Nie masz konta? Zarejestruj się
Fot. Mikhail Nilov / Pexels
Autor: Paweł Walewski
Cukier ma świetny PR, bo latte z syropem karmelowym smakuje wybornie. Jeśli lekarz nie powie prawdy – przemówi za niego reklama.
Pacjent wchodzi do gabinetu i z ręką na sercu przysięga, że tylko raz w tygodniu je ciastko, a z torby wystaje baton energetyczny, który w składzie ma więcej cukru niż fabryka czekolady. Brzmi znajomo? Cukier, ten cichy sabotażysta, jest wszędzie – w jogurtach „fit”, w sokach „100-proc. naturalnych”, w chrupkim pieczywie, które miało być zdrowe. Na wakacyjnych szlakach i podczas podróży trudno się będzie bez niego obejść. I choć każdy lekarz wie, że to nie tylko puste kalorie, ale bilet do całej litanii problemów, pacjentów wciąż trzeba prowadzić za rękę, jakby byli dziećmi w cukierkowym sklepie. Problem w tym, że ten sklep to cały współczesny świat.
W książce „Cukier na języku”, wydanej niedawno przez PWN i PZWL, znani warszawscy specjaliści – prof. Artur Mamcarz (kardiolog) i prof. Leszek Czupryniak (diabetolog) – rozkładają na części pierwsze fenomen cukru wspólnie z prof. Jerzym Bralczykiem (językoznawcą). Od jego wszechobecności w diecie po kulturową gloryfikację. To nie jest sucha akademicka rozprawa, tylko żywa rozmowa, która pokazuje, jak cukier stał się zarówno medycznym wrogiem numer jeden, jak i symbolem współczesnego hedonizmu. Jeśli myślicie, że wystarczy powiedzieć pacjentowi: Jedz mniej słodyczy, to szykujcie się na kubeł zimnej wody. Cukier to nie tylko problem dietetyczny – to epidemia, która zmienia społeczeństwa, napędza kryzysy zdrowotne i, co gorsza, świetnie wszystkim smakuje.
Zacznijmy od podstaw. Sacharoza, glukoza, fruktoza i ich przemysłowi kuzyni (syrop glukozowo-fruktozowy) są nie tylko dodatkami do kawy. W ostatnich latach stały się chemicznym ninja, skradającym się w jedzeniu, o którym wasi pacjenci nawet nie pomyślą, że jest słodkie. Ketchup? Cukier. Chleb tostowy? Cukier. Zdrowa granola i płatki śniadaniowe dla dzieci? Cukier na sterydach. Najnowsze dostępne dane wskazują, że statystyczny Polak spożywa ok. 43 kg cukru rocznie. I nikt go nie je łyżeczkami prosto z cukiernicy! Jak trafnie zauważają autorzy, w ostatnich latach obserwuje się spadek konsumpcji cukru w czystej postaci – za to coraz więcej jest go na stołach przetworzonego, obecnego w napojach, przekąskach, sosach i gotowych daniach, które reklamy sprzedają jako „szybkie i zdrowe”.
Medycznie rzecz ujmując, ten nadmiar to prosta droga do katastrofy. Cukrzyca typu 2, której epidemia rozlewa się po świecie, to dopiero wierzchołek góry lodowej (i jak trafnie przypomina prof. Czupryniak, wbrew nazwie nie bierze się wcale z jedzenia cukru!). To raczej paliwo dla otyłości i chorób sercowo- naczyniowych: podnosi trójglicerydy, zwiększa ryzyko miażdżycy, a do tego sieje spustoszenie w układzie hormonalnym. Fruktoza, ta niewinna cząsteczka z owoców, w dużych ilościach (czytaj: z napojów gazowanych) odkłada się w wątrobie jak niechciany gość, prowadząc do stłuszczenia i insulinooporności. A ta ostatnia to nie tylko wstęp do cukrzycy, ale i nadciśnienia, otyłości i, jakżeby inaczej, większego apetytu na… więcej cukru. Błędne koło? Raczej błędny rollercoaster, z którego nikt nie chce wysiąść.
Cukrzyca typu 2 nie jest już tylko chorobą, lecz globalnym fenomenem jaskrawo symbolizującym styl życia. Według danych WHO w 2022 r. na świecie żyło z nią ponad 530 mln ludzi, a liczba ta ma wzrosnąć do 643 mln w 2030 r. W Polsce, jak szacuje prof. Czupryniak, z cukrzycą zmaga się ok. 3 mln osób, a kolejne miliony są na najlepszej drodze, by dołączyć do tego klubu. I to nie jest problem tylko starszych pań z nadwagą. Coraz młodsi ludzie, w tym nastolatki, dostają taką diagnozę, bo ich dieta to festiwal cukru i przetworzonej żywności.
Dlaczego to takie groźne? Bo cukrzyca to nie tylko „trochę za wysoki cukier we krwi”. To przewlekłe uszkodzenie naczyń krwionośnych, które prowadzi do zawałów, udarów, niewydolności nerek, amputacji kończyn i utraty wzroku. Prof. Mamcarz podkreśla, że serce cukrzyka to tykająca bomba – każdy dodatkowy łyk coli czy pączek jest kolejnym krokiem w stronę zawału.
Ale spójrzmy na to z szerszej perspektywy. Epidemia cukrzycy nie jest tylko problemem medycznym, to społeczna porażka. Żyjemy w świecie, gdzie fast food stał się tańszy niż warzywa, a reklamy napojów gazowanych są bardziej kolorowe niż kampanie prozdrowotne. Prof. Bralczyk w „Cukrze na języku” zauważa, że cukier ma świetny PR. Słowa takie jak „słodki”, „cukierkowy” czy „miodowy” kojarzą się z przyjemnością, nagrodą, nawet miłością. Kto nie słyszał o dolce vita? Tymczasem słodkie życie to często skrócona droga do dializ.
Ale ilu z pacjentów słucha, gdy lekarz mówi: Proszę ograniczyć cukier? Pewnie tylu, ilu czyta ulotki leków do końca. Problem w tym, że samo mówienie nie wystarczy. Jak radzi prof. Czupryniak, trzeba podejść do pacjenta jak do człowieka, który może mieć nie tylko różny zasób wiedzy, ale też swoje emocje – na pewno nie jak do chodzącego wyniku glikemii. Ludzie nie jedzą cukru, bo są głupi – jedzą go, bo jest tani, dostępny i uzależniający. Aktywuje w mózgu te same szlaki nagrody co nikotyna i alkohol. Więc kiedy wasz pacjent mówi, że nie może żyć bez coli, to nie jest tylko metafora.
Jak zatem rozmawiać z takimi pacjentami? Przede wszystkim nie chodzi o to, by brzmieć jak podręcznik do biologii. Zamiast straszyć hiperglikemią lub retinopatią, trzeba uczyć, ale z głową. Prof. Mamcarz sugeruje, by pokazywać pacjentom alternatywy – zamiast nektaru jabłkowego, który ma tyle cukru co napój gazowany, lepiej zjeść jabłko. Zdrowe jedzenie nie musi być nudne. Nieraz trzeba być jak megafon w świecie, który zagłusza zdrowy rozsądek reklamami pączków. Na marginesie przypomnę, że niedoścignionym wzorem udanej kampanii związanej ze zmianą diety była – cóż za paradoks! – narodowa kampania propagandy konsumpcji cukru sprzed 100 lat, z wymyślonym przez Melchiora Wańkowicza hasłem „Cukier krzepi”. Miała bezprecedensowy zasięg, którego mogą do dzisiaj pozazdrościć firmy reklamowe: ponad milion plakatów, 4 tys. artykułów i reklam w prasie, 1400 prelekcji o tym, że warto jeść… cukier. Przed wojną udało się skutecznie namówić Polaków do słodyczy – teraz nikt nie potrafi ich tego oduczyć.
Bądźmy realistami. Nie da się odstawić słodyczy z dnia na dzień, ale można zamienić mleczną czekoladę na gorzką albo colę na wodę z cytryną. Małe kroki, wielkie efekty. I jeszcze jedno: spójrzmy w lustro. Lekarze też są ludźmi, a kawa z syropem waniliowym w dyżurce nie jest niewinną przyjemnością. Jeśli pacjent nie dostanie dobrego przykładu od swojego przewodnika po meandrach zdrowia, to dlaczego miałby się słuchać?
W pewnym sensie cukier to również fenomen kulturowy. Jak zauważa prof. Jerzy Bralczyk, język zdradza, jak bardzo go kochamy: „cukiereczek”, „słodziak”, „miodzio” – to nie są określenia na coś złego. Cukier to nagroda, pocieszenie, symbol celebracji. Tort na urodziny, lody na randce, czekoladki na walentynki. Spróbujcie powiedzieć komuś, że cukier to trucizna, a usłyszycie: To co, mam żyć bez przyjemności? A przemysł spożywczy robi wszystko, byśmy myśleli, że cukier to niewinna przyjemność. Reklamy jogurtów „dla zdrowia” lub batonów dodających energii można uznać za majstersztyk manipulacji. Prof. Leszek Czupryniak zauważa, że cukier jest tani w produkcji, więc producenci pakują go wszędzie, gdzie się da. A my, konsumenci, jesteśmy jak muchy w słoiku miodu – im więcej jemy, tym bardziej chcemy. Służba zdrowia ugina się pod ciężarem leczenia chorób, którym można by zapobiec, gdyby tylko edukacja i polityka żywnościowa działały skuteczniej. Ale kto zabroni sprzedaży napojów gazowanych w szkołach, skoro to przynosi zyski?
Dlatego cukier to nie tylko problem pacjentów z cukrzycą. Oni sami cukrzykami nazywać się nie chcą, ale do słodyczy ciągnie ich jak wszystkich. Następnym razem, gdy ktoś będzie tłumaczył, że jeden cukierek nie zaszkodzi, odeślijcie go do książki „Cukier na języku” i przypomnijcie, że ten jeden cukierek to kropla w morzu cukru, w którym wszyscy pływamy. Może w ten sposób uda się wydobyć go na brzeg?