Nie masz konta? Zarejestruj się
fot. Arthur Krijgsman / Pexels
Autor: Małgorzata Solecka
Do 25 września rodzice i opiekunowie mieli czas na podjęcie decyzji, czy ich dzieci będą uczestniczyć w zajęciach edukacji zdrowotnej. Specjaliści w dziedzinie zdrowia publicznego, lekarze, nie mają wątpliwości: edukacja zdrowotna nie tylko młodym ludziom, ale całemu społeczeństwu, jest bardzo potrzebna. I nie powinna być przedmiotem fakultatywnym, bo to obniża jej rangę.
I, oczywiście, nie tylko: ułatwia przeciwnikom lekcji o zdrowiu forsowanie tezy, że w podstawie programowej jest coś „kontrowersyjnego”, „ideologicznego”, coś, co wkracza nadmiernie w obszar kształtowania światopoglądu dziecka i tym samym może naruszać prawa rodziców. To właśnie główny motyw pojawiający się w apelach – np. Konferencji Episkopatu Polski – dotyczących lekcji o zdrowiu. Biskupi pod koniec sierpnia przypomnieli we wcześniej już przygotowanym liście, że rodzice uważający się za katolików nie powinni wyrażać zgody na uczęszczanie dziecka na zajęcia z edukacji zdrowotnej.
– Są instytucje, które walczą z edukacją zdrowotną. To jest dla mnie niepojęte, że ktoś może stawiać sobie za cel obniżanie świadomości zdrowotnej dzieci i młodzieży – mówił podczas II Kongresu Zdrowia Dzieci i Młodzieży, jaki odbył się pod koniec sierpnia w Warszawie, wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny. Polityk Lewicy tłumaczył, że przedmiot obejmujący podstawy wiedzy o zdrowiu jest tak samo ważny jak na przykład historia. Chodzi o to, żeby każdy wychodził ze szkoły z podstawową wiedzą, żeby łatwiej kojarzył fakty i – ponadto – by trudniej mu było „sprzedać” różnego rodzaju fake newsy. Na marginesie, wśród przeciwników edukacji zdrowotnej nie brakuje środowisk i osób dobrze znanych z szerzenia dezinformacji dotyczącej kwestii zdrowotnych, na przykład szczepień ochronnych. – Edukacja zdrowotna to podstawa profilaktyki pierwotnej. Trzymam kciuki, by te lekcje szybko stały się obowiązkowe. Jestem oburzona i zniesmaczona tym, co się w tej chwili, przed wejściem tego przedmiotu do szkół, dzieje – mówiła z kolei podczas tej samej konferencji Beata Małecka-Libera, przewodnicząca senackiej Komisji Zdrowia. – To jest niewyobrażalny koszmar, że w XXI wieku ktoś może twierdzić, że edukacja zdrowotna jest demoralizująca – oceniła, apelując o stworzenie ruchu poparcia dla edukacji zdrowotnej.
Warto jednak przypomnieć, że edukacja zdrowotna miała być przedmiotem obowiązkowym. W pierwszych tygodniach roku, wyłącznie na potrzeby rozpoczynającej się kampanii prezydenckiej, kluczowi politycy koalicji rządzącej zmienili jednak zdanie: najpierw wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz (lekarz) poinformował, że przedmiot będzie fakultatywny, potem to samo powtórzyli kandydat Koalicji Obywatelskiej na fotel prezydenta Rafał Trzaskowski oraz premier Donald Tusk. Samorząd lekarski już wówczas przestrzegał przed problemami. – Prezydium NRL z dużym niepokojem przyjmuje pojawiające się w przestrzeni medialnej wypowiedzi niektórych polityków sugerujące, że wprowadzany od nowego roku szkolnego do nauczania przedmiot ma mieć charakter fakultatywny – napisali lekarze, podkreślając, że problematyka profilaktyki zdrowotnej, zapobiegania chorobom cywilizacyjnym, propagowanie szczepień ochronnych, promowanie prawidłowych zachowań prozdrowotnych, higieny zdrowia psychicznego i inne elementy zdrowia publicznego, które powinny znaleźć się w podstawie programowej tego przedmiotu, bezwzględnie powinny stanowić obowiązkowy element nauczania na wszystkich etapach edukacji.
Ale rezygnacje z zajęć edukacji zdrowotnej nie wynikają wyłącznie z kwestii światopoglądowych. Lekcje są nieobowiązkowe, w dodatku często organizowane na pierwszej lub ostatniej godzinie w planie zajęć (choć nie jest to regułą) więc – przed czym od miesięcy przestrzegali eksperci, również ci, którzy byli zaangażowani w przygotowanie podstawy programowej – zwłaszcza starsi uczniowie (tu oczy zwrócone są głównie na szkoły średnie, choć nie tylko) w „odpuszczeniu” lekcji o zdrowiu widzą szansę na odchudzenie tygodniowego planu zajęć. A duża część rodziców uczniów niepełnoletnich (pełnoletni taką decyzję podejmują sami) nie widzi w tym niczego złego. – Wielkie rzeczy rodzą się w bólach – mówiła senator KO Agnieszka Gorgoń-Komor, nie kryjąc nadziei, że mimo kontrowersji i niełatwego początku edukacja zdrowotna przyniesie „modę na zdrowie”.
Początki rzeczywiście nie są łatwe: Ministerstwo Edukacji Narodowej uruchomiło z początkiem września kampanię informacyjną, skierowaną przede wszystkim do rodziców, której celem jest przekonanie ich, by nie podejmowali decyzji o rezygnacji z lekcji o zdrowiu (domyślnie zapisani są na nie wszyscy uczniowie). Jednak jeśli chodzi o kwestie operacyjne, widać braki: choćby kwestia wiążącego charakteru granicznej daty 25 września budzi wątpliwości: pojawia się wiele głosów, że na dobrą sprawę rodzic może decyzję podjąć w dowolnym momencie, bo Kodeks rodzinny i opiekuńczy stanowi, że władza rodzicielska obejmuje w szczególności obowiązek i prawo rodziców do wykonywania pieczy nad dzieckiem oraz do wychowania go z poszanowaniem jego godności i praw oraz powinna być wykonywana tak, jak tego wymaga dobro dziecka. Akt wyższego rzędu nie przestaje obowiązywać po „granicznej” dacie, wyznaczonej decyzją MEN. Szkoły czekają na szczegółowe wytyczne w tej sprawie, ale też wskazówki w drugą stronę: co robić, jeśli rodzic, który złoży deklarację z rezygnacją, zmieni zdanie (na przykład pod wpływem kampanii, rozmów z nauczycielami czy innymi rodzicami). Brak możliwości powrotu dziecka na zajęcia edukacji zdrowotnej byłby na pewno, z punktu widzenia MEN, niepożądany.
Czym skończy się „kampania wrześniowa” wokół lekcji o zdrowiu? Na razie w przestrzeni publicznej funkcjonują wyłączne strzępki informacji, przykłady anegdotyczne – jak choćby sygnały z Podhala, że są tam szkoły ze stuprocentowym poziomem rezygnacji. Lub takie, które ten poziom do 25 września z pewnością osiągną. Nie musi to dotyczyć wyłącznie Podhala. MEN zbiorcze dane będzie musiało podać – i zrobi to zapewne nie wcześniej niż pod koniec października. Jeśli poziom rezygnacji będzie wysoki, z pewnością przeciwnikom edukacji zdrowotnej w szkołach informacja o tym doda skrzydeł. Jaka będzie – i czy w ogóle będzie – reakcja rządu? Barbara Nowacka zapowiadała zimą, że fakultatywność będzie dotyczyć lekcji o zdrowiu tylko w roku szkolnym 2025/2026. Od września 2026 r. przedmiot miałby się stać obowiązkowy. Pytanie o wiarygodność tych deklaracji wydaje się absolutnie zasadne: minister Nowacka cały czas utrzymywała przecież, że edukacja zdrowotna obowiązkowa będzie od września 2025 r.
Podstawa programowa przedmiotu edukacja zdrowotna przewiduje dziesięć obszarów tematycznych. Niezależnie od etapu edukacyjnego realizowanych ma być dziewięć bloków: wartości i postawy, zdrowie fizyczne, aktywność fizyczna, odżywianie, zdrowie psychiczne, zdrowie społeczne, zdrowie seksualne, zdrowie środowiskowe, internet i profilaktyka uzależnień. Dziesiąty obszar jest „rozdzielny”: o dojrzewaniu będą się uczyć tylko uczniowie w szkołach podstawowych, natomiast uczniowie szkół ponadpodstawowych będą mieć lekcje poświęcone systemowi ochrony zdrowia, w którym przyjdzie się im – jako młodym dorosłym – samodzielnie poruszać. W każdym z działów, zarówno dla szkoły podstawowej, jak i ponadpodstawowej, opisano wymagania szczegółowe dotyczące wiedzy i umiejętności.