Nie masz konta? Zarejestruj się
fot. Huertacs/Pixabay
Autor: Jerzy Bralczyk
Słowo proch bywa (bywało?) używane na różne sposoby i w stylu podniosłym, i w stylu potocznym. W podniosłym oznacza ‘pył, kurz’, a więc właściwie coś przeciwnego podniosłości, a metaforycznie jeszcze bardziej, bo to ‘znikomość, marność’, to proch ziemi, „z którego powstaliśmy i w który się obrócimy”. W liczbie mnogiej prochy są też podniosłe – to albo poważniejsza dawna nazwa materiałów wybuchowych, albo już bardzo uroczysta nazwa naszych szczątków, niezależnie od ich konsystencji.
W stylu potocznym proch to coś groźnego (bo wybucha i niszczy) i zarazem skomplikowanego, którego byle kto wymyślić nie mógł, jak mówi popularne powiedzenie. Zdrobnienie prochu jest już całkiem swojskie i przyziemne, proszki się zutylizowały, spospolitowały i służą do pieczenia, prania, czyszczenia różnych rzeczy (dawniej też zębów) i przeciw bólowi głowy.
Ze słowa proch wywodzi się inne słowo używane raz podniośle, innym razem pogardliwie, czyli próchno. W znaczeniu podstawowym to ‘zmurszałe, rozsypujące się w proch drewno’, ale to też w stylu podniosłym symbol nicości rzeczy ziemskich. Z drugiej strony, w stylu niższym nawet niż potoczny, to bardziej niż lekceważące określenie starego człowieka.
Próchno jest próchnem, bo drewno spróchniało. Próchnieć, spróchnieć – te czasowniki kiedyś też były używane w stylu kaznodziejskim dla potępienia grzeszników. Dziś mają znaczenie konkretne w odniesieniu do drewna, ale także metaforyczne w odniesieniu do nas. A w ludziach, często do drzew zresztą na różne sposoby i w różnych kontekstach porównywanych, próchnieją przede wszystkim kości. I to znaczenie próchnienia słabo jest już rozpoznawane jako metafora. Wyrażenie spróchniałe kości jest odbierane właściwie dosłownie.
A jeśli chodzi o kości, chyba najbardziej świadomi jesteśmy próchnienia naszych zębów. Do tego stopnia, że słowo próchnica, powstałe nieco ponad 100 lat temu, odnosi się już tylko do choroby zębów. W naszych rodzimych nazwach chorób utrwaliło się używanie niezwykle skądinąd wielofunkcyjnego przyrostka –ica: mamy gruźlicę i jaglicę, grzybicę i kamicę, i inne jeszcze niedobre przypadłości. Ale o próchnicy słyszeliśmy chyba najwcześniej.
Ta nazwa choroby zębów tak się utrwaliła i ma dla nas tak wyraziste konotacje, że nie przeszkadza nam już inne terminologiczne użycie tego wyrazu. Oznacza on przecież także część składową gleby, w której drobnoustroje rozkładają materię organiczną, co daje osobliwą dość substancję, próchnicę właśnie, zwaną też u nas bardziej naukowo humusem (choć po łacinie humus to po prostu ‘ziemia, gleba’). Ta osobliwość daje się też odczytać w nazwie kulinarnej, odnoszącej się do zapewne zdrowej i dla amatorów smacznej potrawy. Choć skojarzenie z próchnicą temu akurat humusowi pewnie na zdrowie by nie wyszło.
Próchnica była już w czasach mojego dzieciństwa jednym z najczęściej przywoływanych zagrożeń zdrowia. Ta nazwa choroby wywoływać miała (i wywoływała) szczególnie silne negatywne skojarzenia. Nie tak bardzo odległe związki z próchnieniem, próchnem i dalej z marnym prochem zapewne odgrywają tu istotną rolę. I z uznaniem, nieco tylko zmąconym rozbawieniem, możemy przywołać często kiedyś powtarzany slogan reklamowy „żegnaj, próchnico!”…