Nie masz konta? Zarejestruj się
fot. Towfiqu barbhuiya/Unsplash
Autor: Paweł Walewski
Nie trzeba nowej epidemii. Do 2050 r. oporność bakterii na antybiotyki przyczyni się do śmierci ponad 39 mln ludzi.
Od zarania dziejów sztuka lekarska opierała się na intuicji. Jak powiadał Voltaire: Doktorzy zlecają nieznane leki na choroby, które znają jeszcze mniej, aby poprawić los pacjenta, o którym nie wiedzą nic. Sporo w tym ironii, ale czy mimo upływu czasu te słowa bardzo odbiegają od prawdy, skoro absolwenci medycyny boleją nad tym, że widzą chorych jedynie w przelocie, za pośrednictwem obrazów i wyników badań?
W starożytnej Grecji lekarze byli badaczami człowieka – zauważa dr Roger Dachez w zajmującej książce „Historia medycyny: od starożytności do XX w.”. – Dziś współczesna medycyna nadal fascynuje, ale też tak bardzo olśniewa, że może oślepiać swych adeptów. Tym, co oślepiło nas na pewno, są antybiotyki. Alexander Fleming odkrył penicylinę w 1928 r., a już w 1945 wydał ostrzeżenie: jeśli zaczniemy jej nadużywać, bakterie mogą i będą się jej opierać.
Dziś to zjawisko stało się plagą, do czego rękę przyłożyli wszyscy. Czy dlatego, że decyzje terapeutyczne związane z wyborem kuracji wolimy podejmować, kierując się intuicją, a nie – jak być powinno w przypadku infekcji – bazować na szczegółowo potwierdzonych rozpoznaniach? Antybiotykooporność jest wynikiem niechlujnych procedur kontroli zakażeń w szpitalach, w dobrych intencjach, ale nierozważnie wystawianych recept na niektóre leki oraz faktu, że przemysł farmaceutyczny stał się tak „zarozumiały” pod koniec lat 80. XX w., że przestał opracowywać nowe klasy tych specyfików. To, paradoksalnie, mało dochodowy interes, bo ze względu na narastającą oporność zarazków antybiotyki mają na rynku zbyt krótki żywot, by firma mogła zarobić lub choć zrekompensować wydatki poniesione na badania kliniczne i rejestrację.
Skala wykorzystywania antybiotyków zaskoczyłaby samego Fleminga, znalazły bowiem zastosowanie komercyjne. Wpompowywano je w zwierzęta hodowane przemysłowo, od krów i świń po kurczaki i ryby. Dodawano do farb ściennych i zapraw murarskich. Szastano nimi w weterynarii. W 2022 r. naukowcy posłużyli się antybiotykami nawet na koralowcach, aby uratować karaibskie rafy przed śmiertelnymi chorobami, mimo obaw, że mogło to przyczynić się do wzrostu lekooporności u innych zwierząt morskich.
Ale winni są też pacjenci. Niecierpliwi, naciskający na lekarzy, aby katary i gorączki, zwłaszcza u dzieci, poskramiać właśnie antybiotykami. Panuje przekonanie, że tylko one stawiają na nogi, a w każdym razie sprawiają, że można szybciej poczuć się lepiej. Rozmawiasz z ludźmi przeziębionymi, a oni mówią: – Czułem się fatalnie, w końcu dostałem antybiotyk i to minęło. Trudno przekonać, nieświadomych zagrożeń związanych z antybiotykoopornością, że minęłoby pewnie bez baterii takich leków, lecz dzięki naturalnej odporności. – Ale czy jest sens tak się męczyć i czekać? – uderzmy się w piersi, że sami uciekamy się nieraz do tego argumentu.
Opinia publiczna nie rozumie skrótu AMR (z ang. Antimicrobial Resistance), czyli nie wie, co oznacza antybiotykooporność (lub lekooporność bakterii), więc trudno z takim przekazem i nazewnictwem do niej trafić. Jak zatem komunikować zjawisko narastającej nieprzydatności antybiotyków, skoro dla większości pacjentów są nie tylko ostatnią deską ratunku, lecz raczej dobrym wspomnieniem leku, po którym udało się im odzyskać zdrowie? Przypadki zakończone śmiercią z powodu zakażeń, na które nie pomógł żaden antybiotyk, nagłaśniane bywają rzadko lub wcale, więc nie mamy wystarczającej liczby przykładów świadczących o tym, jak niebezpiecznie zbliżyliśmy się do katastrofy.
Aż 70 proc. zakażeń wywołanych antybiotykoopornością bakterii ma związek z opieką zdrowotną. Niestety, w polskich warunkach badanie mikrobiologiczne w lecznictwie ambulatoryjnym przeprowadza się dłużej niż w szpitalu i pacjent musi dwukrotnie odwiedzić lekarza, a oczekiwanie na wynik trwa często ponad tydzień. W świecie idealnym podczas leczenia infekcji dróg oddechowych pacjent i lekarz również powinni nastawić się na drugą wizytę. Ale to dzisiaj rzadka praktyka, by lekarz, wręczając pacjentowi plik recept (właśnie na antybiotyki), kazał mu przyjść na kontrolę za kilka dni. Po pierwsze dlatego, że taka wizyta – będąca kontynuacją leczenia – niekoniecznie jest pełnopłatna. A jeśli jest, chory woli leczyć się sam tym, co mu zalecono. I w ilu domowych apteczkach przechowujemy zapas antybiotyków z poprzednich, często niedokończonych kuracji? Niektórzy sięgają po nie bezkarnie, gdy zaczyna boleć gardło lub pojawia się katar. W dobrej wierze, że na pewno pomogą.
W najbardziej prawdopodobnych przewidywaniach do 2050 r. liczba zgonów z powodu oporności bakterii na antybiotyki wzrośnie na świecie do 1,91 mln rocznie. Wynika to z analizy Eve Wool z Institute of Health Metrics and Evaluation (IHME) w Seattle, której zespół próbował zsumować roczną liczbę zgonów z tego powodu w latach 1990–2021, a następnie opracował prognozę na kolejnych 25 lat. Co ciekawe, w badanym okresie liczba zgonów dzieci poniżej piątego roku życia z powodu oporności zarazków na antybiotyki zmniejszyła się o ponad 50 proc., a dorosłych powyżej 70 lat wzrosła o ponad 80 proc. Ogółem liczba zgonów z tej przyczyny zwiększyła się z 1,06 mln w 1990 r. do 1,27 mln w 2019, a potem spadła do 1,14 mln (2021). Uważa się jednak, że spadek w latach 2020 i 2021 był spowodowany środkami kontroli COVID-19, które ograniczyły również inne rodzaje infekcji, więc nie można uznawać go za trwałą poprawę w zwalczaniu oporności. Według autorów badania do 2050 r. antybiotykooporność bakterii może spowodować śmierć aż 39 mln ludzi, ale ponad jednej trzeciej zgonów da się uniknąć, jeśli zostaną podjęte działania prewencyjne.
Kraje Unii Europejskiej nie robią jeszcze wystarczająco dużo, by katastrofie zapobiec. Stella Kyriakides, poprzednia komisarz UE ds. zdrowia, zapowiedziała latem tego roku, przed ustąpieniem ze stanowiska, że jeśli uda się opracować metody naprawy sytuacji na poziomie globalnym i krajowym, działania te Komisja Europejska wesprze finansowo. W ostatnich latach ograniczono sprzedaż i stosowanie środków przeciwbakteryjnych w sektorze weterynaryjnym, lecz w zakresie zdrowia ludzkiego nadal sporo jest do zrobienia. Oporność bakterii na antybiotyki uznano za jedno z trzech głównych zagrożeń dla mieszkańców Europy, na równi z ryzykiem wybuchu kolejnych pandemii oraz ataków terrorystycznych z użyciem niebezpiecznych substancji.
Ostatnio wyartykułowano wiele krytycznych opinii wobec nauk medycznych. A to, że wymyśla się fałszywe kategorie chorób, by osiągnąć zysk z ich leczenia. A to, że korzyści płynące ze stosowania większości nowych leków są minimalne i zazwyczaj wyolbrzymiane w badaniach klinicznych. Jeszcze inni wskazują problemy związane z metodami badawczymi, argumentując, że te, które kiedyś były uznawane za złoty standard, w rzeczywistości służą interesom przemysłu farmaceutycznego, a nie pacjentów. Oskarżycielski ton nie dotyka sedna problemu – że medycyna niszczy samą siebie. Ileż przestróg zostało w dużej mierze zignorowanych zarówno przez lekarzy, jak i społeczeństwo, co może wpłynąć na zahamowanie postępu, którym się (również dzięki antybiotykom) zachłysnęliśmy. Trudno będzie oswoić się z myślą, że nie ma działających rychło, a tym bardziej przewidywalnie, lekarstw na niektóre najczęstsze i najgroźniejsze zakażenia. Być może lepsza przyszłość leży nie tyle w najnowszych technologiach i gadżetach, ile w nauce wyciągania wniosków i niepopełniania świadomie tych samych błędów.