Nie masz konta? Zarejestruj się
fot. Vlada Karpovich / Pexels
Autor: Dorota Lebiedzińska
Starzenie się społeczeństwa to nie abstrakcja, ale proces, który dzieje się tu i teraz, po cichu i nieodwracalnie. Mimo to polityka senioralna wciąż traktowana jest jak doraźna pomoc, a nie strategiczne wyzwanie cywilizacyjne. O tym, dlaczego potrzebujemy długofalowego myślenia, prezydenta jako patrona społecznej zmiany i nowego modelu wsparcia dla osób starszych, rozmawiam z prof. Piotrem Błędowskim – gerontologiem, ekonomistą i jednym z najważniejszych głosów w debacie o przyszłości starości w Polsce.
Problem opieki nad osobami starszymi nie może być jedynie okazjonalnym przedsięwzięciem. W debacie zorganizowanej przez OIL w Warszawie, która odbyła się na początku maja, mówił pan o konieczności długofalowego myślenia. Społeczeństwo się starzeje – i lekarze, ale także całe państwo, muszą się na to przygotować.
Tak, to prawda. Nie możemy pozwolić sobie na myślenie o polityce senioralnej w kategoriach gestów czy sezonowych inicjatyw. Potrzebna jest spójna, konsekwentna i dalekosiężna strategia, która nie będzie zależała od aktualnej większości parlamentarnej. Mówimy tu o zmianach, które będą trwały dziesięciolecia. Wymagają one nie tylko odpowiedzi medycznej czy opiekuńczej, ale też zupełnego przemodelowania myślenia o starości – w polityce, społeczeństwie i rodzinie.
prof. Piotr Błędowski / fot. D. Lebiedzińska
Podczas swojego wystąpienia podkreślał pan, że prezydent nie ma narzędzi wykonawczych, ale mimo to może odegrać ważną rolę w polityce senioralnej. Jaką?
Prezydent, choć jego kompetencje są ograniczone, ma ogromny potencjał kształtowania myślenia o problemach społecznych. Powinien być tym, który staje ponad politycznymi podziałami i wyznacza długofalowe cele, np. właśnie w zakresie polityki senioralnej. Nie chodzi o to, żeby samodzielnie tworzył ustawy – ale żeby formułował oczekiwania wobec kolejnych rządów, inspirował debatę publiczną czy monitorował realizację obietnic. Prezydent często powtarza, że stoi na straży konstytucji. Powinien więc także stać na straży ciągłości i przewidywalności polityki społecznej, a nie pozwalać, by była ona realizowana „od ściany do ściany”.
Czyli prezydent jako patron długoterminowej strategii społecznej?
Dokładnie tak. Przecież niezależnie od tego, kto sprawuje władzę, liczba osób starszych będzie rosła. I choć nie każdy senior wymaga opieki medycznej, to właśnie polityka senioralna powinna jak najdłużej utrzymywać ludzi w zdrowiu, aktywności, samodzielności. To się dzieje poprzez profilaktykę, ale też poprzez rozwój infrastruktury społecznej: klubów seniora, placówek edukacyjnych, aktywizację zawodową i obywatelską.
To zatem nie tylko medycyna i nie tylko opieka?
Trzeba patrzeć szerzej. Polityka senioralna nie może być odpowiedzią na chwilowy kryzys czy medialne ożywienie. To musi być proces rozpisany na dekady. Zwłaszcza że seniorami stajemy się statystycznie już po sześćdziesiątce. Tymczasem wielu sześćdziesięciolatków nie czuje się staro – i bardzo dobrze! Bo właśnie polityka senioralna powinna być ukierunkowana na utrzymanie samodzielności i aktywności jak najdłużej. Na to, by moment zależności – tej zdrowotnej, społecznej, instytucjonalnej – odwlekać w czasie.
Czy nie mamy także problemu kulturowego? Osoby po sześćdziesiątce często nie uważają się za seniorów, a młodsze pokolenie niekoniecznie czuje się odpowiedzialne za starszych członków rodziny. Wydaje się, że model „dzieci opiekują się rodzicami” powoli zanika.
Tak, mamy do czynienia z głęboką zmianą modelu rodziny i relacji międzypokoleniowych. Żyjemy coraz dłużej, ale też inaczej niż nasi rodzice i dziadkowie. Rodziny są mniej liczne, częściej rozproszone przestrzennie, słabiej związane z jednym miejscem. Do tego dochodzą aspiracje jednostki, potrzeba samorealizacji. Dzisiejsi trzydziestoi czterdziestolatkowie często nie mają realnych możliwości – ani czasowych, ani materialnych – żeby opiekować się starszymi członkami rodziny.
W takim razie potrzebne są nowe rozwiązania systemowe?
Potrzebujemy nowej architektury społecznej: silnych organizacji pozarządowych, rozwiniętego wolontariatu, systemu usług społecznych świadczonych również przez prywatnych usługodawców – ale pod odpowiednim nadzorem i na jasno określonych zasadach. Nie każdy, kto chce świadczyć takie usługi, powinien mieć do tego prawo. Tu chodzi o bezpieczeństwo ludzi.
Czyli nie można już traktować rodziny jako alibi dla zaniechań państwa?
Absolutnie nie. Przez wiele lat władze – różne, niezależnie od opcji – mówiły: Jest rodzina, to ona się zajmie. To było wygodne. Ale dziś ta rodzina coraz częściej nie jest w stanie się wywiązać z takiej roli – nie z powodu braku chęci, tylko z braku realnych możliwości. Coraz więcej osób starszych wymaga specjalistycznej opieki, technologicznego wsparcia, obsługi urządzeń medycznych – tego nie zapewni amator, nawet najbardziej oddany.
Jak przekonać prezydenta, że polityka senioralna to priorytet?
Każdy prezydent mówi, że chce być prezydentem wszystkich Polaków. Niech więc ma świadomość, że coraz więcej z tych „wszystkich” to osoby starsze. I że to się nie zmieni. Polityka senioralna to zresztą jedyna forma mądrego egoizmu – bo to, co dziś zrobimy dla seniorów, jutro będzie służyło nam samym. Prezydent powinien być pierwszym, który to zrozumie i powie to głośno. A przede wszystkim: nie wolno mu traktować starości jako „problemu”, który trzeba rozwiązać. Trzeba patrzeć na nią jako na nieunikniony etap życia, do którego musimy przygotować całe społeczeństwo. Każdy z nas się starzeje – z każdym dniem. I choć granica starości może być umowna – 60., 65., a może niedługo 70. rok życia – to proces już trwa. I nie ma odwrotu.
Jednocześnie mamy dziś kryzys demograficzny – niską dzietność. Czy nie ma tu sprzeczności? Czy inwestować w młodych, czy w starszych?
Nie da się wybrać jednej grupy. Potrzebna jest równowaga i rozsądek, ale przede wszystkim – wspólna wizja. Każdą złotówkę trzeba obejrzeć dwa razy, a potem wydać tak, by zyskały na tym obie strony: młodzi i starsi. Bo społeczeństwo to całość, nie mozaika konkurujących pokoleń.
Polityka to sztuka hierarchizowania celów. Trzeba jasno powiedzieć: tego nie zrobimy teraz, to zrobimy później, ale zrobimy. Budżet państwa zawsze będzie ograniczony. Ale rolą państwa jest stworzenie ram – zarówno prawnych, jak i finansowych – które umożliwią działanie. Jeśli państwo chce, żeby coś się działo lokalnie, musi dać na to pieniądze – odpowiednio, regularnie, w sposób zaplanowany, a nie na ostatnią chwilę.
Jak pogodzić działania władz lokalnych z polityką krajową? Często te dwa poziomy się rozmijają.
Polityka senioralna nie może być scentralizowana. Rola państwa to raczej partnerstwo, a nie nadzór. Rząd – każdy rząd – powinien stworzyć prawne i finansowe ramy systemu, natomiast działania operacyjne trzeba zdecentralizować. Niezależnie od strategii krajowej to właśnie samorząd organizuje konkretne działania – świadczenia, usługi, aktywizację. Nikt nie przyjedzie z Warszawy, żeby świadczyć opiekę długoterminową. To musi być lokalna struktura – oparta na lokalnym rynku pracy i potrzebach społeczności. To samorząd wie, ilu ma seniorów, jakie są potrzeby, gdzie brakuje opiekunów, a gdzie klubów seniora. Decyzje muszą być podejmowane na dole – z udziałem społeczności. Demokracja to także współdecydowanie o tym, co najważniejsze. Ale nie może działać, jeśli nie ma zasobów kadrowych, organizacyjnych, no i finansowych.
Dlaczego polityka senioralna ciągle nie jest traktowana jako priorytet?
Bo brakuje ciągłości i odpowiedzialności. Każda nowa władza mówi: Teraz zaczniemy od nowa, teraz będzie dobrze. Widać to chociażby po likwidowaniu i powoływaniu od nowa różnych ciał doradczych. A przecież polityka senioralna to nie może być projekt jednej kadencji. To musi być długofalowa strategia realizowana ponad podziałami. Bez lokalnych społeczności i ich udziału – choćby przy podejmowaniu decyzji, czy najpierw budować żłobek, czy klub seniora – to się nie uda.
Czy wierzy pan, że polityka senioralna zyska w końcu należne jej miejsce?
Mówiąc szczerze – nie wcześniej niż wtedy, gdy matki czterech polityków z różnych, zwalczających się partii zostaną nagle bez opieki. Wtedy temat przestanie być abstrakcyjny. Dziś zbyt często działa to odwrotnie: Dostaliśmy pieniądze – jesteśmy wdzięczni – głosujemy. A potem przychodzi refleksja: Mam pieniądze, ale nie mam na co ich wydać, bo nie ma usług. To nie jest strategia – to iluzja bezpieczeństwa. Czas się kończy. Starzenie się społeczeństwa to nie jest temat medialny na sezon ogórkowy. To wyzwanie cywilizacyjne. Bez zrozumienia, że polityka senioralna to proces długofalowy, ponadpartyjny, strategiczny – będziemy błądzić, marnować pieniądze i energię. A seniorzy będą płacić za to najwyższą cenę.