Nie masz konta? Zarejestruj się
Fot. Erik Karits/pexels
Autor: Anetta Chęcińska
Ma duże, „szklane” oczy i długie, prążkowane nogi. Nawet głodny mierzy około 1 cm. Szybko biega, bardziej przypomina pająka niż kleszcza. Ważnym powodem śledzenia jego obecności w środowisku jest fakt, że przenosi wirusa krymsko-kongijskiej gorączki krwotocznej, a także może być przyczyną innych chorób odkleszczowych.
Jest już w Europie, był widziany w Polsce. Naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego prowadzą akcję poszukiwania przedstawicieli afrykańskiego kleszcza wędrownego (Hyalomma marginatum) na obszarze naszego kraju.
Afrykański kleszcz wędrowny jest jednym z wielu gatunków kleszczy Hyalomma występujących w Afryce i Azji. Ostatnio mówi się o nim dość sporo. Zagościł w mediach za sprawą doniesień o pojawieniu się go w Polsce, a wzbudza emocje z racji przenoszenia groźnych patogenów. Naukowcy poszukujący przedstawicieli Hyalomma marginatum chcą nie tyle dowieść jego obecności nad Wisłą, ile odpowiedzieć na pytanie, czy ów przybysz potrafi zadomowić się w naszym środowisku.
– Nasz zespół jest pierwszą grupą, która zajęła się tym problemem – mówi prof. dr hab. Anna Bajer, kierownik Zakładu Eko-epidemiologii Chorób Pasożytniczych w Instytucie Biologii Rozwoju i Nauk Biomedycznych Uniwersytetu Warszawskiego.– Badania w regionie Morza Śródziemnego dowodzą, że jeśli migrujące ptaki mają kleszcze, są to zwykle młodociane postaci kleszczy Hyalomma marginatum. Zatem wiemy, że co roku kleszcze afrykańskie trafiają z ptakami również do Polski, w różne miejsca kraju. Nie wiemy natomiast, czy potrafią w naszym środowisku przetrwać, co w dużej mierze zależy od temperatury. Mamy doniesienia z ostatnich czterech lat z Niemiec, Czech i Szwecji, że młode osobniki były w stanie zmienić się w dorosłe, głodne kleszcze, które poszukują żywicieli. Skoro przetrwały u sąsiadów, podejrzewamy, że są też u nas, więc szukamy ich. My (zespół Zakładu Eko-epidemiologii) dotąd ich nie znaleźliśmy, ale w ramach akcji „Narodowego kleszczobrania”* zachęcamy do poszukiwań. Otrzymaliśmy już około 300 doniesień, ale tylko jedno to potwierdzony kleszcz Hyalomma. Niemcy, którzy ten gatunek mają u siebie już od czterech lat (udokumentowane przypadki), na razie nie potrafią odpowiedzieć na pytanie o populację kleszcza afrykańskiego na swoim terenie. Natomiast Francuzi twierdzą, że u nich występuje stabilna populacja tego gatunku. Dowodem bardzo duża liczba zwierząt gospodarskich w kilku regionach zarażonych wirusem krymsko-kongijskiej gorączki krwotocznej.
– Hyalomma marginatum jest uważany za najważniejszy wektor krymsko-kongijskiego wirusa gorączki krwotocznej (CCHFV) w Eurazji – wyjaśnia dr hab. n. med. Tomasz Chmielewski, prof. NIZP PZH-PIB, p.o. kierownik Zakładu Parazytologii i Chorób Przenoszonych przez Wektory NIZP PZH-PIB. – Jego występowanie jest narastającym problemem krajów byłej Jugosławii oraz Francji, Grecji, Włoch, Portugalii, Rumunii, Rosji, Hiszpanii, Węgier i Ukrainy, ale także państw północnej części kontynentu: Niemiec, Finlandii, Holandii i Wielkiej Brytanii. Zakażenia wirusem u zwierząt są zwykle bezobjawowe, podczas gdy u ludzi CCHFV może wywołać ciężki zespół wieloukładowy z gorączką, wstrząsem i krwotokami. Pierwsze przypadki kliniczne gorączki krymsko-kongijskiej pojawiły się już w I dekadzie XXI w. w Turcji, Grecji, Albanii, Gruzji, Kosowie, Hiszpanii. Badania seroprewalencji w kierunku wirusa na Węgrzech, w Portugalii i w Rumunii wskazały również możliwość jego krążenia w innych krajach.
Kleszcze afrykańskie mogą być również sprawcami chorób wywołanych przez riketsje oraz porażenia kleszczowego.
Naukowcy twierdzą, że rozprzestrzenianiu się Hyalomma sprzyjają zmiany klimatu. Na podstawie modelowania komputerowego, analizy temperatury, wilgotności i innych parametrów środowiska stwierdzono, że warunki prawie w całej Polsce są optymalne dla tego kleszcza. – Wydaje się, że jego stała obecność w naszym kraju jest kwestią czasu – uważa prof. Anna Bajer.
Ze względu na ryzyko zakażeń i chorób będących następstwem kontaktu z kleszczem ważne jest monitorowanie jego występowania, wielkości populacji oraz podejmowanie działań edukacyjnych i profilaktycznych.
– Problem pojawienia się nowych chorób odkleszczowych w Polsce powinien być traktowany z należytą uwagą przez ekspertów z dziedziny ochrony zdrowia, ale także biologów, genetyków i innych naukowców – zaznacza dr hab. Tomasz Chmielewski. – Aby maksymalnie ograniczyć możliwość zakażeń przenoszonych przez nowo pojawiające się patogeny, należy nadać wysoki priorytet profilaktyce oraz edukacji społeczeństwa. Obecnie brak szczepionek zapobiegających większości chorób odkleszczowych. Na terenach endemicznych i obszarach zagrożonych należy więc koncentrować się na polepszaniu nadzoru i poszerzaniu możliwości laboratoriów. Wczesne ujawnienie istnienia i zakresu aktywności choroby ma kluczowe znaczenie dla podjęcia skutecznych środków ograniczających rozprzestrzenianie się wirusa. Służyć temu powinny zespoły nadzoru składające się z lokalnie rekrutowanych pracowników przeszkolonych na miejscu.
I bez egzotycznych przybyszów w Polsce żyje kilkanaście gatunków kleszczy. Zatem, choć afrykański kleszcz wędrowny jest już w Europie i należy spodziewać się, że z czasem zadomowi się i u nas, na razie nie przed nim należy się szczególnie chronić.
– Obecnie głównym zagrożeniem są nasze rodzime gatunki kleszczy i choroby przez nie przenoszone, głównie: borelioza (25 293 przypadki w 2023 r.), kleszczowe zapalenie mózgu (663 – 2023 r.), gorączki plamiste wywoływane przez riketsje, ludzka granulocytarna anaplazmoza, tularemia – wylicza dr hab. Tomasz Chmielewski. Podkreśla, że nie należy zapominać o możliwości zawlekania do Polski chorób przenoszonych przez inne gatunki kleszczy, występujących poza naszymi granicami. – Dotychczas pojawiały się doniesienia o przypadkach gorączki afrykańskiej zawlekanej przez turystów polskich wracających z safari.
Warto przypomnieć, że osobami szczególnie narażonymi na kontakt z kleszczem ze względu na wykonywany zawód są: pracownicy leśni, rolnicy i mieszkańcy terenów wiejskich, żołnierze, biolodzy pracujący w środowisku naturalnym, pracownicy wykonujący melioracje, nadzorujący linie energetyczne itp. Ryzyko związane jest także z aktywnością fizyczną i uprawianiem hobby na świeżym powietrzu.
Zawsze należy pamiętać o odpowiedniej odzieży, unikaniu zalesionych i trawiastych obszarów, stosowaniu repelentów, a po spacerze kontroli całego ciała i jak najszybszym usuwaniu kleszczy ze skóry. Nie wolno zapominać o skontrolowaniu ciała dzieci po zabawach na dworze, a także sprawdzaniu skóry i sierści zwierząt domowych, szczególnie towarzyszących nam w spacerach. Kleszcze afrykańskie przyniesione do domu przez psa mogą spadać na podłogę, łatwo je wówczas odnaleźć, ale mogą też przechodzić na inne zwierzęta lub ludzi.
W przypadku kontaktu z kleszczem nie należy dotykać go gołymi rękami ani zgniatać.
– Prosimy, aby osoby, które chcą złapać kleszcza i przesłać go do naszego zakładu, zamroziły go, bo to jest bezpieczna metoda – apeluje prof. Anna Bajer. – I zawsze w kontakcie z kleszczem używajmy rękawiczek. W kwestii ochrony: nie wszystkie preparaty antykleszczowe dostępne na rynku mogą nas chronić przed kleszczem afrykańskim. Musimy dać przemysłowi farmaceutycznemu czas na przygotowanie specyfików, które posłużą odstraszaniu kleszcza afrykańskiego.
Kleszcze Hyalomma łatwo odróżnić od naszych rodzimych gatunków. Nie bez przyczyny nazywa się je Monster Ticks (potworne kleszcze).
– W rejonach półpustynnych i pustynnych, gdzie występuje kleszcz wędrowny, zdolność szybkiego biegania pozwala mu złapać ofiarę. Nasze kleszcze siedzą cierpliwie na trawach i czekają, afrykański swoją zdobycz goni. Byłam świadkiem takiej szarży – mówi prof. Anna Bajer. – Nazwa Hyalomma pochodzi od dobrze rozwiniętych oczu, takich „szklanych oczek”, bardzo ładnych. Nasze kleszcze, te leśne, w ogóle oczu nie posiadają, kleszcze łąkowe mają „plamki” rejestrujące światło dzienne.
Eksperci podkreślają, że pojedyncze osobniki, które docierają do Polski z innymi zwierzętami, nie stanowią zagrożenia dla naszego środowiska. Dopiero wytworzenie populacji kleszcza afrykańskiego i wzrost jej liczebności z czasem będzie skutkował ogniskami zakażeń. Dlatego tak ważny jest monitoring zmian zachodzących w środowisku, profilaktyka zakażeń i edukacja społeczeństwa.