Nie masz konta? Zarejestruj się
fot. licencja OIL w Warszawie
Autor: Artur Olesch
Roboty w ochronie zdrowia to nie tylko chirurgiczny da Vinci, ale także robotyczne pielęgniarki, roboty dla pacjentów z demencją albo roboty masażyści. Czy są odpowiedzią na kryzys kadrowy w ochronie zdrowia i zaopiekują się starzejącym się społeczeństwem?
Przypominający sympatyczną pandę Robear to pierwszy robot, który miał wyręczyć pielęgniarki w obciążających fizycznie czynnościach, takich jak przenoszenie pacjenta z łóżka na wózek albo podczas zmiany pościeli.
W opublikowanym przez jego twórców nagraniu widzimy, jak robot delikatnie, powoli i bez trudu dźwiga pacjenta za pomocą dwóch ramion. Nie bez przypadku Robear powstał w Japonii, gdzie szybko starzejące się społeczeństwo jest tykającą bombą demograficzną. Według prognoz do 2040 r. do opieki nad osobami starszymi zabraknie tam 570 000 pracowników ochrony zdrowia. Tę lukę mają wypełnić roboty. Ale nie Robear – opracowany w 2015 r. prototyp robota nigdy nie doczekał się masowej produkcji, bo był zbyt powolny i mocno ograniczony w swoich ruchach. Dlatego bardziej przeszkadzał, niż pomagał.
Od tego czasu minęło 10 lat i dużo zmieniło się w robotyce. Postępy rozwoju sztucznej inteligencji spowodowały, że roboty już pracują w magazynach, a pierwsze firmy zapowiadają wielofunkcyjne roboty do domowego użytku – takie jak Rosie z popularnej kreskówki „Jetsonowie”. W wyścigu o ten rynek biorą udział najwięksi potentaci technologiczni na świecie – Tesla albo Nvidia. Elon Musk zapowiada, że choć od robotów takich jak Rosie dzieli nas jeszcze dekada albo dwie, to do 2030 r. powstanie milion rozwijanych przez Teslę Optimusów. Już dziś filmy z Optimusem, który tańczy jak człowiek, albo Digitem, który przenosi paczki w magazynie, zachwycają.
W ochronie zdrowia roboty to na razie domena małych firm, bo do pokonania jest wiele barier regulacyjnych, a wymogi bezpieczeństwa są ogromne. Można jednak znaleźć kilka obiecujących prototypów, ale i zaawansowane technologie.
Roboty medyczne najczęściej kojarzone są z robotami chirurgicznymi, bo te wprowadzono na rynek prawie 25 lat temu. Najbardziej znaną marką jest da Vinci Surgical System firmy Intuitive, który asystuje chirurgom podczas operacji urologicznych, ginekologicznych, onkologicznych i zabiegów chirurgii ogólnej.
W Polsce robota wykorzystują 43 ośrodki, a od kilku lat NFZ refunduje trzy zabiegi ze wsparciem da Vinci. Jak podaje producent, na całym świecie pracuje ich 9000 i łącznie wykonały już ponad 15 mln operacji. Na jubileusz 25-lecia firma wypuściła na rynek najnowszą wersję robota o nazwie da Vinci 5 z udoskonalonymi narzędziami, obrazowaniem 3D i systemem AI, który symuluje opór tkanki, aby chirurg czuł miejsce operowane jak podczas używania skalpela. Da Vinci 5 ma jeszcze jedną nową funkcję, która zwiastuje, co czeka nas w robotyce chirurgicznej. Chodzi o opcję rejestrowania danych na temat przebiegu operacji, aby doskonalić umiejętności robota, a w przyszłości – rozwijać kolejne autonomiczne ruchy wspierane przez AI.
Sympatyczny robot Moxi potrafi przynieść z magazynu materiały opatrunkowe i leki oraz zawieźć do laboratorium próbki do badania krwi. Jest dostępny 24 godziny na dobę, wyręczając pielęgniarki w rutynowych czynnościach. Dotychczas w amerykańskich szpitalach funkcjonuje 100 takich maszyn, które do lutego 2025 r. zrealizowały ponad milion dostaw materiałów, pokonując 1,5 mld kroków. To 1,5 mld kroków, których nie musiały wykonywać pielęgniarki.
Na podobnej zasadzie działa Hospi – robot dostawczy firmy Panasonic do autonomicznego transportu leków i próbek laboratoryjnych w szpitalach. Moxy i Hospi nie są wyjątkami, bo robotów pomagających personelowi medycznemu jest nadal niewiele. Pierwszym robotem, który znalazł pracę w szpitalu, był Pepper. Witał pacjentów w recepcji, podawał podstawowe informacje o tym, jak znaleźć wybrany oddział. Programowalny do wielu zadań znalazł pracę w domach opieki czy hotelach w recepcjach firm. Niestety, jego producent SoftBank zawiesił produkcję w 2021 r. ze względu na niskie zainteresowanie. Ale firm, które pracują nad nowymi pomocnikami w szpitalach, nie brakuje. Mirokai, który porusza się, balansując na piłce, jakby jeździł na Segwayu, ma pomagać w roznoszeniu posiłków i zabawianiu pacjentów. Ale nie trzeba od razu robotów, aby znacznie pomóc personelowi medycznemu, dla którego praca z pacjentem to nie tylko wysiłek psychiczny, lecz także fizyczny. Tak więc przykładowo nowy, lekki egzoszkielet dla pielęgniarzy Apogee Ultra ma aktywne wspomaganie podnoszenia o sile 36 kg, co znacznie ułatwia np. zmianę pozycji pacjentów.
Jednak roboty mają swoje ograniczenia, a niektóre proste czynności okazują się dla najbardziej zaawansowanych maszyn niewykonalne. Przykładem jest założenie pacjentowi fartucha szpitalnego. Eksperyment przeprowadzony w Imperial College London potwierdził, że ramiona robota nie mają takiej wprawy i wyczucia jak ręce człowieka. Maszyna wykonała wprawdzie zadanie w 90,2 proc. przypadków, ale zajęło jej to znacznie więcej czasu niż człowiekowi. Ciekawostką jest fakt, że naukowcy – ze względów bezpieczeństwa – nie odważyli się przeprowadzić badania na żywym człowieku. Jednak roboty wchodzą też do dziedzin, które były domeną człowieka. Przykładem jest rehabilitacja. Aescape dokładnie skanuje ciało i dopasowuje masaż do indywidualnych preferencji. Można nawet wybrać temperaturę „rąk”.
Robotyczna foka Paro szybko zdobyła popularność w domach opieki nad chorymi z demencją i alzheimerem. Do złudzenia przypomina prawdziwe zwierzę, reagując na dotyk i pomrukując z zadowolenia. Jej terapeutyczny wpływ potwierdzają badania naukowe – Paro poprawia nastrój pacjentów, stymuluje interakcje społeczne, wywołuje uśmiech na twarzy chorych. I nie ma znaczenia, że to tylko robot – liczy się efekt. Także Jenny, pluszowy robotyczny pies, została zaprojektowana z myślą o pacjentach z chorobami degeneratywnymi mózgu. Jenny i Paro zastępują żywe zwierzęta, które ze względów higienicznych nie mogą przebywać w domach opieki.
Starzejące się społeczeństwo, a wraz z tym rosnąca liczba osób z chorobami neurodegeneracyjnymi, a także epidemia samotności wśród seniorów napędzają popyt na roboty, takie jak Paro i Jenny. Pełnią one rolę niezastąpionych towarzyszy dla osób niepełnosprawnych, które nie mogą – ze względu na ograniczenia ruchowe albo kognitywne – wziąć na siebie odpowiedzialności za opiekę nad żywym zwierzęciem. Dzięki AI to już nie tylko mechaniczne zabawki, ale wielofunkcyjni pomocnicy oferujący interaktywne rozmowy i emocjonalne wsparcie. I choć dla niektórych roboty medyczne to oznaka kryzysu społecznego i etycznego, bo nie ma kto się zająć pacjentami albo samotnymi seniorami, wyznacznikiem powinno być dobro pacjenta. A ci zdają się kochać roboty wnoszące dużo radości do ich życia.