Logowanie do profilu lekarza

Przez login.gov

Ile palą lekarze

fot. licencja OIL w Warszawie

Zdrowie lekarzy 12.11.2024 r.

Palący problem zdrowotny

Autor: Hanna Odziemska

Na początku była kawa. Kawa i papieros – najbardziej demokratyczna na świecie namiastka luksusu. Kawa była zwycięską bohaterką przyjętego owacjami na stojąco wykładu na jednej z konferencji kardiologicznych, w których miałam przyjemność uczestniczyć.

Wykład był wspaniałą metaanalizą badań na temat różnych używek, a kawa uplasowała się zdecydowanie na pierwszym miejscu i zdobyła puchar zwycięzcy za korzystne działanie na śródbłonek naczyń i protekcję wobec niektórych nowotworów. Alkohol też osiągnął całkiem niezłe noty, może dlatego, że autorzy badań nad jego kardioprotekcyjnymi działaniami nie zagłębiali się w temat jego neurotoksyczności. Zresztą sama narracja dotycząca tej niebezpiecznej substancji jest podstępna: przecież „alkohol” brzmi dumnie, tak hardcorowo. „Etanol” brzmi już gorzej, bardziej jak płyn do czyszczenia maszyn. Wracając jednak do wykładu o używkach, prowadzący zakończył go słowami: „I tylko o papierosach nie mogę państwu powiedzieć nic naukowo pozytywnego”.

 Serio, chcesz gadać o jaraniu? To chodź ze mną na fajkę – Robert, chirurg po czterdziestce, prowadzi mnie na dobrze zakamuflowany skwerek na tyłach szpitala.

 Dawniej, to się normalnie paliło w pokoju lekarskim – zaciąga się dymem i poprawia okulary. – Teraz nie da rady, wszędzie są czujniki dymu, zakazy. Lipa. Palenie zeszło do podziemia.

 Dlaczego palisz?

 Trzeba jakoś rozładować stres, to pomaga. Zresztą, wciągnąłem się jeszcze w szkole. Potem były studia, na fajce poznawało się ludzi, można było pogadać na osobności, nawiązać relacje. Na imprezach, oczywiście, też zawsze były fajki i alkohol. A teraz to po prostu codzienny rytuał, taki mały przyjaciel od serca.

 Przyjaciel? Chyba cichy zabójca?

 Jak mówiła moja świętej pamięci teściowa, na coś trzeba umrzeć. Była dobrym pediatrą, pracowała jeszcze na emeryturze, aż zachorowała i umarła. Nomen omen na raka płuc. Paliła tyle, że ja jestem przy niej abstynentem.

 Masz pacjentów z rakiem płuca?

 Zdarzają się, ale odsyła się ich na onkologię. Ja głównie pracuję w naczyniówce, mam sporo pacjentów z miażdżycą zarostową tętnic kończyn dolnych. Dlatego wolę nie wyciągać fajek, kiedy idę do samochodu na szpitalny parking – Robert strzepuje popiół z papierosa i uśmiecha się z lekkim zakłopotaniem. – Trochę głupio, jakby mnie zobaczyli z papierosem chwilę po tym, jak im wręczyłem wypis po amputacji palców z zakazem palenia.

 Nie próbowałeś rzucić palenia?

 Próbowałem, ale jak przytyłem dziesięć kilo, przestałem próbować. Żeby nie palić i nie przytyć, musiałbym zmienić tryb życia, mieć ustawioną dietę, ruszać się… Kiedy? W pracy nie ma czasu na regularne posiłki, właściwie w ogóle nie ma kiedy zjeść. Kawa i szybki papieros rozwiązują sprawę głodu. Z ruchem też jest słabo – z pracy i do pracy samochodem, w pracy stres i raczej na stojąco. Miałem karnet na siłownię, ale przez dyżury chodziłem tam w kratkę i w końcu zrezygnowałem. Zresztą po pracy wolę się położyć, wiek robi swoje.

Agacie, neurolożce, udało się zerwać z nałogiem.

 Jak to zrobiłaś?

 Zaczęłam palić na studiach, dla towarzystwa. Nigdy nie uważałam się za nałogowego palacza, ale w pewnym momencie zorientowałam się, że palę sama w domu. To już był niepokojący sygnał. W przychodni mamy patio, gdzie palacze z personelu wychodzą na fajkę. Nie ma tam przejścia dla pacjentów i rośnie dużo zieleni, więc jest dyskretnie. Przed pandemią nikt nie używał masek, więc łatwo było wyczuć, jak ktoś zapalił. Raz po takiej przerwie spędzonej na patio pacjentka zwróciła mi uwagę. Poczułam się niekomfortowo, choć zrobiła to sympatycznie, tak nieoceniająco i z troską o mnie.

 Wtedy postanowiłaś przestać palić?

 Nie. Znacznie później. Kolega kardiolog powiedział mi, że mam ziemistą cerę i że to od papierosów. Spotkałam go kilka lat później na jakiejś konferencji. Od razu wiedział, że przestałam palić. Po cerze.

Pan Marek ma 67 lat i cierpi na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc. Opieka pulmonologa, leki wziewne, mała tolerancja wysiłku po dwukrotnie przebytej infekcji COVID-19. Pytam go o papierosy. Bez cienia zażenowania przyznaje się do 45 paczkolat.

 Palę i będę palił, bo to moja ostatnia w życiu przyjemność na „p” – śmieje się. – Próbowałem rzucić, ale jak mnie zaczyna dusić i zapalę, to jakby mnie mniej dusiło. Medycyna pewnie nie zna takich przypadków?

 A pulmonolog rozmawia z panem o paleniu?

 Pewnie, że rozmawia, za każdym razem. Ale przecież lekarze też palą, więc po co to gadanie. Leki biorę, a dusi mnie przez ten covid, bo zawsze paliłem i było dobrze, dopiero jak mnie ta zaraza dopadła, to się pogorszyło. Zresztą, teraz palę tylko te cienkie.

Iluzja „slimów”, podobnie jak e-papierosów i innych wyrafinowanych form wyrobów tytoniowych, wciąż usypia czujność palących. Miażdżyca i nowotwory niestety nie znają wersji light, niszczą i zabijają tak samo skutecznie w wersji klasycznej, jak i w wersji nowoczesnej. Zgodnie z przeprowadzonym jakiś czas temu badaniem ankietowym, do palenia papierosów przyznało się 10 proc. lekarzy zajmujących się chorobami płuc. Wśród chirurgów odsetek jest znacznie większy. To szokuje w kontekście ich codziennej pracy z ofiarami palenia, bo jak palący lekarz ma przekonać pacjenta, że źródłem jego problemów zdrowotnych jest palenie? Autorytet ląduje na bruku.

Brytyjski psychiatra i psychofarmakolog David Nutt opublikował bardzo obszerne i wnikliwe opracowanie na temat substancji psychoaktywnych. Tytoń i zawarta w nim nikotyna są w tym opracowaniu zaklasyfikowane jako groźny narkotyk, szósty na liście dwudziestu najniebezpieczniejszych. Tę budzącą grozę toplistę otwiera alkohol etylowy, następne miejsca zajmują heroina, crack, metamfetamina, kokaina i właśnie tytoń.

Ciekawa jest historia papierosa. David Nutt w książce „Narkotyki bez paniki” pisze, że tytoń trafił do Europy z Nowego Świata wraz z odkrywcami i kolonizatorami w XVI w. Będąc początkowo drogim towarem, stał się przywilejem królów. W Sewilli zaczęto produkować cygara, na które stać było tylko najbogatszych, a papierosy wynaleźli żebracy, którzy zbierali wyrzucone niedopałki i zawijali resztki tytoniu w cienkie kawałki papieru. Po wynalezieniu maszynek do skręcania pod koniec XIX w. cena papierosów znacznie spadła i włączono je do żołnierskich przydziałów podczas obu wojen światowych, co przyczyniło się do lawinowego wzrostu liczby uzależnionych. Szacuje się, że w XXI w. miliard ludzi umrze z powodu chorób związanych z paleniem wyrobów tytoniowych.

Dlaczego palenie tytoniu uzależnia? Ponieważ dym tytoniowy zawiera blokery monoaminooksydazy, powodując wzrost poziomu dopaminy i stymulację układu nagrody. Każdy papieros to dodatkowa porcja dopaminy, a dopamina to przyjemność, więc mózg palącego wpada w błędne koło niedającego się ugasić pragnienia kolejnej porcji pysznej dopaminy. Zabójcze perpetuum mobile.

Skoro jednak tytoń i nikotyna są zdefiniowane jako narkotyk, palenie papierosów przez lekarza staje się niepokojącym moralnie zjawiskiem. Art. 72 nowego Kodeksu Etyki Lekarskiej mówi, że lekarz w czasie pracy nie może podlegać działaniu środków odurzających. Zatem papieros w przerwie pracy jest wątpliwą moralnie czynnością, choć wywołuje względnie łagodny stan odurzenia i zazwyczaj nie skutkuje zachowaniami antyspołecznymi.

Co można zrobić, żeby lekarze i pacjenci nie palili tytoniu? Jak skuteczne są zakazy, pokazała dobitnie amerykańska prohibicja z początku ubiegłego wieku. Jedyną nadzieję stanowi edukacja, kampanie społeczne i powszechna świadomość, że tytoń jest śmiercionośnym narkotykiem. Zostańmy zatem przy kawie. Czystej, pachnącej kawie, białej lub czarnej, bez wersji Irish i rytualnego papierosa. Kawy i kofeiny nie ma na liście profesora Nutta.

Hanna Odziemska

Autor: Hanna Odziemska

Treści autora ⟶

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, zgodę na ich użycie, oraz akceptację Polityki Prywatności.