dużo alkoholu. Czujesz wtedy strach, że cię przyłapią, osądzą i ukarzą, a najgorsza jest oczywiście wizja utraty pracy. Ale częściej nikt nic nie mówi, bo w środowisku medycznym problem uzależnienia od alkoholu nie jest rzadki, a społeczeństwo daje nawet na to pewne przyzwolenie. Nie znam medyka, któremu wdzięczny pacjent przynajmniej nie próbowałby wręczyć upominku w postaci alkoholu – to taki beznadziejny, bezrefleksyjny zwyczaj z dawnych czasów. Drugi bezrefleksyjny zwyczaj to nagradzanie się alkoholem po stresach, których na co dzień jest pod dostatkiem w naszej pracy. Niestety, uzależniony od alkoholu medyk może długi czas wysoko funkcjonować, bo pod groźbą utraty pracy jest w stanie długodystansowo przekraczać siebie i dobrze leczyć pacjentów, a bezpiecznego komunikatu: masz problem alkoholowy i wsparcia nie dostanie od nikogo. Upadłam/upadłem tak nisko, że moje metody „oszukiwania problemu” po prostu zawiodły. Kiedy z powodu powtarzającego się nagłego odwoływania dyżurów zajrzało mi w oczy zagrożenie utraty pracy, dotarło do mnie, że mam problem i muszę się leczyć. Nie docierałem/nie docierałam do szpitala, bo rano były promile na alkomacie po wieczornych drinkach. Szkoda, że nikt wcześniej nie dał sygnału, że widzi, co się ze mną dzieje.

Osoba C

Około 10 lat praktyki w zawodzie, uzależniona od pornografii.

Nie dziwię się, że moje małżeństwo się rozpadło, przecież większość dni i nocy w miesiącu to były dyżury. Potem nie było łatwo wejść w kolejny związek – praca, praca i jeszcze raz praca, brak czasu na życie prywatne. Pornografia zdawała się rozwiązywać problem, minimalizowała wysiłek z mojej strony i w mojej naiwnej ocenie była bardziej bezpieczną nagrodą za stresy i zmęczenie w pracy niż alkohol. Wydawało mi się, że nikogo nie krzywdzę. Okazało się, że moja ocena była całkowicie błędna. Jak w każdym uzależnieniu, nieuchronna eskalacja dawek zaczęła mnie paraliżować, zajmować myśli, dezorganizować życie. Stworzenie nowego związku okazało się niewykonalne, bo wygenerowana przez pornografię moja potrzeba silnych bodźców w realnym życiu była nie do udźwignięcia dla kolejnych potencjalnych partnerek/partnerów. Przez cały czas dobrze i bezpiecznie dla pacjentów funkcjonowałem/funkcjonowałam w pracy. Kiedy zaczęło się coraz częstsze opuszczanie dyżurów i zagrożenie utratą pracy, dotarła do mnie konieczność terapii.

Osoba D

Osiem lat praktyki w zawodzie, uzależniona od substancji psychoaktywnych, głównie benzodiazepin i fentanylu. Niestety, ma do nich dostęp w pracy i możliwość niekontrolowanego korzystania z leków. Obecnie, po miesięcznym pobycie w ośrodku leczenia uzależnień, jest w abstynencji i w trakcie terapii. W pracy zawsze była nienaganna, w pełni profesjonalna, opiekuńcza i bezpieczna dla pacjentów.

Nawet nie zauważyłem/nie zauważyłam, kiedy w to wpadłem/wpadłam. Były intensywne dyżury, a po nich swoisty jet lag, duże problemy ze snem. Potem był wypadek na nartach i bóle kolana, po prostu nie do opisania. Leki były w zasięgu ręki, dostępne praktycznie bez żadnego wysiłku. Nikt w pracy ani w domu nie zwrócił uwagi na niewyraźną czasem mowę czy nieco niepewny chód, pewnie wszyscy brali to za oznaki zmęczenia. Nie piłem/nie piłam przecież drinka, żeby zasnąć, stosowałem/stosowałam leki. A potem było coraz gorzej, ekstremalny wysiłek, żeby skupić uwagę, czasem urlop na żądanie. Nie było żadnego niepokojącego sygnału, żadnego błędu w pracy, pacjenci byli dobrze i bezpiecznie leczeni. Dopiero kiedy dawki eskalowały ponad maksimum, dotarło do mnie, co się dzieje. Był strach przed utratą pracy, wstyd, poczucie winy, że coś zawaliłem/zawaliłam. Początek leczenia był bardzo ciężki, ale teraz jest lepiej. Pozostał strach, czy dam radę i czy się nie wyda, ponieważ to skończyłoby się utratą pracy w zawodzie – może nawet na zawsze. Ta ostatnia myśl jest dla mnie nie do zniesienia, więc walczę.

Mit supermedyka to ostatni bastion stygmatyzacji ludzkich słabości, od których przecież nikt nie jest wolny. Oczekiwać od kogoś doskonałości to ślepa uliczka, w której wewnętrzne dziecko wciąż szuka Świętego Mikołaja, pomimo że wie od dawna, kto się za niego przebiera. Medycy chorują, popadają w uzależnienia, wypalają się, nie radzą sobie ze stresem i presją w wykonywaniu swojego zawodu. Cierpiąc, wciąż zaciskają zęby i ukrywają problemy. I chociaż coraz mocniej przebija się do społecznej świadomości przesłanie, że ważniejsze od problemów, jakie masz w życiu, jest to, co z nimi robisz, to wciąż kolejne pokolenia medyków wyrastają w okrucieństwie tresury pod hasłem: Nie możesz mieć problemów. Nie możesz okazać słabości. Masz wytrzymać, jesteś medykiem. Medycy nie płaczą.

Hanna Odziemska

Autor: Hanna Odziemska

Treści autora ⟶

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, zgodę na ich użycie, oraz akceptację Polityki Prywatności.