Logowanie do profilu lekarza

Przez login.gov

cyberprzestrzeń medyczna

Fot. Rahul Pandit

Lekarz celebryta na manowcach

Autor: Hanna Odziemska

Edukacja zdrowotna i propagowanie postaw prozdrowotnych ma zdecydowanie większą siłę przekazu, jeśli powiąże się je z twarzą konkretnego człowieka – lekarza, najlepiej charyzmatycznego eksperta w danej dziedzinie. A ponieważ żyjemy w kulturze obrazkowej, w której szybkość przekazywania informacji dawno już przekroczyła trzecią prędkość kosmiczną, lekarze angażujący się w działalność edukacyjną dla pacjentów tłumnie zapełniają cyberprzestrzeń.

Rzeczywistość wygląda tak, że trudno dziś znaleźć osobę nieposiadającą konta na popularnym portalu społecznościowym i nieużywającą na co dzień komunikatorów prywatnie czy zawodowo. Jest to wygodne i pożyteczne, ale też pełne pułapek, również dla lekarzy.

Z jednej strony bardzo dobrze, że niektórzy lekarze są obecni w mediach i skutecznie pełnią rolę influencerów. Wszak Internet zalewa nas informacjami, ale bez podziału na treści zweryfikowane i absurdalne, a nawet szkodliwe. Mnożą się w sieci kolejne kulty samozwańczych guru od spraw zdrowia, którzy wabią odbiorców z pozoru atrakcyjnymi ofertami cudownego uzdrowienia poza nurtem oficjalnej medycyny i w wielu przypadkach całkiem bezkarnie narażają zdrowie pacjentów, którzy im zaufają. Lekarz celebryta ma więc do odegrania bardzo wzniosłą rolę – szerzenia rzetelnej, zweryfikowanej wiedzy dotyczącej zdrowia i chronienia pacjentów przed wpływem rzekomych cudotwórców. Doświadczenie bycia lekarzem celebrytą niesie jednak ze sobą pewne ryzyko, łatwo bowiem wpaść w sidła wewnętrznego narcyza, którego okruch przecież wszyscy w sobie nosimy.

 No popatrz, co za skandal! Ktoś bezprawnie posłużył się moim wizerunkiem! Jeden z pacjentów znalazł to w Necie i podesłał mi – koleżanka, której fanpage subskrybuję, dzwoni do mnie wzburzona. Ewa ma konta na znanych portalach i solidne grono obserwujących, zaczęła edukować pacjentów w czasie pandemii i robi to nadal. Wszystko, co publikuje, jest przez wiele osób lajkowane i komentowane. Mówi i pisze prosto, konkretnie, rzetelnie, podaje źródła, robi to w atrakcyjnej formie. Pacjenci ją uwielbiają albo hejtują, ale tych życzliwych i doceniających jej pracę jest chyba więcej. Patrzę na to, co wkleiła na stronie z komentarzem protestu: zhakowane z jej portalu zdjęcie profilowe z podpisem „prof. dr hab. Ewa (…) specjalistka (…) przyjmuje w…”.

 Wygląda na to, że same kłamstwa o tobie piszą.

 Oczywiście, że kłamstwa! – oburza się Ewa. – Przecież ja w ogóle nie znam tej firmy, nigdy tam nie pracowałam! Posłużyli się bezprawnie moim wizerunkiem, żeby przyciągnąć tym oszustwem pacjentów! Ale ja już napisałam oświadczenie na mojej stronie, zobacz!

Patrzę.

„Oświadczam, że nie pracuję i nigdy nie pracowałam w placówce X.”.

– Ewa, uzupełnij to oświadczenie, proszę.

– A co jeszcze powinnam napisać? – nie ukrywa zdziwienia.

 Masz tytuł naukowy? Jesteś profesorem? I masz wszystkie specjalizacje, które ci przypisują autorzy tej reklamy?

– Oczywiście, że nie, ale przecież to wszyscy wiedzą – irytuje się Ewa.

 Wiedzą wszyscy, którzy cię znają, pozostali mogą dać się wprowadzić w błąd. Dopisz, proszę, jaki masz naprawdę tytuł zawodowy i że nie masz tytułów naukowych.

 Jasne, zamiast mi współczuć, czepiasz się. Superkoleżanka. Dlaczego to takie istotne twoim zdaniem?

 Tu nie chodzi o moje zdanie. Chodzi o Kodeks Etyki Lekarskiej, artykuł 62. Lekarz może używać tylko należnych tytułów zawodowych i naukowych. Pomijając, że to zwykła uczciwość, były już o to sprawy sądowe i kary – dotkliwe.

 Ale przecież nie twierdzę nigdzie, że mam tytuł naukowy i specjalizacje, których nie zrobiłam!

 Zgoda, ale jeśli wiesz, że ktoś ci to przypisuje, i nie reagujesz, nie prostujesz, nie zaprzeczasz – przyzwalasz na to. A jak przyzwalasz, to akceptujesz rozpowszechnianie nieprawdziwej informacji o sobie. A to już jest naganne. I możesz ponieść za to odpowiedzialność.

 Świetnie – Ewa najwyraźniej nie jest przekonana moimi argumentami. – Czyli jak zwykle wszystkiemu winien jest lekarz. Najlepiej nas wszystkich osądzić i ukarać. Tak jest najłatwiej!

 Ewo, nie rozumiesz – teraz ja zaczynam się irytować. – Nie ty umieściłaś tę reklamę, OK. Nie dawałaś na nią zgody. Ale jesteś osobą publiczną i reprezentujesz środowisko. Powinnaś sprostować ten wpis. Pacjenci cenią cię za to, kim jesteś, i za taki dorobek, jaki osiągnęłaś. To ważne, żeby nie pozwolić na szerzenie nieprawdy.

– Dobrze, a jakbym, dajmy na to, była poproszona o jakieś wystąpienie medialne i omyłkowo przedstawiono by mnie niezgodnie ze stanem faktycznym, to też wtedy ja będę winna? Nawet jakbym nie była tego świadoma, bo nie słuchałabym tego, co o mnie mówią, tylko skupiałabym się wyłącznie na sprawach merytorycznych i tym, co chcę powiedzieć?

 Jeśli nie będziesz wiedziała, nie będziesz mogła nic z tym zrobić. Ale warto, żebyś wiedziała. Warto, żebyś sprawdziła, jak cię przedstawiają, i sprostowała natychmiast, jak tylko się dowiesz, że coś jest niezgodne z prawdą.

Zerkam w międzyczasie na fanpage Ewy. Zaktualizowała oświadczenie.

„Oświadczam, że nie posiadam tytułu naukowego, a mój tytuł zawodowy to lekarz specjalista (…)”.

Kończymy rozmowę już bez skrajnych emocji, bo do Ewy chyba powoli dociera, na czym polega istota problemu.

Lekarze edukatorzy robią naprawdę dobrą robotę. Dzięki ich pracy niejeden pacjent uniknął problemów zdrowotnych, jakie mogły mu zaserwować ruchy antyszczepionkowe lub pseudokliniki oferujące „cudowne” diety czy suplementy. Dobrze by jednak było, gdyby lekarze celebryci i influencerzy zachowywali czujność odnośnie do wiarygodności swojego medialnego wizerunku. Wcale nie tak rzadko zdarza się bowiem, że są przedstawiani lub tytułowani niezgodnie ze stanem faktycznym. Niektórzy pewnie nie są tego świadomi albo ignorują to, aczkolwiek zdarzają się przypadki celowego wprowadzania odbiorców publikowanych treści w błąd w kwestii posiadanych kompetencji zawodowych. Jeśli lekarz robi coś takiego celowo, prawdopodobnie ma do swojej działalności podejście makiaweliczne i zależy mu głównie na korzyściach osobistych, a wtedy wkracza już w poważny konflikt z prawem. Jeśli nie ma motywacji materialnej, być może karmi swój społeczny narcyzm, dla którego pożywką jest służba społeczna premiowana powszechnym podziwem (w przeciwieństwie do klasycznego narcyzmu, skupionego na karmieniu się wartościami odbieranymi innym).

Działalność edukacyjna w mediach może zwabić lekarza na manowce, kiedy – dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem oraz działając jak najbardziej dla dobra pacjenta i dla dobra nauki – niepostrzeżenie pozwoli wykiełkować w sobie ziarenku narcyzmu, od którego przecież nikt z nas nie jest wolny. Cytując za polskim autorem Jarosławem Gibasem, który w jednej ze swoich książek przywołuje tezę dr. Craiga Malkina z Harvard Medical School, świadomość lekarza celebryty na manowcach wygląda tak: „jestem najbardziej pomocną osobą i będę znany/znana ze swoich dobrych uczynków”. A wtedy Kodeks Etyki i wierność prawdzie może nie przebić się przez gąszcz innych wartości, jakie ceni sobie tańczący z tytułami lekarz celebryta na manowcach.

Hanna Odziemska

Autor: Hanna Odziemska

Treści autora ⟶

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, zgodę na ich użycie, oraz akceptację Polityki Prywatności.