Logowanie do profilu lekarza

Przez login.gov

niewidoczne kobiety w medycynie

fot. licencja OIL w Warszawie

Medycyna 24.02.2025 r.

Niewidoczne

Autor: Magdalena Flaga–Łuczkiewicz

Dużo mówi się dziś o równouprawnieniu, tymczasem w wielu obszarach kobiety nadal pozostają niewidoczne.

W Polsce na 100 mężczyzn przypada 107 kobiet (dane GUS z 2022). Kobiety częściej chorują przewlekle, u mężczyzn częściej występują choroby i inne stany potencjalnie śmiertelne. W efekcie kobiety żyją dłużej, ale to mężczyźni przeżywają więcej lat w dobrym zdrowiu.

Niestety nierówności między płciami dotyczą także podejścia lekarzy do pacjentów i pacjentek. Przypominam sobie badanie, z którego wynikało, że mężczyźni zgłaszający objawy wskazujące na zawał serca byli traktowany poważniej niż kobiety z takimi samymi objawami, u których częściej lekarze sugerowali tło psychogenne.

A czy wiedza medyczna, którą dysponujemy, dotyczy w równym stopniu organizmów kobiet i mężczyzn? Zajrzyjmy na chwilę do laboratoriów, gdzie odbywają się badania na zwierzętach, głównie gryzoniach. Zapewne dla wygody, by nie utrudniać sobie niepotrzebnie zadania, badacze preferują jako obiekty badawcze samce, u których nie będzie cyklicznych wahań poziomu hormonów i związanych z tym zmian. To postępowanie jest tak oczywiste, że często nie odnotowuje się go w publikacjach – płci zwierząt nie określono w 22–60 proc. artykułów, w zależności od dziedziny. Przy tym wiele badań dotyczyło chorób występujących u kobiet częściej niż u mężczyzn (!), choć badano modele chorób występujących u obu płci.

Co z badaniami na ludziach? W 1977 r., w związku z masowym wystąpieniem poważnych wad wrodzonych u dzieci matek leczonych w ciąży thalidomidem, amerykańska Food & Drug Administration, dyktująca światowe standardy w zakresie badań i rejestracji leków, całkowicie zakazała włączać do badań pierwszej i drugiej fazy kobiety w wieku produkcyjnym, co sprawiło, że w następnych latach jedynymi uczestnikami badań byli mężczyźni. Musiały minąć niemal dwie dekady, by świat nauki zrozumiał implikacje tej decyzji. Wytyczne z 1977 r. zrewidowano w 1993 (dokonał tego najpierw Concil for International Organizations of Medical Science, a w ślad za nim FDA), zwracając uwagę na dysproporcję między reprezentacją kobiet i mężczyzn w badaniach klinicznych, ale bezpośrednie skutki wielu lat zaniedbań odczuwane były jeszcze długo. Między 1997 a 2000 r. w ośmiu na dziesięć przypadków decyzja o wycofaniu leku z rynku dotyczyła ryzyka zdrowotnego dla kobiet! Kolejne lata przyniosły stopniową zmianę, ukoronowaną w 2014 r. przez National Institute of Health dyrektywą o reprezentacji obu płci w badaniach klinicznych.

Dla większości substancji stężenia we krwi po podaniu takiej samej dawki są wyższe u kobiet. W praktyce klinicznej dostrzegamy często rozbieżności między płciami w efektywności i działaniach niepożądanych leków, wynikające z różnic w farmakokinetyce i farmakodynamice, z wpływu hormonów oraz innych czynników, i intuicyjnie uwzględniamy to w naszych zaleceniach. Istnieją jednak leki (choć jest ich niewiele), dla których dawki rejestracyjne dla kobiet są inne niż dla mężczyzn. W psychiatrii mamy tylko jeden lek – zolpidem, dla którego FDA taką różnicę określiła, proponując dawkę 10 mg dla mężczyzn i 5 mg dla kobiet, mimo że różnice stężeń dla innych leków mogą przekraczać 50 proc. Wydaje się, że w czasach medycyny spersonalizowanej trudno pominąć płeć pacjenta, a jednak dokładnie tak się dzieje.

Lekarz (nie) jest kobietą

Historia kobiet w medycynie jest stosunkowo krótka. Pierwsza lekarka na świecie, Dorothea Christiana Erxleben, uzyskała dyplom doktora nauk medycznych w 1754 r. w niemieckim Halle. W Wielkiej Brytanii kobiety dopuszczono do medycyny w 1876 r., choć pionierka Elizabeth Garrett Anderson została lekarką w 1865. Za pierwszą polską lekarkę uznaje się Annę Tomaszewicz-Dobrską, która skończyła medycynę w 1877 r. w Zurychu. Pani doktor otrzymała zgodę na praktykowanie medycyny z kilkuletnim opóźnieniem i nie bez oporu męskiego środowiska lekarskiego, podobnie jak prekursorki w zawodzie lekarza w innych krajach.

Obecnie kobiety przeważają wśród lekarzy, część gałęzi medycyny zostało niemal całkowicie sfeminizowanych. W ostatnich dekadach padły bastiony specjalizacji uznawanych dotychczas za typowo męskie i coraz częściej kobiety zajmują się ortopedią czy neurochirurgią. Czy można więc uznać, że w lekarskim środowisku zapanowało równouprawnienie?

Oczyma wyobraźni widzę cień gorzkiej ironii na twarzach niektórych czytających. Bo wiemy, że do ideału w tej materii jest daleko. Spotykamy się z niesprawiedliwością, dyskryminacją, mikroagresją, szczególnie tam, gdzie kobiety pojawiły się później, np. w „dużych” specjalizacjach zabiegowych.

Biologia lekarki nie ułatwia jej życia. Jeśli lekarka decyduje się na dziecko, ciąża i urlop macierzyński powodują przerwę w pracy zawodowej, wydłużają specjalizację, czasem bezpowrotnie pozbawiają szansy na rozwój w określonym kierunku. Lekarka z małymi dziećmi częściej bierze wolne dni niż tata lekarz, ma też mniej czasu na własny rozwój. Badanie dotyczące aktywności naukowej w medycynie w pierwszej fali pandemii COVID pokazało ciekawe zjawisko: liczba publikacji kobiet zmalała, a mężczyzn wzrosła. Skąd ta różnica? Otóż panowie naukowcy mieli w końcu czas, bo część codziennych zajęć zawodowych została zawieszona przez lockdown, a panie czasu miały mniej, bo spadły na nie obowiązki związane z dopilnowaniem dzieci uziemionych w domu przez zdalną naukę.

W wielu rodzinach panuje przenoszony z pokolenia na pokolenie model matki Polki, zgodnie z którym kobieta zarządza domem, gotuje, sprząta, wychowuje dzieci. Zmiany w świadomości i strukturze społecznej następują, jednak mimo to często kobiety aktywne zawodowo na równi z mężczyznami starają się – świadomie lub podświadomie – ten model odtwarzać. O mężczyźnie, który zrobi zakupy, opróżni zmywarkę, nastawi pranie, odrobi lekcje z dzieckiem, mówi się „pomaga w domu”, nawet jeśli oboje pracują (i zarabiają!) tak samo. Z jednej strony jako lekarki jesteśmy przeciwne dyskryminacji, z drugiej – zdarza nam się obwiniać siebie za bałagan w domu, bo uważamy, że zrobienie porządku to właśnie nasz obowiązek. Oczywiście, stosuję tu pewne uogólnienie, bo znam wiele związków, w których obie strony biorą odpowiedzialność za dom i życie rodzinne, jednak tradycyjny model trzyma się wśród nas mocno, a cenę za to płacą kobiety pracujące na dwóch etatach – tym zawodowym i tym domowym.

Za symboliczne podsumowanie sytuacji kobiet w medycynie można uznać kwestię pieczątek lekarskich. Panowie pracujący w zawodzie pielęgniarki mają prawo umieścić na pieczątce tytuł zawodowy „pielęgniarz”, podczas gdy lekarka musi mieć napisane „lekarz”. Dopuszczenie alternatywnej formy „lekarka” wydawać by się mogło drobną formalnością, jednak urosło do rangi poważnego problemu, budzącego emocje i niezrozumiały sprzeciw części środowiska. A przecież w XXI w. medycyna może mieć, i często ma, twarz kobiety.

O różnicach w sytuacji zdrowotnej kobiet i możliwych działaniach w tym kierunku można przeczytać na stronie European Institute for Women’s Health.

Przeciążenie pracą? Wypalenie zawodowe?

Zapraszamy lekarzy i lekarzy dentystów na trening balintowski.

Terminy spotkań w 2025 r.:

  • 21 marca 
  • 4 kwietnia 
  • 9 maja 
  • 13 czerwca 

Szczegółowe informacje i zapisy na stronie OIL w Warszawie.

 

Magdalena Flaga–Łuczkiewicz

Autor: Magdalena Flaga–Łuczkiewicz

Treści autora ⟶

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, zgodę na ich użycie, oraz akceptację Polityki Prywatności.