Nie masz konta? Zarejestruj się
fot. Bermix Studio / Unsplash
Autor: Karolina Stępniewska
Jak młodzi lekarze postrzegają pracę w ochronie zdrowia, z jakimi wyzwaniami i trudnościami się spotykają? Przedstawiciel nowego pokolenia lekarzy, przewodniczący Komisji Młodych Lekarzy ORL w Warszawie, Wiktor Możarowski, opowiada o nadziejach, zaangażowaniu i… różnicach pokoleniowych.
Dlaczego chciał pan zostać lekarzem?
Czerpałem najlepsze wzorce od starszego rodzeństwa. Moja siostra jest lekarzem. Od dzieciństwa towarzyszyło mi też przekonanie o misyjności zawodu medycznego i potrzebie zmiany, pomagania ludziom. Takie marzenia młodego człowieka, które zostały nieco zweryfikowane przez system i przez to, z czym się mierzymy jako młoda kadra medyczna.
Wiktor Możarowski, przewodniczący Komisji Młodych Lekarzy ORL w Warszawie
Rozczarowanie jest nieuniknione?
Medycyna jest piękną dziedziną, ale wykonywanie zawodu lekarza wiąże się z dużym obciążeniem psychicznym i fizycznym. Obserwuję ogromne wypalenie zawodowe wśród lekarzy – i to nawet wśród tych młodych, dopiero zaczynających specjalizację. To słodko-gorzki kawałek chleba i trzeba mieć to na uwadze w momencie decydowania się na studia medyczne.
Młody człowiek chce zawojować świat i wydaje mu się, że wszystko jest proste. I nagle przychodzi myśl: Gdzie ta medycyna, którą oglądałem w „Chirurgach” czy w „Doktorze Housie”? Rzeczywistość okazuje się inna i to zderzenie następuje już przy pierwszym starciu z systemem.
Rozczarowanie jest nieuniknione?
Medycyna jest piękną dziedziną, ale wykonywanie zawodu lekarza wiąże się z dużym obciążeniem psychicznym i fizycznym. Obserwuję ogromne wypalenie zawodowe wśród lekarzy – i to nawet wśród tych młodych, dopiero zaczynających specjalizację. To słodko-gorzki kawałek chleba i trzeba mieć to na uwadze w momencie decydowania się na studia medyczne.
Młody człowiek chce zawojować świat i wydaje mu się, że wszystko jest proste. I nagle przychodzi myśl: Gdzie ta medycyna, którą oglądałem w „Chirurgach” czy w „Doktorze Housie”? Rzeczywistość okazuje się inna i to zderzenie następuje już przy pierwszym starciu z systemem.
Jakie problemy pan dostrzega?
Zacznijmy od studiów. Z jednej strony obserwujemy dewaluację jakości kształcenia na nowo powstałych kierunkach lekarskich. Taka kadra medyczna będzie potem realizowała świadczenia medyczne w Polsce.
Kolejna bolączka dotyczy stażu podyplomowego. Produkujemy coraz więcej lekarzy, a miejsc na staż czy rezydenturę nie przybywa. Rośnie więc konkurencja. A wiadomo, że konkurencja, w granicach normy, jest zdrowa, ale jeżeli wykracza poza te ramy, rodzi dysfunkcje. Bardzo możliwe, iż dojdziemy do etapu, że najtrudniejsze nie będzie już dostanie się na studia czy ich ukończenie, ale to, co począć z absolwentami kierunków lekarskich.
Trzeci trudny obszar to rezydentura. Na pewno istnieją takie miejsca, gdzie koledzy czują się bardzo dobrze i są doceniani jako pełnoprawni członkowie zespołu. Ale bywa i tak, że rezydenci napotykają trudności w pozyskaniu umiejętności praktycznych. Dzieje się tak zwłaszcza w obszarach zabiegowych, gdzie trzeba mieć swojego mentora, który tę wiedzę będzie im przekazywał. Tego nie wyczytamy z książek, musimy się uczyć przez praktykę, a w niektórych miejscach jest to, niestety, niemożliwe. W efekcie kończą rezydenturę, a brakuje im umiejętności praktycznych.
Jeszcze jest kwestia dyżurów. Zdarzają się sytuacje, w których zanikają przyjęte normy przepracowanych godzin czy odpoczynku między poszczególnymi dyżurami. To też jest bolączka i trudność systemowa, którą młodzi lekarze dostrzegają.
Czym dla młodego lekarza jest praca w ochronie zdrowia?
Dla części osób z młodego pokolenia praca w szpitalu nie różni się za wiele od pracy w innym zawodzie – ma oferować rozwój i spełniać oczekiwania finansowe. Generacja Z mocno ceni sobie rozdzielenie życia zawodowego od prywatnego. Dla nas work-life balance nie jest sloganem. Niektórzy traktują to jako przejaw lenistwa czy braku poświęcenia, co może być krzywdzące, bo nie tego tyczy się work-life balance.
Młody lekarz podchodzi do pracy jako do miejsca, w którym jest częścią zespołu i tak chce być traktowany, a nie jako osoba, która powinna dziękować za to, że może w ogóle tam pracować. Standardy się zmieniły i w niektórych miejscach już to jest widoczne. Podejście pokolenia Z zaczyna przekładać się na funkcjonowanie niektórych korporacji: praca jest od pracy, a nie od spędzania w niej życia. Ale myślę, że w ochronie zdrowia jeszcze trochę wody upłynie, zanim zrozumiemy, że młodzi mają inne priorytety.
Konflikt pokoleń jest nieunikniony?
Oczywiście. Wiem, że starsze pokolenie stykało się z jeszcze większymi nadużyciami i miało do czynienia z jeszcze głębiej zakorzenionymi wzorcami. I też musiało walczyć. My chcemy kolejnych zmian, a po nas przyjdą następni młodzi ludzie, którzy będą postrzegali się jeszcze inaczej. I też będą walczyć o zmiany.
Skoro mówimy o trudnościach, jest nadzieja, że będzie lepiej?
Tak. Głos młodych coraz bardziej się przebija, także w ochronie zdrowia. Wchodzą nowe rozwiązania związane z zarządzaniem jakością w szpitalnictwie, co z perspektywy młodych ludzi jest istotne, bo lepsza jakość będzie korzystna nie tylko dla pacjentów, ale i lekarzy. Może w Polsce to dopiero raczkuje, ale to nieodzowny element rozwoju: najpierw trzeba raczkować, żeby zacząć chodzić, a potem biegać.
Wiktor Możarowski, przewodniczący Komisji Młodych Lekarzy ORL w Warszawie
Komisja Młodych Lekarzy jest organem, który może sprzyjać zmianie?
Myślę, że nikt tak dobrze nie będzie mówił o zmianach, jak osoby, które ich chcą i które na własnej skórze odczuwają aktualną sytuację. Reprezentujemy młodych lekarzy i chciałbym, aby ich głos w środowisku medycznym był słyszalny. W ramach komisji staramy się wprowadzać nowe standardy działania i zarządzania. Sprawdzamy teraz podgrupy tematyczne w Komisji Młodych Lekarzy, w których każdy może zająć się czymś, co go bardziej interesuje. Ta zmiana, mam nadzieję, zaprocentuje większym zaangażowaniem kolegów i koleżanek.
Dlaczego warto angażować się w działalność samorządową?
To od nas zależy, czy cokolwiek zmienimy. Najprościej jest usiąść i narzekać na rzeczywistość, ale żeby coś zmienić, trzeba działać. Okręgowa Izba Lekarska poza wieloma benefitami samorządowymi daje też możliwość budowania swojej rozpoznawalności w środowisku. Jako warszawska Komisja Młodych Lekarzy możemy wpływać nie tylko na samorząd lokalny, ale też współpracować z Komisjami Młodych Lekarzy z innych okręgów, a wraz z Naczelną Izbą Lekarską realizować projekty bardziej globalne. To daje możliwość budowania ogólnopolskich, a nawet międzynarodowych relacji, które są niezwykle ważne na dalszym etapie kariery.
Co chciałby pan osiągnąć jako przewodniczący Komisji Młodych Lekarzy?
Przede wszystkim chcę budować wśród młodych koleżanek i kolegów przeświadczenie, że izba jest dla nich. To organizacja, którą powinno się wykorzystywać, żeby lekarzom żyło się lepiej. Mam kilka ciekawych projektów, które za zgodą prezesa Artura Drobniaka i przy współpracy pracowników Okręgowej Izby Lekarskiej będę rozwijać już w tym roku. Mają one dostarczyć realną wartość młodemu pokoleniu, ale myślę, że będą ciekawe dla każdego pokolenia lekarzy oraz studentów kierunku lekarskiego – bo zależy nam, aby poprzez niezależny projekt „Student bliżej Izby” dotrzeć również do nich. Na razie jeszcze nie mogę zdradzić więcej szczegółów.
A jaki będzie lekarz przyszłości?
Będzie otwarty na naukę i ciężką pracę, ale również na innowacje i kreatywność. Lekarz przyszłości to osoba metodyczna i empatyczna, przełamująca standardy.
Lekarz przyszłości nie boi się sztucznej inteligencji?
Pojawiają się opinie, że nowe technologie zastąpią lekarzy. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Zgodnie z zasłyszanym przeze mnie stwierdzeniem – dobrodziejstwa technologii nie zastąpią lekarzy, ale lekarze, którzy wykorzystują nowe technologie, wykluczą w pewien sposób tych, którzy boją się innowacji. Myślę, że to jest właśnie odpowiedź na pytanie, kim będzie lekarz przyszłości.