Nie masz konta? Zarejestruj się
fot. Alina Matveycheva / Pexels
Autor: Maria Kłosińska
Doba każdego z nas ma 24 godziny – to się nie zmienia. Ale mamy wybór, co z tym czasem zrobimy. Godzenie pracy zawodowej z macierzyństwem czy ojcostwem to w gruncie rzeczy mit. Tego nie da się w pełni „pogodzić”, gdybyśmy chcieli osiągnąć idealną równowagę. Możemy natomiast dokonywać wyborów. Wychowując dzieci, nie da się żyć tak, jakby się ich nie miało – i odwrotnie, nie mając dzieci, nie jest się rodzicem. To proste, a jednak bywa zapominane.
Rodzicielstwo i praca zawodowa to nieustanna sinusoida, przechodzenie przez różne etapy, zmieniające się potrzeby i możliwości. Gdy dziecko jest małe – potrzebuje naszej bliskości, uwagi i czasu. Gdy rośnie – ta przestrzeń może się stopniowo przesuwać bardziej w stronę pracy. Ale bywają momenty, kiedy znowu trzeba przechylić szalę na rzecz rodziny – i warto mieć odwagę, by to zrobić.
Tak samo jest z karierą – zaczynając rezydenturę, zmieniając miejsce pracy, zakładając gabinet czy przygotowując się do PES, doktoratu, czy stażu zagranicznego – potrzebujemy czasu i energii. I to również wymaga decyzji. Codziennie podejmujemy drobne, ale znaczące wybory: czy dziś zostaję dłużej w pracy? Czy przyjmę kolejnego pacjenta, czy nie i jednak zdążę na szkolne przedstawienie? Czy uczę się do egzaminu wieczorem, kiedy dzieci już śpią – czy odpuszczam i wybieram sen?
Wielu ojcom lekarzom i matkom lekarkom udało się odnaleźć tę wąską ścieżkę – drogę zadowolenia, względnego spokoju i satysfakcji, gdzieś pomiędzy wymaganiami zawodu a potrzebami rodziny. Czasem ją tracimy z oczu – gdy zbyt mocno pochłonie nas praca albo życie rodzinne – ale ona istnieje. Czasem schodzimy z niej świadomie, a czasem zmuszają nas do tego okoliczności. Mamy jednak prawo – i możliwości – na nią wrócić.
Wyzwań jest wiele. Nie tylko w nas samych – w naszych oczekiwaniach, perfekcjonizmie, lęku przed „utratą” czegokolwiek – ale i w systemie. Polskie realia ochrony zdrowia bywają bezwzględne: praca, w której trudno leczyć zgodnie z wiedzą medyczną z powodu niedofinansowania i kolejek; grafiki dyżurów stające się narzędziem presji zamiast organizacji; biurokracja. To wszystko sprawia, że dokonywanie sensownego wyboru między czasem dla dzieci a czasem dla pacjentów często jest bardzo realne i może być bolesne.
Ale dzieci uczą nas elastyczności. Uczą też prawdy – o nas samych. Nie rozumieją, że trzeba przespać noc, bo mama pracuje, ani że mają być dziś wyjątkowo grzeczne, bo mama wróciła po 24-godzinnym dyżurze. A my, zmęczone, musimy jakoś znaleźć w sobie siłę, by dać im miłość i cierpliwość – choćby nieperfekcyjną. To codzienne wybory, które mają swoją cenę – ale też dają ogromną wartość, jeśli umiemy tę wartość dostrzec.
Nie chodzi więc o perfekcyjną równowagę – bo taka nie istnieje. Chodzi o uważność. O to, żeby wiedzieć, co jest dla nas ważne tu i teraz. Żeby nie dać się wpędzić w presję, że trzeba mieć wszystko naraz. Nie trzeba. Trzeba mieć odwagę wybierać – i akceptować, że te wybory kosztują. Ale też przynoszą coś bardzo cennego: rozwój, autentyczność i poczucie życia naprawdę – w zgodzie ze sobą, swoim dzieckiem i swoim zawodem.