Nie masz konta? Zarejestruj się
fot. licencja OIL w Warszawie
Autor: Aleksandra Sokalska
Coraz częściej mówi się o znaczących różnicach w przebiegu chorób sercowo-naczyniowych ze względu na płeć, koncentrując się przede wszystkim na nietypowych objawach u kobiet. A co z męskim sercem? Jest szczególnie zagrożone – mówi prof. dr hab. n. med. i n. o zdr. Krzysztof Ozierański, kardiolog w I Katedrze i Klinice Kardiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Porozmawiajmy o sercach mężczyzn w Polsce. Jak wypadają na tle tych europejskich? Niestety, Polska należy do krajów wysokiego ryzyka sercowo-naczyniowego, czyli generalnie Polacy częściej chorują na serce niż mieszkańcy krajów Europy, zwłaszcza Południowej, np. Włosi czy Hiszpanie.
fot. archiwum prywatne
Skąd te różnice?
Powody są bardzo złożone. Zaliczają się do nich kwestie genetyczne, na pewno nie pomaga nam też dieta, która zdecydowanie różni się od tej śródziemnomorskiej.
Ale to mężczyźni są szczególnie narażeni na sercowe problemy?
Europejskie Towarzystwo Kardiologiczne stworzyło specjalne narzędzie – skale SCORE2 i SCORE2-OP (czyli older person, dla seniorów), które pomagają ocenić ryzyko w sposób spersonalizowany, uwzględniając m.in. wiek i płeć. I trzeba powiedzieć jasno: tak, mężczyźni są szczególnie zagrożeni, mają wyższe ryzyko wystąpienia – i to wszelakich – chorób sercowo- naczyniowych. Zarówno choroby niedokrwiennej serca, jak i nadciśnienia tętniczego, przerostu lewej komory i niewydolności serca. Podobnie jest z miażdżycą i zaburzeniami rytmu serca – np. migotanie przedsionków, czyli najpopularniejsza arytmia, jaką obserwujemy u dorosłych, też występuje częściej u mężczyzn. Wymienione choroby są związane przede wszystkim ze starszym wiekiem i nagromadzeniem różnych czynników ryzyka. Ale są też takie, jak np. zapalenie mięśnia sercowego, które dotykają głównie osób młodych, czyli w wieku kilkunastu lat do mniej więcej 40.–50. roku życia. I w tej grupie również jest duża dominacja mężczyzn – stanowią oni mniej więcej 70 proc. wszystkich przypadków.
Z czego to wynika? Winny jest testosteron?
Do końca nie wiemy, co jest głównym elementem większej predyspozycji mężczyzn. Prawdopodobnie to nie testosteron jest winny, tylko kobiece estrogeny mają pewien efekt ochronny. I zapalenie mięśnia sercowego w młodym wieku, i zawały serca w starszym występują u kobiet zwykle z mniej więcej dziesięcioletnim opóźnieniem. W ogólnej populacji osób do ok. 50. roku życia, czyli do wieku, w którym u kobiet występuje menopauza, zdecydowanie częściej chorują mężczyźni, a po tym czasie procent chorujących na serce mężczyzn i kobiet powoli zaczyna się wyrównywać. Warto jednak zwrócić uwagę, że większa zachorowalność na choroby sercowo-naczyniowe mężczyzn wynika nie tylko z braku estrogenów, ale także z różnic w stylu życia. Mężczyźni zwykle rzadziej się badają, mniej chętnie stosują profilaktykę. Częściej palą papierosy, częściej nadużywają alkoholu, ich dieta częściej jest też niezdrowa, oparta na tłuszczach i węglowodanach.
Czy w takim razie nowoczesna kardiologia uwzględnia różnice płciowe w leczeniu chorób sercowo-naczyniowych?
Leki dla obu płci są te same. W tym kontekście bardziej zwróciłbym uwagę na ryzyko opóźnionego rozpoznania choroby sercowo-naczyniowej u kobiet z racji mniej charakterystycznych objawów. Zwykle szybciej u mężczyzny podejrzewamy np. chorobę wieńcową, a więc szybciej zostanie on zdiagnozowany i rozpocznie leczenie.
W jednym z wywiadów powiedział pan, że każdy kiedyś będzie potrzebował pomocy kardiologa. Skoro tak, i tylu mężczyzn choruje, czy nie powinni oni obligatoryjnie przechodzić kontrolnych badań serca?
Mężczyzna przede wszystkim powinien wykonywać badania profilaktyczne, czego niestety często nie robi. Na ich podstawie i zebranego wywiadu lekarz rodzinny może wyłapać nieprawidłowości. Nie ma natomiast takiego obowiązku, by każdy mężczyzna w określonym wieku musiał się zgłosić do kardiologa. Jeśli nie ma nadciśnienia tętniczego, cukrzycy, dyslipidemii, niepokojących objawów, wystarczy opieka lekarza rodzinnego i wykonywanie standardowych badań krwi w kierunku chorób tarczycy, wątroby, nerek, a także analizujących poziom cholesterolu i glikemii. Na pewno warto też raz na jakiś czas wykonać EKG.
Mężczyźni szczególnie boją się zawału. Jak szybko można go zdiagnozować?
Istnieją testy paskowe wykrywające troponiny – markery uszkodzenia mięśnia sercowego – ale ich czułość jest niższa niż w szpitalnych badaniach krwi. W praktyce klinicznej, jeśli pacjent ma wyraźne objawy, a w obrazie EKG widoczne jest uniesienie odcinka ST, nie czekamy na wyniki troponin. Działamy natychmiast.
Jakie są obecnie największe wyzwania w diagnostyce chorób sercowo-naczyniowych?
Najważniejsze dotyczą przede wszystkim profilaktyki, czyli prewencji pierwotnej, której zadaniem jest zredukowanie występowania chorób sercowo- naczyniowych. Taki cel postawiło sobie także Polskie Towarzystwo Kardiologiczne na czele z nowym prezesem, prof. Markiem Gierlotką.
Drugim wyzwaniem są kardiomiopatie, czyli te choroby mięśnia sercowego, które jeszcze do niedawna uznawaliśmy za rzadkie. Tymczasem, gdy teraz mamy lepsze metody diagnostyczne, okazuje się, że wcale takie rzadkie nie są. Musimy się zatem skupić na tym, by pacjentów z kardiomiopatią po prostu szybciej wykrywać.
I trzecim głównym celem środowiska kardiologicznego jest zwiększenie dostępności do badań genetycznych. Bardzo wiele chorób sercowo-naczyniowych jest uwarunkowanych genetycznie, więc musimy mieć dużo łatwiejszy dostęp do tego typu badań, bo wpływają one na rozpoznanie choroby, ocenę rokowania pacjenta i personalizację leczenia.
Z czego wynika ten brak dostępu?
To kwestia finansowania. Brak refundacji oznacza brak laboratoriów. Gdyby było finansowanie, te badania mogłyby być dostępne w każdym szpitalu bądź chociaż w ośrodkach referencyjnych. I miałyby realne znaczenie, pozwalając wcześniej wykryć chorobę, ocenić rokowanie i dobrać odpowiednie leczenie.
Wróćmy na chwilę do profilaktyki. Wiadomo, że trzeba prowadzić zdrowy styl życia, ale czy są jakieś mniej oczywiste zalecenia? Pytam, bo ostatnio pojawiły się doniesienia, że jednym z czynników mogących wpływać na rozwój chorób sercowo-naczyniowych jest np. obecność mikroplastiku w pożywieniu.
Czynniki ryzyka często dzieli się na klasyczne i te mniej oczywiste. Tych drugich jest naprawdę bardzo wiele. Należą do nich nie tylko mikroplastik, ale też podwyższony poziom kwasu moczowego, stany zapalne wynikające z przebytej infekcji albo choroby autoimmunologicznej – jak chociażby reumatoidalnego zapalenia stawów, które mają wpływ na pogorszenie stanu serca i naczyń.
Przebycie COVID-19 też zwiększa ryzyko?
Tak. Mam wielu pacjentów, u których objawy są często niespecyficzne i bardzo szerokie, należą do nich np. przewlekłe zmęczenie, tachykardia, szybka czynność serca, osłabienie, a nawet wypadanie włosów. Ponieważ są niespecyficzne, pacjenci często z opóźnieniem trafiają do lekarza. Tymczasem zespół posturalnej tachykardii ortostatycznej, omdlenia, niewydolność serca, zapalenie mięśnia sercowego kiedyś tak często nie występowały, a od kilku lat są bardzo powszechne. Tym bardziej zatem warto postawić na profilaktykę. Inaczej wszyscy prędzej czy później trafimy do kardiologa.