Logowanie do profilu lekarza

Przez login.gov

Fundacja Ambulans z Serca

fot. Fundacja Ambulans z Serca

Ambulans z serca

Autor: Hanna Odziemska

– Jak długo pracujesz dla Fundacji Ambulans z Serca? – Około czterech lat – moja rozmówczyni Małgorzata Matuszewska odgarnia z czoła różowo-niebieski kosmyk odważnie stylizowanych włosów. Na co dzień jest lekarzem specjalistą medycyny rodzinnej, pracuje w podstawowej opiece zdrowotnej. W karetce fundacji pełni dyżur kilka razy w miesiącu, jest wolontariuszką.

Jacy oni są, wasi bezdomni pacjenci?

Różni. Wiek: 18–80 lat. Nie ma nieletnich, bo według polskiego prawa dzieci nie mogą być bezdomne. Zresztą, poprawnie nie nazywa się tych ludzi bezdomnymi. To są osoby w kryzysie bezdomności, czasem też w kryzysie ubóstwa lub kryzysie uchodźczym. Ich problemem jest wykluczenie, na różnym podłożu, najczęściej spowodowane przez alkohol, narkotyki, choroby psychiczne, zaburzenia osobowości. Pracownicy socjalni, zwani streetworkerami, znajdują w terenie potrzebujących i dają nam znać, gdzie jechać. Nie leczymy ich, tylko świadczymy dla nich środowiskowe usługi medyczne.

Kto wchodzi w skład załogi waszej karetki?

Lekarze, studenci medycyny, ratownicy medyczni, pielęgniarki, osoby z ukończonym kursem kwalifikowanej pierwszej pomocy... Wolontariusze. Ludzie, którzy połknęli bakcyla niesienia pomocy osobom w kryzysie.

Jakiej pomocy udzielacie?

Streetworker wskazuje nam, gdzie znajduje się potrzebujący pomocy. Po dotarciu na miejsce najpierw określamy potrzeby. Badanie lekarskie odbywa się zawsze za zgodą pacjenta. Potem podejmujemy decyzję – czy badana osoba ma postać w miejscu naszej interwencji, czy mamy skierować ją na diagnostykę ambulatoryjną, czy jechać do szpitala. Niektórzy są ubezpieczeni, można ich diagnozować w POZ, dla nieubezpieczonych jest przychodnia Stowarzyszenia „Jesteśmy nadzieją”.

Jakie są główne problemy zdrowotne osób bezdomnych?

Na pierwszym miejscu plasuje się niewydolność żylna kończyn dolnych, niekiedy nawet „stopa okopowa”. Oni często śpią na siedząco, więc nawet u młodych zastawki żylne długo nie wytrzymują, tworzą się obrzęki, pęcherze, z których leje się płyn surowiczy, nadkażenia, owrzodzenia. W przypadku dużych zaniedbań – muchoza, ponieważ brak higieny i ubytki tkanek to dobre środowisko dla larw owadów, zwłaszcza much. Opatrywanie chorych kończyn to nasza podstawowa działalność. Poza tym nasi podopieczni cierpią na inne choroby, takie same, jak pozostała część społeczeństwa. Często występuje cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, przewlekła obturacyjna choroba płucna, późno rozpoznane nowotwory, częściej niż w pozostałej populacji wirusowe zapalenie wątroby typu C, zakażenie HIV, wyniszczenie przez alkohol, padaczka poalkoholowa. Jeśli nasz lekarz stwierdzi, że pacjent wymaga hospitalizacji, wzywamy zespół ratownictwa lub sami wieziemy go do szpitala. Poza stanami bezpośredniego zagrożenia życia, gdy nie ma na to czasu, zawsze staramy się, żeby pacjent dojechał do szpitala umyty i zawozimy go najpierw do łaźni.

Skąd biorą się ludzie w kryzysie bezdomności?

Jest takie powiedzenie: „Tylko trzy niezapłacone raty kredytu dzielą cię od bezdomności”. Kiedy mówisz: bezdomny, widzisz w wyobraźni starego, bardzo zaniedbanego człowieka, wydzielającego przykry zapach, i od razu masz skojarzenie, że to alkoholik. To tylko część prawdy. Młodzi bezdomni rekrutują się z podopiecznych rodzin zastępczych i domów dziecka, rodzin patologicznych i własnych domów, z których wyrzucili ich rodzice.

Gosiu, to, co mówisz, jest dla mnie szokujące. Jaki powód może mieć rodzic, żeby wyrzucić z domu własne dziecko? Chyba nie ciąża? Przecież żyjemy w XXI w.

Ciąża może nie, ale nieheteronormatywność, homoseksualność czy transseksualność dziecka, które dokonało przed rodzicem coming outu, już tak. Wielu rodziców nie jest w stanie tego udźwignąć. Trudno to zrozumieć, ale nie należy oceniać.

Jest jakiś sposób na wyjście z bezdomności?

Dla tych, którzy są zmotywowani, tak. Zajmują się nimi ośrodki integracji społecznej osób w kryzysie bezdomności. Bezdomny, który trafia do ośrodka, musi być przede wszystkim trzeźwy. Ośrodek zapewnia normalne warunki sanitarne – podopiecznych nie trzeba zachęcać do mycia, chętnie korzystają ze środków higieny i czystych ubrań. Niektórym udaje się znaleźć pracę, wtedy trudnym momentem jest pierwsza wypłata, bo może stać się zapalnikiem powrotu do nałogu. Czasowe powroty do normalnego życia i upadki, z ponownym „zanurzeniem się” w kryzysie, to większość historii tych osób.

Fundacja Ambulans z Serca

fot. Fundacja Ambulans z Serca

Pamiętasz jakieś szczególnie poruszające historie?

Tak. Dwudziestoletnia dziewczyna z rodziny alkoholików, wychowana w rodzinie zastępczej, po której opuszczeniu weszła w kryzys bezdomności, poznała chłopaka, zaszła w ciążę i urodziła dziecko, wychowuje je teraz matka chłopaka. Dziewczyna ma zaburzenia osobowości, sama zgłosiła się do szpitala psychiatrycznego, ale po wyjściu wróciła do bezdomności. Albo znaleziony przez nas pod mostem chłopak, który został przez ojca wyrzucony z domu, jak tylko skończył 18 lat. Potem był alkohol, narkotyki, zakład karny. Po wyjściu z więzienia wpadł pod tramwaj, przeżył, ale po wyjściu ze szpitala zamieszkał pod mostem, tam go poznaliśmy, przy zmianie opatrunku. Trafił do schroniska Caritas, znalazł pracę.

Czyli są historie z happy endem?

Happy end trzeba zawsze traktować ostrożnie. Oni często ponownie znajdują się w sytuacjach trudnych, ale potrafią też po raz kolejny zawalczyć o siebie. Czasem happy end jest niepełny, ale najlepszy, na jaki można liczyć. Przykładowo: czterdziestolatek – alkoholik, zakażony HIV i jednocześnie chory na porfirię, wykluczony społecznie z powodu odstraszającego wyglądu, bez szansy na znalezienie pracy, bez możliwości podróżowania komunikacją. Trafił do ośrodka, otrzymał pomoc medyczną, w ośrodku ma zajęcia, nie pije.

A bez happy endu?

Dwudziestopięciolatka mieszkająca na terenie ogródków działkowych. Wezwanie było do ciężarnej, a okazało się, że pacjentka cierpi na wodobrzusze i żółtaczkę. Jest uzależniona od narkotyków. Trafiła do szpitala, jej matka – jak się okazało, wspierająca, ale bezsilna – aktywnie włączała się w próby pomocy. Rok później dziewczynę znaleziono martwą na śmietniku. Happy endu nie było też w przypadku pięćdziesięciolatka, którego mieszkaniem był materac w krzakach przy restauracji znanej sieciówki. Udzielaliśmy mu doraźnej pomocy, ale regularnie odmawiał przeniesienia się do ośrodka. Zmarł na swoim materacu. Albo dwudziestoczteroletni chłopak ze spektrum autyzmu i chorobą alkoholową, który brał też narkotyki. Mówił, że pije, bo jak wypije, to czuje się „fajnie”. Czekał na umieszczenie w ośrodku. Nie doczekał. Zmarł po zażyciu narkotyków, które pewnie wziął, żeby znów poczuć się „fajnie”.

Czy twoim zdaniem w Polsce łatwo stać się bezdomnym? Powszechnie uważa się, że takie ryzyko jest w Stanach Zjednoczonych, ale tam państwo nie jest tak opiekuńcze jak u nas.

Masz na myśli te trzy raty kredytu? To powiem ci, że wśród naszych bezdomnych są też emeryci, którzy stracili mieszkanie, kiedy przeszli już na emeryturę. Choćby nasza podopieczna, dziewięćdziesięciosześcioletnia pani, która, mając lat siedemdziesiąt, sprzedała mieszkanie „za dożywocie”, ale wybuchł pożar i mieszkanie się spaliło. Miała zaburzenia otępienne, nie miała rodziny. Udało się umieścić ją w zakładzie opiekuńczo-leczniczym.

Co jest dla ciebie najtrudniejsze w tej pracy?

Opieka nad młodymi bezdomnymi, w wieku moich dzieci. Mają potencjał, by normalnie żyć, nie są jeszcze wyniszczeni, ale mają problemy, które pchają ich w kryzys. To mnie poraża.

A co w twojej pracy jest najlepsze?

Kiedy ktoś, kogo zgarnęliśmy z ulicy, wybiega nam na spotkanie podczas wizyty w ośrodku, czysty i z błyskiem radości w oczach.

Czy wasz zespół ma jakieś potrzeby, czegoś wam brak?

Przede wszystkim potrzebni są ludzie do pracy. Lekarze, ratownicy, pielęgniarki, wolontariusze z pasją. Pilnie potrzebujemy psychiatry. Poza tym zawsze potrzebujemy materiałów opatrunkowych, w każdej ilości, bo to worek bez dna.

Co będzie dobrym podsumowaniem naszej rozmowy?

Jeden z naszych podopiecznych, emeryt, któremu udało się wyjść z kryzysu bezdomności i zamieszkać w ośrodku, kiedyś powiedział: – Żeby tak ludzie, patrząc na bezdomnego, dostrzegali, że pod warstwą brudu i odrażającego odoru kryje się ludzki dramat, jakaś historia życia, ale też godność – po prostu człowiek.

Hanna Odziemska

Autor: Hanna Odziemska

Treści autora ⟶

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, zgodę na ich użycie, oraz akceptację Polityki Prywatności.