29 maja 2014

Leczenie debatą

Paweł Walewski

Najbardziej wyświechtane i zużyte słowo w polskim języku? Debata. Co tydzień otrzymuję zaproszenie na jedną, a bywa, że nawet dwie – a to poświęconą prywatnym ubezpieczeniom zdrowotnym, a to w związku z leczeniem chorób serca albo reformą onkologii. Nie ma w medycynie dziedziny, która nie doczekałaby się swojej debaty, tak jak nie ma posłów i polityków, którzy nie uczestniczyliby w debacie o ochronie zdrowia. Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego plaga ta wyraźnie się nasiliła, a zapoczątkowała ją przedwyborcza bitwa między PiS i PO na początku kwietnia. Premier Tusk zbagatelizował spotkanie, wysyłając do konfrontacji z prezesem Kaczyńskim swojego ministra Arłukowicza, a prezes Kaczyński – choć miał być gospodarzem – przyszedł i zaraz wyszedł. Przy stole pozostali więc dobrzy znajomi, od lat debatujący o tym samym, po raz kolejny wytykając sobie wzajemne animozje.
Jeśli więc liczymy, że któraś debata przybliży nas do rozwiązania jakiegoś problemu lub usunięcia bolączki, jakie trapią pacjentów i lekarzy, to czas porzucić te nadzieje. Dziwię się mediom, że chcą jeszcze relacjonować wielogodzinne nasiadówki, stwarzając wrażenie, że herbata od mieszania stanie się słodsza. Tym bardziej naiwne wydają się oczekiwania, że pomysły na reformę lecznictwa, zgłaszane podczas obecnej kampanii wyborczej przez kandy-datów na posłów do PE, będzie można wdrożyć w naszym kraju. Kto liczy na to, że z perspektywy Brukseli poprawi koszyk świadczeń i zlikwiduje kolejki, powinien natychmiast zostać skreślony z listy do europarlamentu, bo tylko mydli ludziom oczy i daje przykład dyletanctwa. Pokusa debatowania o zdrowiu jest jednak jak narkotyk – nie dość, że zawsze pokażą cię w telewizji, to jeszcze nikt nie rozliczy ze złożonych obietnic ani nie wskaże ewidentnych przekłamań. Każda debata sprawdza się więc doskonale, bo nie trzeba nawet wysilać intelektu, by błysnąć oryginalną myślą, tym bardziej że w reformowaniu ochrony zdrowia nie ma już nowych pomysłów, wszystkie zostały wyartykułowane i czas je po prostu wprowadzić w życie.
Czy uda się to obecnej ekipie? Pakiet onkologiczny i kolejkowy zawiera postulaty dobrze od lat wszystkim znane. Wypada tylko żałować, że rząd zamierza je realizować dopiero pod koniec kadencji, w roku kampanii wyborczej do samorządów, a później do Sejmu. To czas kolejnych debat, z których nic nie wynika. Może poza jednym: skutecznie utrudnią znalezienie pieniędzy na zapowiadaną reformę, co stawia pod znakiem zapytania jakiekolwiek zmiany na lepsze.

Autor jest publicystą „Polityki”.

Archiwum