Nie masz konta? Zarejestruj się
Dan Novac/Unsplash
Autor: Dominik Héjj
Życzliwy zespół redakcyjny „Pulsu” pozwala mi w co drugim numerze pisać o państwie, którego politykę staram się przedstawiać w najdrobniejszych szczegółach – o Węgrzech. A że temat, który chciałbym Państwu zaproponować w tym miesiącu, bardzo ściśle wiąże się z ochroną zdrowia, tym bardziej zmierzam do brzegu (Dunaju).
O Péterze Magyarze pisałem przed wakacjami. To były beneficjent systemu Viktora Orbána, który opływał w dostatek w roli biznesmena, a także męża minister sprawiedliwości Judit Vargi. Koniec małżeństwa okazał się być także końcem jego wpływów. Odcięty od przywilejów, postanowił rzucić wyzwanie Orbánowi. W barwach partii TISZA wystartował w wyborach do Parlamentu Europejskiego, w których uzyskał bardzo dobry wynik. Jego ugrupowanie jest obecnie najsilniejszą partią opozycyjną. I chociaż na bezpośrednie starcie Magyara i Orbána przyjdzie czekać aż do wyborów parlamentarnych wiosną 2026 r., węgierski premier już na początku września 2024, w czasie zamkniętego spotkania, mówił, że pojawienie się Magyara ma daleko idące konsekwencje (dotychczas bagatelizował jego istnienie).
Jednym z postulatów wchodzącego na scenę polityczną biznesmena było uzdrowienie sytuacji w ochronie zdrowia. Węgrzy od lat wskazują to zagadnienie jako jedno z największych zmartwień, które ich trapią. Według danych OECD z 2022 r. Węgry na ochronę zdrowia wydają około 2840 dol. na osobę (Polska – blisko 2972 dol.). Są to wyniki sytuujące Węgry w absolutnej końcówce stawki. Według danych KSH (Centralnego Urzędu Statystycznego) na ochronę zdrowia (w tym także m.in. na leki) Węgry przeznaczają 6,7 proc. PKB, czyli mniej niż w 2020 r. (7,3 proc.) i 2021 (7,4 proc.). Spadają także nakłady na państwową ochronę zdrowia. Węgierskie władze po 2010 r. uznały, a pomysł wspierał Viktor Orbán, by do wydatków na ochronę zdrowia wpleść… budowę stadionów. Uznano ją bowiem za działanie profilaktyczne, które obniży nakłady na leczenie. Rzecz w tym, że stadiony powstawały jak grzyby po deszczu, czego nijak nie można powiedzieć o szpitalach. Warto jeszcze przypomnieć, że sprawy związane z polityką zdrowotną nie są na Węgrzech podległe ministerstwu zdrowia (bowiem takiego nie ma…), ale Ministerstwu Spraw Wewnętrznych.
W 2023 r. przeprowadzono daleko idącą reformę samorządu lekarskiego, środowiska, które było jednym z najbardziej zagorzałych krytyków polityki zdrowotnej rządu. Zniesiono obowiązkowe członkostwo w samorządzie zawodowym. By pozostać jego członkiem, trzeba było złożyć ponowny wniosek o akces. Jednocześnie zmieniono przepisy związane z etyką lekarską. Niegdyś ten obszar medycyny pozostawał w gestii Węgierskiej Izby Lekarskiej, jednakże wraz z nowelizacją ustawy przekazano go Naukowej Radzie Zdrowia, która podlega węgierskiemu MSW. Od lat zauważalny jest odpływ lekarzy i to mimo obowiązku odpracowania po ukończeniu studiów państwowych co najmniej roku w państwowym systemie. Rząd chwali się, że w ciągu dwóch lat zdecydowanie zwiększył uposażenie lekarzy na wszystkich poziomach kariery zawodowej. Lekarze jednak biją na alarm: system opieki zdrowotnej jest skrajnie niedofinansowany. Biorąc pod uwagę roczne nakłady na komunikację rządu, plakaty, spoty reklamowe, wszystko, co opozycja określa mianem propagandy, środki finansowe przeznaczane na ochronę zdrowia wydają się jeszcze niższe.
Największy rywal Viktora Orbána, Péter Magyar, w mediach społecznościowych wezwał do zgłaszania nieprawidłowości w szpitalach. Aktywna grupa sympatyków partii TISZA zalała media społecznościowe zdjęciami obskurnych szpitali. Zwraca uwagę fakt, że nie są to szpitale w małych miejscowościach, ale nawet w miastach komiackich (wojewódzkich), także w samym Budapeszcie. Cieknące dachy, nieszczelne okna, odpadający tynk, grzyb na ścianach, wszystko zestawione z luksusowymi warunkami, w których wręcz pławią się politycy Fidesz-KDNP. Zwolennicy, a także sam lider partii TISZA, skoncentrowali się na jeszcze jednym problemie – temperatury panującej w salach szpitalnych. Magyar jeździł od szpitala do szpitala, pokazując, że w sali operacyjnej temperatura nierzadko przekraczała 30, a nawet 35 st. C (rząd twierdzi, że celowo mierzył ją np. na oszklonej klatce schodowej i w najbardziej rozgrzanych częściach pomieszczeń). Magyar nie tylko biegał z termometrem, ale również spotykał się z dyrektorami szpitali, którzy opowiadali mu o problemach, z jakimi się borykają. Dla jednej z placówek zorganizował zbiórkę, a następnie swym charakterystycznym, nieco leciwym fordem transitem, pomalowanym w kolorach węgierskiej flagi, dostarczył m.in. wentylatory, ale też rzeczy tak podstawowe jak papier toaletowy i ręczniki papierowe.
Magyar rzucił wyzwanie podsekretarzowi stanu odpowiedzialnemu za ochronę zdrowia (Péterowi Takácsowi), by odwiedził z nim jeden ze szpitali. Placówkę nieprzypadkową, bo szpital, w którym leczeni są politycy. Chciał porównać warunki, w których leczeni są „zwykli Węgrzy”, z zapewnianymi pacjentom vipowskiej części Północnopeszteńskiego Centrum Szpitalnego-Szpitala Wojskowego w Budapeszcie. Wejście do tej części jednak mu uniemożliwiono (zwiedził część „zwykłą”). Potem, w kolejnych placówkach, zakazywano mu wchodzenia z rejestratorem obrazu i dźwięku.
Problem niedofinansowania ochrony zdrowia dotyka wszystkich Węgrów, bez względu na sympatie polityczne. Stanowi zatem ogromne zagrożenie dla rządzących, katalizator złych emocji, tym większy, że koalicja Fidesz-KDNP rządzi nieprzerwanie od 2010 r. Magyar jest szczególnie groźny dla Orbána, bowiem korzystał z przywilejów systemu, z którym teraz prowadzi walkę. Rząd ma tego świadomość, dlatego na „kampanię szpitalną” lidera ugrupowania TISZA odpowiedział kontratakiem. Prorządowe media opublikowały konkretne dane o tym, ile razy członkowie najbliższej rodziny Magyara korzystali z vipowskiej ochrony zdrowia (sam zainteresowany temu zaprzecza). Opozycyjny portal internetowy Telex zwrócił się do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z pytaniem, dlaczego dane wrażliwe, związane z pacjentami (rodziną Magyara), zostały upublicznione. W odpowiedzi podkreślono, że Péter Magyar stał się osobą publiczną i musi liczyć się z tym, że część informacji o jego życiu zostanie podana do wiadomości społeczeństwa. Ale to nie koniec „odbijania piłeczki”.
Sekretarz stanu odpowiedzialny za zdrowie, wspomniany już Péter Takács, stwierdził w telewizyjnym programie „Bayer show” (prowadzonym przez jednego z największych propagandystów – Zsolta Bayera), że gniew obywateli i ostra krytyka ochrony zdrowia związane są z tym, że osoby, które muszą z niej skorzystać, czują się źle, a zatem łatwiej się złoszczą… Dodał także, że długo czeka się na np. badanie USG w miejscowościach, w których rządzi opozycja. Warto wiedzieć, że jest ich dużo mniej, niż tych, w których władzę sprawuje koalicja Fidesz-KDNP. Natomiast długie oczekiwanie na operację zdaniem ministra wynika z tego, że pacjent nie chce poddać się zabiegowi w innym szpitalu w kraju. Spuentował, że spośród krajów OECD to Węgry najbardziej szanują lekarzy. Temu jednak przeczą opinie środowiska lekarskiego. Na początku września resort spraw wewnętrznych przesłał Węgierskiej Izbie Lekarskiej projekt zmian w organizacji pracy. Przewiduje on m.in. zwiększenie (z dwóch do sześciu) liczby obowiązkowych dyżurów, niewliczanie do czasu pracy przerwy na lunch (zatem dzienny czas pracy zostałby wydłużony o 30 minut). Środowisko lekarskie krytykuje założenia zmian, wskazując, że to kolejny etap „wyciskania” z pracujących w ochronie zdrowia „ostatniej kropli krwi”. Strona rządowa nie zaprosiła do konsultacji związków zawodowych.