Nie masz konta? Zarejestruj się
fot. Salah Darwish/Unsplash
Autor: Maria Libura
Personel medyczny, pracownicy i wolontariusze organizacji pomocowych coraz częściej stają się celem ataków w obszarach objętych konfliktami zbrojnymi. Niesienie pomocy medycznej i humanitarnej w takich strefach staje się działaniem podwójnie ryzykownym.
Już nie tylko przypadkowa kula, zmęczenie i trudne warunki na zniszczonych wojną terenach stają na przeszkodzie wypełnianiu ważnej misji. Znak czerwonego krzyża lub czerwonego półksiężyca, zamiast chronić, zamienia czasem działaczy w żywe tarcze. Tylko w roku 2023 Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) odnotowała 1520 ataków na oznakowane placówki opieki medycznej, w wyniku których zginęło nie mniej niż 750 pacjentów i niosących im pomoc medyków, a 1250 osób zostało rannych.
Rok 2023 był też najbardziej dramatyczny pod względem liczby ofiar śmiertelnych wśród pracowników organizacji humanitarnych; według bazy danych Aid Worker Security zginęło ich 280. Niestety, wiele wskazuje na to, że w 2024 r. ten niechlubny rekord może zostać pobity. Do połowy września na całym świecie zginęło już 200 pracowników organizacji humanitarnych, zaangażowanych w dostarczanie żywności, wody i środków medycznych ludności cywilnej w rejonach objętych kryzysem.
Większość tych wydarzeń przechodzi praktycznie bez echa, odnotowują je tylko media lokalne. Nagłaśnia się jedynie wyjątkowo dramatyczne przypadki, kiedy ofiarami są obywatele państw wysoko rozwiniętych, takie jak niesławny atak na konwój World Central Kitchen w Strefie Gazy, dokonany 1 kwietnia 2024 r. przez Siły Obronne Izraela. Wśród zabitych znalazł się m.in. Polak, a incydent spotkał się z szerokim potępieniem międzynarodowym, zarówno ze strony Unii Europejskiej, jak Wielkiej Brytanii i Chin. Tragedie miejscowych wolontariuszy bez zagranicznego paszportu pozostają zwykle cichym tłem ponurych scen teatrów wojennych.
Doszliśmy do momentu, w którym odbiorcom treści medialnych opatrzyły się już nawet zdjęcia zbombardowanych szpitali dziecięcych. Media społecznościowe i powszechna dostępność smartfonów pozwalają rejestrować dramaty i zbrodnie. Cóż jednak daje powszechna, czasem nawet natychmiastowa dostępność tych informacji, skoro odbiorcy tracą wrażliwość na coraz bardziej drastyczne bodźce, przełączając z rosnącą obojętnością rolkę z kolejnej masakry „gdzieś na świecie” na streaming horroru na ulubionej platformie cyfrowej?
Normalizacja przemocy wobec cywilów, załóg medycznych i niosących pomoc to proces, który cofa nas w poszanowaniu praw człowieka o dekady. Gwarancje przysługujące personelowi i placówkom medycznym na mocy prawa międzynarodowego są regularnie lekceważone, bez większych reperkusji dla naruszających te normy – zauważył doktor Tedros Adhanom Ghebreyesus, dyrektor generalny WHO, w komentarzu na portalu Al Jazeera opublikowanym z okazji Światowego Dnia Pomocy Humanitarnej. Tymczasem zniszczenie nawet jednego szpitala w rejonach objętych konfliktem rodzi ogromne ryzyko dla życia i zdrowia ludzi, którzy pozostają bez pomocy w cierpieniu. Co więcej, nasilenie ataków na teoretycznie objętych specjalną ochroną pracowników służb medycznych odstrasza od podejmowania działań o charakterze humanitarnym, pogarszając trudną sytuację ludności cywilnej w strefie działań zbrojnych.
Oczywiście, takie barbarzyńskie akty mają długą historię. Wiemy to dobrze w Polsce. W końcu II wojnę światową 1 września 1939 r. rozpoczął nalot niemieckiego lotnictwa na odpowiednio oznakowany Szpital Wszystkich Świętych w Wieluniu. 32 osoby, które zginęły w wyniku tego bestialstwa – pacjenci i pracownicy szpitala – stanowiły pierwsze ofiary II wojny światowej. Wydarzenie to przepowiadało jeszcze straszniejsze zbrodnie dokonywane na ludności cywilnej przez niemieckiego okupanta.
Portal attacksonhealthukraine.org podaje, że od inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. odnotowano 1521 rosyjskich ataków na ukraińską infrastrukturę medyczną. W ich efekcie zniszczone lub poważnie uszkodzone zostały 773 szpitale i przychodnie. Co najmniej 234 pracowników sektora zdrowia zginęło, wielu zostało rannych. Pracujący na Ukrainie polscy ratownicy medyczni wskazują, że oznakowanie wozu jako ambulansu bywa większym zagrożeniem niż jazda samochodem wojskowym; zamiast powstrzymywać przed atakiem, podnosi ryzyko stania się celem. Oddalamy się niebezpiecznie od wypracowanych z trudem zwyczajów i przyjętych konwencji międzynarodowych, które hamować miały instrumentalizację cierpienia jako broni samej w sobie.
A przecież idea Czerwonego Krzyża wyrosła z przekonania, że wyraźne oznakowanie neutralnych osób niosących z własnej woli pomoc ofiarom wojny zapewni im szacunek i ochroni przed agresją. Stworzył ową ideę Henry Dunant po naocznej, bezpośredniej konfrontacji z cierpieniem rannych i umierających na polu bitwy. Ten szwajcarski kupiec z Genewy podczas podróży w 1859 r. znalazł się zbiegiem okoliczności w pobliżu miasteczka Solferino niedługo po tym, gdy krwawą, wielogodzinną bitwę stoczyła tam armia austriacka z siłami francusko-włoskimi. Straty po obu stronach były przerażające: armia austriacka zanotowała 2352 zabitych, 10 645 rannych i 6944 zaginionych, połączone siły francusko-sardyńskie miały 2313 zabitych, 12 102 rannych i 2786 zaginionych.
Pod Solferino nie tylko nie miał kto zbierać ciał poległych, ale nawet tysiącom rannych pozostawało czekać na litościwą śmierć. Dunant mimo braku przeszkolenia medycznego włączył się w pomoc przeżywającym męczarnie żołnierzom, a oglądanie bezmiaru cierpienia kazało mu potem napisać książkę „Wspomnienie Solferino”. Wezwał w niej do utworzenia składającej się z ochotników formacji przygotowanej do pomocy w warunkach wojny i katastrof. Rozumiejąc wagę bezpieczeństwa wolontariuszy, zaproponował specjalny, dobrze widoczny znak – czerwony krzyż, sygnalizujący neutralność niosących ulgę w cierpieniu. Za ten pomysł i liczne wysiłki na rzecz jego realizacji został Dunant zasłużenie pierwszym laureatem Pokojowej Nagrody Nobla w 1901 r.
Taka symboliczna gwarancja działa jednak wyłącznie wówczas, gdy wszystkie strony konfliktu dostrzegają wartość ograniczania cierpienia i darzą szacunkiem tych, którzy z poświęceniem realizują taką misję. Rosnąca liczba umyślnych ataków na personel medyczny i humanitarny sugeruje, że ta wspólna siatka wartości po raz kolejny w historii niebezpiecznie ulega atrofii.