Wobec tragicznej śmierci naszego Kolegi Doktora Tomasza Soleckiego, prosimy wszystkich o uczczenie jego pamięci minuta ciszy i czarnym elementem stroju 30.04.25

Logowanie do profilu lekarza

Przez login.gov

wywiad z dr. Pawłem Grzesiowskim, głównym inspektorem sanitarnym

fot. Engin Akyurt / Unsplash

Medycyna 28.04.2025 r.

Czy grozi nam epidemia?

Autor: Małgorzata Wódz

Rosnąca liczba odmów szczepień i brak skutecznego nadzoru nad realizacją Programu Szczepień Ochronnych doprowadziły do zwiększenia zagrożenia chorobami zakaźnymi. Główny inspektor sanitarny dr n. med. Paweł Grzesiowski analizuje przyczyny tego zjawiska i wyzwania związane z kontrolą dokumentacji szczepień, a także sygnalizuje konieczność zmiany podejścia w komunikacji z pacjentem.

Najwyższa Izba Kontroli alarmowała pod koniec ubiegłego roku, że dalszy wzrost liczby odmów szczepień może skutkować wybuchem epidemii groźnych chorób zakaźnych. Czego możemy się obawiać? Czy GIS ma jakieś prognozy? W Polsce już pojawia się krztusiec, odra, a ostatnio także błonica.

W kraju, w którym istotnie spada odsetek osób zaszczepionych, może powrócić każda choroba zakaźna. Trudno dziś przewidzieć, która pojawi się w największym nasileniu. Zaskoczyła nas wysoka zachorowalność na krztusiec w ubiegłym roku, najprawdopodobniej na skutek wielokrotnych niezależnych przypadków zawleczenia tej choroby spoza Polski. I właśnie tego musimy się obawiać – zakażeń przywiezionych przez podróżujących Polaków lub obcokrajowców. Im niższy poziom zaszczepienia, tym większe ryzyko, że jednorazowe wprowadzenie drobnoustroju wywoła ognisko epidemiczne, a nawet epidemię.

W przypadku odry ogniska choroby są niewielkie – kilku-, kilkunastoosobowe – bo nadal większość populacji jest uodporniona. Krztusiec natomiast trafił na podatny grunt: dorośli w Polsce są nieodporni, a u części młodzieży odporność zanikła mimo wcześniejszych szczepień.

Główny inspektor sanitarny dr n. med. Paweł Grzesiowski

fot. materiały prasowe GIS

I dlatego m.in. w kwietniu ruszyła pierwsza w Polsce kontrola kart szczepień. Jak ten proces przebiega? I co dokładnie ma pokazać?

Kontrolę zaplanowaliśmy jeszcze w ubiegłym roku jako reakcję na raport NIK. Po przygotowaniu narzędzi kontrole w całym kraju ruszyły w kwietniu. Podmioty lecznicze są najpierw informowane o zamiarze przeprowadzania kontroli. Nie mamy powodu zaskakiwać kogokolwiek nagłym wtargnięciem do przychodni. Każda placówka otrzymuje z powiatowej stacji epidemiologicznej informację na piśmie, że w ciągu 7–30 dni pojawią się inspektorzy, którzy dokonają przeglądu kart szczepień. W ten sposób sprawdzimy realizację programu szczepień na przestrzeni ostatnich 18 lat. Mamy do przejrzenia 7,5 mln kart szczepień w całym kraju. Nigdy wcześniej nie podejmowano takich działań, tym bardziej musimy zrobić wszystko, aby uzyskane wyniki wiarygodnie opisały poziom uodpornienia polskiego społeczeństwa przeciw 13 chorobom zakaźnym objętym obowiązkowymi szczepieniami.

Jakie cele stawia sobie GIS w związku z kontrolą kart szczepień? Jakie będą kolejne kroki po jej zakończeniu?

Trudno z góry zakładać, jakie będą wyniki kontroli, ale przygotowujemy różne scenariusze na potencjalne problemy, które mogą być ujawnione. Karty szczepień przez ostatnie lata sprawdzano wybiórczo – kontrolowano kilka kart z danego rocznika, by się upewnić, że są prowadzone prawidłowo. Nie mogliśmy zweryfikować, jaki procent dzieci jest zaszczepionych zgodnie z kalendarzem szczepień, ponieważ karty uodpornienia są dokumentem papierowym, przechowywanym w punktach szczepień. Na podstawie rocznych sprawozdań z przychodni mamy dane statystyczne o realizacji kalendarza szczepień, ale wiemy, że spora grupa dzieci nie jest szczepiona z przyczyn medycznych, natomiast osoby odmawiające szczepień z przyczyn światopoglądowych często starają się zniknąć z systemu, próbując uniknąć sankcji.

W czasie kontroli mogą pojawić się różne wątki – oczekuję, że uzyskamy odpowiedź, dlaczego np. w województwie warmińsko-mazurskim w wielu punktach szczepień mamy ponad 98 proc. zaszczepionych dzieci, a w innych regionach, jak np. w województwie podlaskim czy dolnośląskim, poziom zaszczepienia jest niższy o pra-wie 10, a nawet 20 proc.

W zależności od wyników kontroli będziemy uruchamiać konkretne działania. Co ciekawe, zanim jeszcze kontrola ruszyła, dotarły do nas sygnały od lekarzy, że teraz więcej dzieci zgłasza się na szczepienia, bo rodzice przypomnieli sobie o zaległościach, słysząc o naszej akcji.

Co z osobami, które będą nadal uchylały się od obowiązku szczepień? Przewidziane są kary, działania edukacyjne?

Domyślałem się, że padnie pytanie o grzywny. Kontrola kart szczepień nie ma celów karno-represyjnych. Chcemy poznać motywację rodzin, które nie szczepią, ocenić, czy spełniają kryteria uporczywego (nieuzasadnionego) uchylania się od szczepień. Jako organ musimy działać w ramach prawa – w Polsce takie osoby podlegają postępowaniu egzekucyjnemu przewidzianemu przez przepisy. Ale kary za odmowę szczepień istnieją od 60 lat i nie osiągnęliśmy dzięki nim sukcesu. Byłoby absurdem, gdybyśmy teraz, myśląc o zmianie podejścia do szczepień z restrykcyjnego na opiekuńczo-interwencyjne, zaczynali od kar. Nie chcemy wojny, chcemy wspólnie pokonywać bariery, bo szczepienia są najskuteczniejszą formą profilaktyki, jeśli są społecznie akceptowane.

Zamierzają państwo wspierać lekarzy w propagowaniu szczepień? 

W końcówce kwietnia ruszyła nasza kampania edukacyjna na rzecz szczepień, adresowana również do medyków, pod hasłem SZCZEPIENIA CHRONIĄ – ZAUFAJ NAUCE. Będziemy bardzo aktywnie i na różnych poziomach wzmacniać zaufanie do szczepień, ale już sam fakt, że odwiedzimy wszystkie punkty szczepień, pokazuje, że nam zależy na realizacji tego programu, że szczepienia mają gospodarza. Dlatego z przykrością słyszymy, że niektóre przychodnie rozważają odmowę ujawnienia niektórych danych. To dla mnie niepokojący sygnał. Bo jeśli ktoś ze środowiska medycznego podważa sens kontroli kart szczepień, to znaczy, że gdzieś zagubił dobro pacjenta. Mamy przychodnie, w których lekarz wykazuje 95-proc. poziom zaszczepienia dzieci. I są też takie, w których zaszczepionych jest tylko 50 proc. Nie można z góry zakładać, że to pech czy zmasowana akcja antyszczepionkowców. Kontrola kart szczepień pozwoli nam na ocenę, jak prowadzona jest dokumentacja w gabinetach szczepień, jaka jest aktywność punktów szczepień w zakresie kontaktu z rodzinami. Raport NIK wykazał, że gabinety lekarskie nie przekazywały do inspekcji sanitarnej pełnych danych o realizacji szczepień, a przecież bez tych informacji nie możemy podejmować żadnych działań. Są też dzieci, o których nikt nie wie, czy były szczepione, bo od lat brak z rodzicami kontaktu. Lekarz ma problem z ustaleniem miejsca pobytu dziecka. Ale inspekcja sanitarna ma możliwości urzędowe, by tym się zająć.

Czy gabinety lekarskie, które nie realizują właściwie programu szczepień, muszą liczyć się z konsekwencjami?

Jak wspomniałem, nie przewidujemy w ramach kontroli żadnych działań represyjno-karnych. Oczywiście, w skrajnych przypadkach, gdyby zostały ujawnione jakieś działania niezgodne z prawem, jesteśmy zobligowani do podejmowania działań w ramach kompetencji ustawowych. Gdyby kontrola ujawniła lekarza antyszczepionkowca, który aktywnie zniechęca do szczepień, to skierujemy wnioski do izb lekarskich czy do rzecznika praw pacjentów, podobnie jak w przypadku lekarzy, którzy wystawiają zaświadczenia o odroczeniu szczepień niezgodne ze stanem faktycznym. Takie sprawy przekażemy do zbadania właściwym organom.

A czy lekarze są odpowiednio zaszczepieni i czy ktoś to w ogóle kontroluje?

Słyszymy, że wielu lekarzy nie jest zaszczepionych zgodnie z zaleceniami. To ważny argument do podejmowania konkretnych działań, nie tylko edukacyjnych, ale np. dofinansowania szczepień, bo medycy to grupa zawodowa najbardziej narażona na choroby zakaźne. Covid wyraźnie pokazał, że wielu pracowników ochrony zdrowia zachorowało podczas opieki nad pacjentami. Unaocznił też, że medycy są chętni do szczepień, bo zaszczepiło się 97 proc. lekarzy. To dowodzi, że lekarzom nie brakuje wiedzy i motywacji do szczepień, ale brakuje zarządzania portfelem działań profilaktycznych, by mogli skorzystać ze szczepień czy badań przesiewowych. Nie mamy też oficjalnego kalendarza szczepień zalecanych dla lekarzy, pielęgniarek, fizjoterapeutów. Pracujemy w tej chwili w GIS z ekspertami, by taką listę opracować.

Mówi pan o sobie, że jest emisariuszem wiedzy medycznej. Jak przekonuje pan swoich pacjentów, by się szczepili?

Najważniejsze, żebyśmy byli otwarci na rozmowy na ten temat. Zanim je zaczniemy, trzeba ocenić, z kim mamy do czynienia – czy z osobą lękową, czy negatywnie nastawioną do szczepień, czy po prostu pozbawioną wiedzy. Każda z tych sytuacji wymaga innego podejścia.

Osoby, którym brakuje wiedzy, zwykle są otwarte na informacje. Jeśli jednak mamy do czynienia z osobą przestraszoną, to jej mózg – wypełniony adrenaliną w trakcie wizyty – nie jest w stanie przyjąć żadnych racjonalnych argumentów. To jak z osobą, która boi się latać – nie wsiądzie do samolotu, nawet jeśli usłyszy, że podróż samochodem jest statystycznie mniej bezpieczna.

Straszenie karami czy chorobami nie działa. Pamiętam mamę miesięcznego dziecka, która przyszła na szczepienie przeciwko gruźlicy. Bała się zaszczepić malucha zaraz po porodzie, a neonatolog powiedział jej: Po co pani rodziła dziecko, skoro teraz chce pani je zabić? Była głęboko straumatyzowana takim podejściem.

Musimy zmienić podejście z siłowego na rzeczowe budowanie poczucia bezpieczeństwa i zaufania – tak by rodzice mogli bez obaw zgłaszać swoje wątpliwości czy nawet poprosić o przełożenie szczepienia. Nie każda konsultacja musi zakończyć się szczepieniem – czasem trzeba zrobić krok w tył i pozwolić rodzicom wyjść z gabinetu bez decyzji, dać czas na przemyślenie, stworzyć klimat, by mogli wrócić kolejny raz z przekonaniem, że nikt ich do niczego nie zmusza.

Czego najbardziej boi się główny inspektor sanitarny? Pytam w kontekście szczepień ochronnych i naszej odporności populacyjnej.

Największym zagrożeniem według mnie są medycy podważający potrzebę szczepień. To zjawisko szczególnie niebezpieczne, ponieważ ludzie z natury ufają lekarzom i pielęgniarkom. Jeśli więc w naszym środowisku pojawiają się osoby, które kwestionują ponadstuletnią historię sukcesów szczepień, co może być gorszego? No, może gorsi są antyszczepionkowi politycy – denialiści, którzy realnie zagrażają zdrowiu publicznemu poprzez swoje zasięgi. Widzimy, co się dzieje obecnie w Stanach Zjednoczonych, jak wzrosła aktywność środowisk podważających sens szczepień, co może mieć katastrofalne skutki dla Amerykanów i dla całego świata. Właśnie wybuchła największa od lat epidemia odry w Teksasie – prawie 500 chorych i dwa przypadki śmiertelne, którym można było zapobiec poprzez szczepienia.

Małgorzata Wódz

Autor: Małgorzata Wódz

Treści autora ⟶

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, zgodę na ich użycie, oraz akceptację Polityki Prywatności.