Logowanie do profilu lekarza

Przez login.gov

Receptomaty

Fot. Steve Buissinne/Pixabay

Recepty, ból głowy i gorzka pigułka Adama Niedzielskiego

Autor: Małgorzata Solecka

Rozprawa z tzw. receptomatami miała być orężem Adama Niedzielskiego najpierw w walce o poczesne miejsce na liście wyborczej Prawa i Sprawiedliwości, potem – o poselski mandat. Przysłowia ludowe są mądrością narodów, w tym przypadku sprawdziły się szczególnie dwa: „Pycha kroczy przed upadkiem” oraz „Jeśli Pan Bóg chce kogoś pokarać, to mu rozum odbiera”. Adam Niedzielski nie jest już ministrem zdrowia. Nie przegrał z receptomatami, ale – sam ze sobą.

Lek. Piotr Pisula, Szpital Miejski w Poznaniu, wczoraj w Faktach TVN: »żadnemu pacjentowi nie dało się wystawić takiej recepty«. Sprawdziliśmy. Lekarz wystawił wczoraj na siebie receptę na lek z grupy psychotropowych i przeciwbólowych. Takie to FAKTY. Jakie kłamstwa czekają nas dziś?”.

4 sierpnia, niezbyt późne piątkowe popołudnie, środek wakacji. Co może pójść nie tak? Kilkadziesiąt godzin wcześniej Ministerstwo Zdrowia na oficjalnym koncie twitterowym poucza lekarzy, że nie rozumieją specyfiki mediów społecznościowych. „W twittach znajduje się esencja przekazu, co za tym idzie nie każde zdanie to logiczne kontinuum zdania poprzedzającego” – tak brzmi komentarz dotyczący zwołanej na 2 sierpnia konferencji OZZL i Porozumienia Rezydentów OZZL. Ale o tym za chwilę.

Czytając tweet ministra, odnoszę wrażenie – i nie tylko ja – że ktoś wyłączył grawitację. Nic takiego nie może się przecież wydarzyć. Nie ma takich okoliczności, które pozwoliłyby urzędnikowi państwowemu ujawnić dane medyczne pacjenta. Co prawda „lek. Piotr Pisula” jest lekarzem, ale minister zdecydował się ujawnić informacje o nim, jako o pacjencie. Liczba 4,5 mln wyświetleń wpisu w ciągu trzech dni mówi sama za siebie – tzw. sprawa Pisuli przykryła wszystko. Nawet rządowy przekaz, że jak wygra opozycja, Polacy nie będą mogli zbierać grzybów w lasach.

Konflikt ministra zdrowia ze środowiskiem lekarskim, który narastał od wielu miesięcy, pękł niczym wrzód. To, co kluczowe, rozegrało się zaledwie na przestrzeni kilku wakacyjnych tygodni.

2 sierpnia weszły w życie przepisy rozporządzenia zmieniające zasady wystawiania recept na leki z grupy psychotropowych i przeciwbólowych. To kolejny element ogłoszonej z hukiem 30 czerwca walki Ministerstwa Zdrowia z receptomatami, czyli przedsiębiorstwami korzystającymi z rozwiązań telemedycznych do komercyjnego wystawiania recept. Ignorowane przez blisko trzy lata zjawisko (pierwsze takie firmy powstały tuż po wprowadzeniu e-recepty, na początku 2020 r.) znalazło się w centrum zainteresowania resortu zdrowia. I samego ministra. Dlaczego?

Po pierwsze, pojawił się realny problem. Choć duża część receptomatów zachowywała przez cały czas protokoły bezpieczeństwa, odmawiając wystawiania recept na leki z grup szczególnie dla pacjentów niebezpiecznych, zdarzały się przypadki nadużyć. To fakt, nie opinia. Po drugie, minister zdrowia mógł w tych okolicznościach z całą mocą stwierdzić, że staje w obronie zdrowia i bezpieczeństwa pacjentów.

Co więcej, że staje w obronie zdrowia i bezpieczeństwa pacjentów w kontrze do środowiska lekarskiego, które Adam Niedzielski wprost oskarżał o bezczynność i niechęć do oczyszczenia własnych szeregów. Wbrew faktom. Pierwsze bowiem zawiadomienia z resortu zdrowia, co wielokrotnie podkreślał samorząd lekarski, trafiły do Naczelnej Izby Lekarskiej w połowie kwietnia i bezzwłocznie zostały przekazane rzecznikom odpowiedzialności zawodowej przy właściwych okręgowych izbach lekarskich. Na dobrą sprawę to ministerstwo można by oskarżyć o przewlekłą bezczynność, bo pierwsze interpelacje poselskie w prawie bezpieczeństwa zdalnego wystawiania recept na zasadach komercyjnych pojawiły się już w połowie 2020 r.

To, co rozegrało się 4 sierpnia i w efekcie doprowadziło do szybkiej dymisji Adama Niedzielskiego, zaczęło się 2 lipca, gdy Centrum e-Zdrowia znienacka włączyło wszystkim lekarzom w Polsce limity – 300 recept na 10 godzin pracy, dla maksymalnie 80 pacjentów. Na jakiej podstawie prawnej? Bez podstawy. Na mocy woli, słów i twitterowej aktywności ministra zdrowia. Lekarzy protestujących przeciw jawnemu łamaniu prawa przez ministra Adam Niedzielski i jego biuro prasowe oskarżyli o działania lobbingowe na rzecz receptomatów. Które, nota bene, mimo limitów działały bez większych przeszkód. Podane na początku sierpnia przez resort informacje o trzykrotnym spadku średniej liczby recept na lekarza w kilku największych firmach są obarczone błędem. Nie podano bowiem liczby recept ogółem, tylko średnią, co (przynajmniej do pewnego stopnia) potwierdza informacje, że od początku lipca receptomaty zaczęły na dużą skalę szukać nowych chętnych do pracy.

Miodowa konsekwentnie ignorowała apele, płynące z samorządu lekarskiego, o wycofanie się ze złego rozwiązania i wypracowanie (szybkie) takich kroków, które pomogą walczyć z patologią. W dużym skrócie: zamiast limitów – wprowadzenie standardu porady telemedycznej, przede wszystkim pierwszorazowej (bo wiadomo, że ten rodzaj w receptomatach dominuje). Domagali się tego zresztą nie tylko lekarze, ale też eksperci zajmujący się telemedycyną. Resort pozostawał głuchy na postulaty i parł do przodu w swoim kierunku.

Gdy w jeden z lipcowych weekendów w systemie CeZ odnotowano poważny błąd, na dobrych kilka godzin blokujący lekarzom możliwość wystawiania recept na niektóre grupy leków, widać było, że lekarze jako środowisko są o krok od wybuchu.

Na dwa dni przed godziną „T” (czyli godziną publikacji osławionego tweeta przez Adama Niedzielskiego) weszły w życie przepisy rozporządzenia ministra dotyczące recept na leki psychotropowe oraz przeciwbólowe i – jak można się było spodziewać – nie wszystko poszło jak po maśle. Duża część lekarzy zaczęła bowiem zgłaszać problemy z wystawianiem tychże recept. Jednocześnie OZZL i Porozumienie Rezydentów OZZL ogłosiły, że żądanie przeprosin za publiczne oskarżenie o działanie na rzecz receptomatów pozostało bez echa, więc lekarze spotkają się z ministrem w sądzie. Dzień później, czyli 3 sierpnia, „Fakty” TVN wyemitowały program, w którym wystąpił m.in. Piotr Pisula.

Co chciał osiągnąć Adam Niedzielski? Upokorzyć lekarza (byłego przewodniczącego Porozumienia Rezydentów)? Zdyskredytować nielubianą (oględnie powiedziane) stację telewizyjną i jej flagowy program informacyjny? A może zagrać va bank? Jest tajemnicą poliszynela, że przez tydzień poprzedzający feralny dla Niedzielskiego wpis minister zdrowia był „mało obecny” w resorcie. Powód stanowiły informacje, jakie do niego dotarły z Nowogrodzkiej: wbrew planom, a ponoć i licznym obietnicom, jakie otrzymywał w ostatnim roku, PiS wcale nie zamierzał wystawić go na pierwszym (a złośliwi twierdzą, że nawet na „biorącym”) miejscu na liście pilskiej. Zważywszy, że Adam Niedzielski wcześniej marzył o byciu lokomotywą listy poznańskiej, to więcej niż dyshonor. Nie brakuje opinii, że twitterowa szarża miała odmienić stanowisko władz PiS – zarówno frontalny atak na TVN, jak i na lekarza powinny przynieść pożądany rezultat. Sam Niedzielski w obszernej odpowiedzi na pytanie rzecznika praw obywatelskich powtarza to, co pisał w mediach społecznościowych: działał w ramach przepisów, w interesie pacjentów. I dlatego, logiczne, naruszył podstawowe prawo pacjenta właśnie.

Los Adama Niedzielskiego był przesądzony już w weekend, a najlepszym świadectwem – głucha cisza ze strony polityków obozu rządzącego, którą przerwały niemające większego znaczenia głosy europosła Ryszarda Czarneckiego i byłej wiceminister zdrowia Józefy Szczurek-Żelazko. Nawet komentarz ministra Waldemara Budy („lekarzy trzeba czasem dyscyplinować”) nie odbił się szerszym echem, a wypowiedź (jeszcze) posłanki Katarzyny Sójki, jakoby lekarz Piotr Pisula „zaprzeczył sam sobie”, bo ostatecznie receptę wystawił, przyciągnęła uwagę mediów dopiero po jej nominacji na ministra. Nie było wątpliwości: Niedzielski musi odejść. Podobno również dlatego, że jego obecność drażniła elektorat Konfederacji, o który Zjednoczona Prawica zamierza zabiegać w październikowych wyborach, ale to didaskalia.

I odszedł. Co wydarzy się w nadchodzących dwóch miesiącach? Nowej minister zdrowia, Katarzyny Sójki (lekarki i leśniczki z wykształcenia), niemal nikt nie zna, ale pierwsze ustalenia z resortem zdrowia, podjęte podczas rozmów w Naczelnej Izbie Lekarskiej, dotyczące zniesienia limitów i wprowadzenia standardu telemedycznej porady pierwszorazowej pokazują – bardzo nieśmiało – światełko w tunelu. Nie na przełom (osiem tygodni do wyborów to naprawdę niewiele), ale szansę na przynajmniej częściowe uporządkowanie tego, co w tak krótkim czasie można posprzątać.

Małgorzata Solecka

Autor: Małgorzata Solecka

Treści autora ⟶

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, zgodę na ich użycie, oraz akceptację Polityki Prywatności.