9 czerwca 2003

Bądź przy dziecku

Czy szpitale mogą być przyjazne rodzicom chorych dzieci? Drukujemy wybrane fragmenty dyskusji między Weroniką Kostyrko, redaktor naczelną „Wysokich Obcasów”, Grażyną Kmitą, psychologiem, i Maciejem Pirogiem, dyrektorem Centrum Zdrowia Dziecka, lekarzem pediatrą, zamieszczonej w „Wysokich Obcasach” nr 22 z 31 maja br.

Elżbieta Cichocka: Myślę, że większość rodziców nie wie, czym jest szpital dla dziecka, z jakimi problemami ono się w nim boryka.

Maciej Piróg, lekarz: Jako ojciec, lekarz, a kiedyś pacjent szpitali dziecięcych, mogę powiedzieć, że nie ma gorszej tragedii dla dziecka niż zostawienie go w szpitalu. Kiedy rodziców nie ma dwa, cztery dni, czasami miesiąc, są później przez dziecko odrzucani. Są najgorszymi na świecie osobami, które zostawiły je tam, gdzie jest mu najgorzej. Warto, by rodzice spojrzeli na szpital oczami małego pacjenta, bo często sądzą, że to jest miejsce, gdzie dziecko dostaje leki, jest nakarmione, umyte i więcej mu nie potrzeba. Szpital nie jest instytucją przyjazną. Zostawienie dziecka samego jest absolutnym złem. (…)

Czy opiekun powinien towarzyszyć dziecku w nocy? Czy szpitale mają do tego warunki?

Grażyna Kmita: Nie wpędzajmy w poczucie winy rodziców, którzy nie mogą sobie na to pozwolić. Co ma zrobić matka, która ma roczne dziecko w domu i trzyletnie w szpitalu? Jeśli dom znajduje się 200 km od szpitala? To są dwie różne rzeczy – dostępność emocjonalna i dostępność fizyczna mamy. Jeśli jest krańcowo wyczerpana, czasami warto, by na jedną noc pojechała do domu i naładowała się pozytywnymi emocjami. Nie możemy wymagać od matek, by zupełnie lekceważyły własne potrzeby.

Weronika Kostyrko: Ale powinny wiedzieć, na co się decydują. Często bez matki zabiegi pielęgnacyjne odbywały się szybciej, bez patrzenia na protesty, zważania na ból, bez prób uspokojenia dziecka.
I to zapewne wyjaśnia, dlaczego matki na oddziale nie są specjalnie mile widziane.

Maciej Piróg: Nie zapominajmy, że w ostatnich latach dokonał się tutaj rewolucyjny przełom. Pamiętam, że jeszcze dziesięć lat temu nie było mowy o wejściu na oddział pediatryczny. Karmiąca matka mogła wejść, żeby nie stracić pokarmu, choć dziecko i tak było karmione sztucznie. Niektórzy mogli przemknąć się dzięki „specjalnym zasługom”. W moim szpitalu powiatowym matka czy ojciec mogli zobaczyć dziecko po tygodniu jego pobytu w szpitalu. Pielęgniarka brała dziecko na ręce i podchodziła do szyby, przez którą odwiedzający mogli na nie popatrzeć. Dzisiaj takich szczelnie zamkniętych drzwi właściwie nigdzie nie ma. (…)
Wydaje się, że jeszcze długo w polskich szpitalach warunki socjalne będą trudne. Można je poprawić w małych szpitalach powiatowych dzięki temu, że leczy się w nich mniej dzieci. Zawsze uważałem, że nie należy likwidować oddziałów pediatrycznych w małych szpitalach, tylko poprawiać warunki. (…) Natomiast w szpitalach specjalistycznych nadal panuje tłok. Rodzice są realistami i nie żądają niemożliwego. Jeśli na oddziale jest pięć toalet, proponują, by jedną przeznaczyć dla nich, jeśli tylko dwie – korzystają z toalety na innym piętrze. W ciasnocie jednak trudno o miły klimat. (…) Pielęgniarce z dłuższym stażem często nie mieści się w głowie, że matki weszły na oddział. Przedtem nikt nie widział, co ona robi. Swoje czynności mogła wykonywać mechanicznie, sprawnie i – w swoim mniemaniu – dobrze. I nagle zjawia się kobieta, która jej patrzy na ręce.

Na oddziale rządzi ordynator albo kierownik kliniki. Jeśli jest to utytułowany profesor, który wie lepiej, jest przyzwyczajony do ścisłej hierarchii, pamięta czasy, kiedy rodzice nie mieli wstępu do szpitala, trudno się spodziewać, by nagle zmienił nawyki. Czy dyrektor szpitala może wpływać na jego zachowanie?

Maciej Piróg: W małych szpitalach być może tak. W takich dużych jak CZD dyrektor jest za daleko, ma inne zadania. Obyczaje na oddziale kształtuje kierownik kliniki i siostra oddziałowa, przy czym oddziałowa bardziej. (…)
Mam wrażenie, że i lekarze, i pielęgniarki zdają już sobie sprawę, że wojnę o otwarcie drzwi szpitalnych rodzice wygrali. Nie da się już ich zatrzasnąć. Ü

Rozmawiała: Elżbieta Cichocka

Archiwum