Nie masz konta? Zarejestruj się
Fot. StockSnap/Pixabay
Autor: Małgorzata Solecka
W maju mają być znane wyniki audytu, jaki Polska Komisja Akredytacyjna rozpoczyna w szkołach, które w ostatnich dwóch latach uruchomiły kierunek lekarski. – Żadna uczelnia bez pozytywnej opinii PKA nie będzie kształcić przyszłych lekarzy – zapowiada stanowczo Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Problem w tym, że środowisko lekarskie przestaje wierzyć w te zapewnienia.
Jest dużo pojedynczych sygnałów, które mogą być uznane za zbieg okoliczności, ale mogą też świadczyć, że rząd wcale nie pali się do zamykania kierunków lekarskich tam, gdzie już zostały uruchomione. Ci, którzy głośno (od lat lub w ostatnim czasie) mówią o dewastacji kształcenia w obszarze medycyny, mogą liczyć jedynie na niewydawanie zgód przez resort nauki na otwieranie nowych kierunków na uczelniach, które nie spełniają kryteriów.
To jednak o wiele za mało. Rektorzy akademickich uczelni medycznych podkreślali w ostatnich tygodniach, że w części szkół dochodzi do sytuacji wręcz patologicznych. Podczas lutowego posiedzenia Sejmowej Komisji Zdrowia posłowie debatowali nad problemem jakości kształcenia na nowych uczelniach i przyszłością będących na cenzurowanym kierunków. Wcześniej wysłuchali informacji Urszuli Demkow odpowiedzialnej w resorcie za kwestie kadr medycznych i nauki. Wiceminister jednoznacznie stwierdziła, że jakość kształcenia nie podlega kompromisom, a do podejmowania decyzji o uruchamianiu nowych kierunków lekarskich potrzebne są analizy, ilu lekarzy Polska potrzebuje i będzie potrzebować w najbliższych latach. Takimi analizami rząd PiS, podejmując decyzje, nie dysponował.
Demkow przekonywała – podzielając opinię samorządu lekarskiego – że problemem polskiego systemu ochrony zdrowia jest nierównomierne rozmieszczenie lekarzy (duże różnice między ośrodkami miejskimi i resztą kraju), a także duży odpływ kadr z systemu publicznego. Wiceminister przypominała, że wskaźnik liczby lekarzy w przeliczeniu na populację (3,6) nie odbiega od unijnej średniej (3,7), choć problemem jest duża luka demograficzna i stosunkowo mała liczba lekarzy w średnim wieku. Przede wszystkim jednak akcentowała, że wysoki wskaźnik liczby lekarzy nie przesądza o tym, czy system działa dobrze, czy źle. Grecja, która notuje rekordowo wysoki, nie ma się czym pochwalić, jeśli chodzi o publiczną ochronę zdrowia, z kolei są kraje (Japonia, Izrael, Belgia), w których wskaźnik jest wyraźnie niższy niż w Polsce, a opieka zdrowotna stoi na wysokim poziomie.
Wiceminister ubolewała – podobnie jak wcześniej, podczas konferencji „Priorytety w ochronie zdrowia 2024”, która odbyła się na Zamku Królewskim w Warszawie 31 stycznia, że część nowych uczelni wyraźnie obniżyła wymagania stawiane kandydatom. Umożliwiają nawet poprawę lub obejście słabego wyniku uzyskanego na maturze z chemii czy biologii. – Mimo to 447 miejsc w ostatnim naborze nie zostało obsadzonych – zwróciła uwagę, zadając retoryczne pytanie, czy rzeczywiście nie poszliśmy w otwieraniu kierunków lekarskich za daleko.
– Będę oczekiwał jak najszybszego pełnego audytu tych uczelni, bo kształcimy tam dzisiaj studentów, którzy nie są temu winni i nie mogą być ofiarami sytuacji. Oni żyją nadzieją, że studia skończą. W mojej ocenie musicie rozpocząć od gruntownego sprawdzenia, na jakiej podstawie przebiegał proces decyzyjny, czy były tutaj wpływy polityczne. Musicie sprawdzić krzyżowe zatrudnienie kadry dydaktycznej: czy ludzie, którzy dzisiaj pracują jednocześnie w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu i w Cieszynie, w ogóle się tam pojawiają, czy studenci są nauczani zgodnie ze standardami – radził przedstawicielom rządu przewodniczący Sejmowej Komisji Zdrowia Bartosz Arłukowicz. Zaznaczył, że sprawa jest bardzo pilna i być może do takich prac powinno się zaangażować specjalnie powołaną komisję, w skład której weszliby np. przedstawiciele Porozumienia Rezydentów OZZL.
Przewodniczący PR OZZL Sebastian Goncerz przypominał, dlaczego reprezentowana przez niego organizacja, podobnie jak izby lekarskie, od wielu miesięcy zajmuje się dokumentowaniem i analizowaniem nieprawidłowości w funkcjonowaniu nowych kierunków lekarskich. – Obniżanie jakości nauczania, a z tym się spotykamy, odbije się na bezpieczeństwie pacjenta – podkreślał.
– Sytuacja na nowych kierunkach lekarskich jest zróżnicowana. Jestem przekonany, że część uczelni może sprostać wymaganiom, ale są również miejsca, gdzie bez wątpienia mamy do czynienia z sytuacją głęboko patologiczną – mówił prof. Marcin Gruchała, rektor Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego i przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych. – Jako przedstawiciele uczelni zrzeszonych w KRAUM, zwracamy się do Ministerstwa Zdrowia, a przede wszystkim do Ministerstwa Nauki o jak najszybszą weryfikację i wystąpienie ministra nauki o kontrolę Polskiej Komisji Akredytacyjnej na nowych kierunkach. Przypomniał, że KRAUM już wcześniej zadeklarowała gotowość przyjęcia studentów zamykanych kierunków lekarskich. Według danych MZ na uczelniach z negatywną oceną studiuje około 700 osób.
Wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego Maria Mrówczyńska wyjaśniała, jak będzie przebiegać proces weryfikacji: – Prace zostały podjęte już w styczniu. Wystąpiliśmy do wszystkich uczelni, które otrzymały negatywną opinię, żeby ustosunkowały się do zarzutów. 14 lutego minister nauki zwrócił się do przewodniczącego PKA z wnioskiem o przeprowadzenie oceny programowej na wszystkich kierunkach, które zostały uruchomione w roku 2022/2023, czyli PKA będzie przeprowadzała ocenę na wniosek ministra. Oprócz tego, jeżeli kształcenie trwa dłużej niż rok, na kierunkach lekarskich zostanie dokonana ocena poziomu nauczania po pierwszym i trzecim roku oraz po całym cyklu kształcenia. Jesteśmy w stałym kontakcie z PKA i mamy nadzieję, że ta ocena zostanie zakończona w maju. Do tego czasu nie podejmiemy rozmów z Ministerstwem Zdrowia na temat ustalenia limitu miejsc. Będziemy wnioskowali o to, aby nie uruchamiać limitów na tych uczelniach, których ocena będzie negatywna.
Biorąc pod uwagę postulaty samorządu lekarskiego, można by mówić o sukcesie, gdyby nie splot zdarzeń, które miały miejsce w krótkim odstępie czasu. Najpierw minister zdrowia na nowo podzieliła kompetencje w resorcie i odebrała wiceminister Demkow pieczę nad kadrami medycznymi i kształceniem (jedyną kompetencją przedstawicielki partii Szymona Hołowni jest nadzór nad chorobami rzadkimi). Oficjalnego uzasadnienia nie było, półoficjalnie decyzja Izabeli Leszczyny jest łączona z zamieszaniem wokół obsady funkcji konsultanta krajowego w dziedzinie psychoterapii. Można stawiać pytanie, czy Urszula Demkow nie za bardzo radykalnie prezentowała poglądy w sprawie nowych uczelni.
Z kolei 8 marca na posiedzeniu Naczelnej Rady Lekarskiej miał gościć minister nauki i szkolnictwa wyższego Dariusz Wieczorek. Miał, ale nie przyszedł. Przedstawiciele samorządu lekarskiego zapewniają, że dysponują potwierdzeniem przyjęcia zaproszenia ze strony MNiSW, choć biuro prasowe resortu zaprzecza, że minister je zaakceptował. – Naczelna Rada Lekarska niezmiennie twierdzi, że uczelnie bez pozytywnej opinii Polskiej Komisji Akredytacyjnej i odpowiedniego zaplecza do kształcenia lekarzy powinny zostać niezwłocznie zamknięte. O tym mieliśmy rozmawiać z ministrem Dariuszem Wieczorkiem 8 marca, podczas posiedzenia Naczelnej Rady Lekarskiej. Minister jednak odwołał spotkanie w ostatniej chwili – wskazuje prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski w komunikacie opublikowanym na stronie internetowej NIL, krytykując zachowanie ministra. Lekarze łączą nieobecność Wieczorka z materiałami medialnymi, jakie pojawiły się w ciągu kilku poprzedzających planowaną rozmowę dni, przedstawiającymi w dobrym, a w każdym razie lepszym niż dotychczas świetle niektóre uczelnie, mające powody, by obawiać się zamknięcia kierunków lekarskich.