Nie masz konta? Zarejestruj się
fot. Olia Danilevich
Autor: Jerzy Bralczyk
Jaką etymologię ma słowo „dziecko"? Wyjaśniamy to w czerwcowej edycji "Słowa na zdrowie"!
Może prasłowiańskie diet’ trzeba łączyć z dojiti, czyli ‘ssać’? Byłoby to logiczne, jesteśmy ssakami, zwłaszcza jako bardzo małe dzieci. A może, sięgając głębiej, z praindoeuropejskim dhe-t-i-s, co podobno oznaczało ’coś kładzionego’ lub ‘przytulanego’? Też łatwe do wytłumaczenia, tym bardziej że przytulanie może być związane ze ssaniem… Ale sam praindoeuropejski rdzeń dhe- oznaczał ‘czynić’ (ma to związek z dzianiem się), a także z nazywaniem (dziano mu to ‘nazywano go’), w końcu dziecko trzeba nazwać…
Najpierw nazywamy je dzieckiem. Ten dawny rzeczownik dzieć oznaczał zbiorowo dzieci, tak jak rzadszy dzisiaj rzeczownik dziatwa (albo brać, albo żywa jeszcze młodzież). Do tego dzieć dodano -sko, zgrubiające, jak w chłopisko czy psisko, a potem i dziecisko. I to dziecko miało porządną liczbę mnogą, dziecka (a i tamte dziecka śpią, niech se leżą, jako są – mówi Isia w „Weselu”). Ale w liczbie mnogiej wygrało dawne collectivum i mamy formę dzieci, co niestety w zabawie rymuje się czasem ze śmieci.
Dziecko ma rodzaj nijaki, zrozumiały tak ze względu na pierwotną (zwłaszcza ciążową) nieokreśloność, jak też na potrzebę słowa uogólniającego różne płcie. Podobnie dziecię, dziś subtelne i podniosłe. Jeszcze podnioślejsza dziecina jest żeńska w odróżnieniu od innych pochodnych określeń dziecka, zwłaszcza tych mniej miłych, jak dzieciak czy dzieciuch, a także od wszystkich pokazujących nasz nie zawsze sympatyczny stosunek do tych w końcu też nie zawsze sympatycznych istot, jak bachor, pętak, szkrab, smarkacz (i wiele innych nazw pochodzących od określeń nie tylko dziecięcych wydzielin) – i tych już dobrodusznie milszych, jak bąk, berbeć, pędrak czy po prostu maluch. Wszystkie męskie! Tych określeń używanych wobec dzieci jest mnogość, a wśród nich także nieznośnie pretensjonalne milusińscy czy pociechy (!).
Bo do dzieci mamy stosunek żywy – i ambiwalentny. Można cieszyć się jak dziecko, co w sumie nie jest najgorsze, ale i zachowywać jak dziecko, co już dorosłym nie przystoi. Dziecinne rozumowanie czy zachowanie jest na ogół kojarzone z mniejszym potencjałem intelektualnym, a w ostateczności z mniejszym rozsądkiem. O ile przymiotnik dziecięcy łączy się z cechami podstawowymi właściwymi dziecku, to dziecinny częściej bywa przymówką wobec dorosłego, który takim być nie powinien (chyba że zdziecinnieje). Choroby bywają i dziecięcymi, i dziecinnymi nazywane, zaś jeśli chodzi o lekarzy, wolelibyśmy raczej przez dziecięcych niż przez dziecinnych być w dzieciństwie leczeni. Dzieciństwo jest przyjemne, gdy mowa o okresie życia, gdy tak jednak nazywamy postępowanie, to już raczej niedobrze. A dziecinada już tylko źle się kojarzy – przynajmniej z perspektywy nas, dorosłych.
Dziecko to każdy mały, a raczej bardzo młody człowiek. Ale dziecko to też potomek. Potomek dorosłych ludzi – ale do tego rzeczownika wiele dopełniaczy dodać możemy: jest i dziecko szczęścia i dziecko ulicy, dziecko pułku i dziecko epoki… wszyscy byliśmy, a i jesteśmy, w różnych rozumieniach, dziećmi.
A poza tym, jak zauważył Gombrowicz, wszystko podszyte jest dzieckiem…