Nie masz konta? Zarejestruj się
fot. Sander Sammy / Unsplash
Autor: Jerzy Bralczyk
Tym razem w ramach cyklu „Słowa na zdrowie" przyglądamy się rzeczownikowi „powołanie".
Czasownik powołać, którego rzeczownikową formą jest powołanie, łączy się z wyrażeniami przyimkowymi na z biernikiem i do z dopełniaczem. Niektóre stały się frazeologizmami i takie wyrażenia jak powołanie do wojska czy powołanie na urząd już mniej łączymy z czasownikiem. Rzeczownik powołanie, używany jako dopełnienie przy takich czasownikach jak mieć czy czuć, oznacza ‘zdolność’ lub ‘skłonność do czegoś’ – pokazuje zatem pewną wewnętrzną cechę człowieka. Czasem tę wewnętrzność podkreśla się i mówi, że ktoś ma w sobie albo czuje w sobie powołanie. A gdzie miałby je niby mieć czy czuć? I mówi się jeszcze dodatkowo o powołaniu, też właściwie nieco zbytecznie, wewnętrzne, wrodzone lub życiowe.
Ale jednak wyczuwamy w nim coś, co wskazuje na wpływ zewnętrzny. Możemy sobie wyobrazić, że człowiek nie tyle sam wypracował w sobie jakąś zdolność czy skłonność, ile że coś (może jakaś siła wyższa?) sprawiło, że ją posiadł. Powinien się z tego cieszyć – to coś jak talent, coś naturalnego, a przy tym wyróżniającego. Nie powinno się tego zmarnować – trzeba iść za głosem powołania.
I zostaje się wtedy, z powołania, lekarzem, aktorem, nauczycielem, a gdy kontekst nie wskazuje celu takiego powołania – księdzem lub mnichem. Powołanie do stanu kapłańskiego najłatwiej zestawić z wyższymi, czyli niejako zewnętrznymi, czynnikami. Ale te inne powołania też z nimi łączymy.
Powołanie na urząd, ministra czy sędziego, wiąże się, albo przynajmniej powinno wiązać, z określonymi celami, zasługami, predyspozycjami czy cnotami – ktoś tak powołany powinien się na ten urząd nadawać. Powołanie do wojska też powinno dotyczyć osób spełniających (może nie zawsze chętnie) dane warunki. Powołanie do zajmowania określonej roli społecznej, opisywane w kategoriach czucia, odnajdywania w sobie lub po prostu posiadania – ma, przynajmniej do pewnego stopnia, charakter irracjonalny. Można je np. poczuć nagle, z przyczyn trudnych lub niemożliwych do ustalenia. Ale bodaj właśnie przez to czujemy, że odrzucenie powołania byłoby co najmniej błędem. Kiedy je usłyszymy, trzeba się z nim zgodzić i zostać kimś z niego, z tego powołania. Nie możemy minąć się z powołaniem.
Lekarz z powołania jest dobrym lekarzem, nauczyciel czy ksiądz – także. A jeśli ktoś nie jest dobrym nauczycielem czy lekarzem, można o nim powiedzieć, że minął się z powołaniem lub że nie ma do tego powołania. Gdy sam o sobie to powie, może to być dla niego dobrym wytłumaczeniem marnych efektów. „Jakoś nie mam do tego powołania, więc nie miejcie do mnie pretensji”.
Raczej nie mówi się o lekarzu z powołania, że jest powołanym lekarzem. O dobrym na przykład tancerzu czy strzelcu możemy powiedzieć, że jest zawołanym strzelcem czy tancerzem, ale takie zawołanie to nie to, co powołanie, to dużo mniej.
Kiedyś słowo powołanie oznaczało ‘hasło, zawołanie rodowe’. Można się tu dopatrzyć związku z tym obecnie odczuwanym powołaniem do społecznej służby. Było to także, już bardziej przyziemne, ‘zaproszenie w gości’ lub, wręcz przeciwnie, ‘pozwanie do sądu’. Dziś tak tego słowa nie używamy.
Powołanie dziś jest czymś wyższym, szlachetnym i uszlachetniającym posiadacza. Mamy wprawdzie biblijne powiedzenie o tym, że „wielu jest powołanych, mało wybranych”, ale nie obniża to rangi powołania, lecz wprowadza dodatkową, już bardzo wysoką, kategorię wybranych.
Niech nam wystarczy powołanie. To i tak bardzo dużo.