26 lipca 2003

Okiem Adama Galewskiego (rewizora)

Nadszedł czas wakacji, urlopów. Nie wszystkich stać na wyjazdy. Dziś wypoczynek w różnych ciepłych krajach jest znacznie tańszy od wczasów krajowych. Jak to możliwe, że zarobki lekarzy w naszym kraju są tak żenująco niskie? Przecież dla każdego człowieka zdrowie jego i rodziny jest najważniejsze. Chińczycy kiedyś płacili medykom tylko wtedy, kiedy nic im nie dolegało. Choroba płatnika oznaczała skrócenie o głowę jego lekarza, a w najlepszym przypadku – rezygnację z jego usług.
Zaraz po zakończeniu II wojny światowej, kiedy władzę w naszym kraju obejmowali komuniści z namaszczenia Stalina, jeden z ówczesnych prominentów stwierdził, że lekarzom płacić dużo nie trzeba, bo i tak sobie dorobią. I tak już pozostało. Wiadomo, że ustrojów totalitarnych, takich jak faszyzm czy komunizm, reformować się nie da. Trzeba tworzyć nowy od podstaw. I tak należało uczynić z systemem ochrony zdrowia w 1989 r. i 1990 r. Tymczasem my nadal usprawniamy całkowicie niereformowalny model socjal-komunistyczny. Zamiast budować nowy.
Poważna próba zmiany nastąpiła w 1997 i 1998 r., kiedy tworzono system kas chorych. Projekt ustawy był niezły, choć niedoskonały. Najważniejszy był zamiar, aby rady nadzorcze kas były wybierane przez pacjentów, czyli w wolnych wyborach. Potem następcy zepsuli, co się dało. Podstawę stanowiło to, co wymyślił Bismarck w XIX stuleciu. Dołożono trochę z lekarza ogólnopraktykującego w Wielkiej Brytanii i tak uchwalono, i gorzej wprowadzono w życie „chore kasy”. Twór polityczny.
Zdrowie nie może mieć nic wspólnego z polityką. To pacjent musi mieć głos decydujący. Bo to on jest faktycznym płatnikiem w każdym modelu. A my, lekarze, i cały biały personel nadal z płacami jesteśmy w socjal-komunizmie. Czy chirurg wykona miesięcznie 50 operacji, czy 5, a czasami wcale, w kasie odbiera tyle samo. To obłęd. Tam, gdzie nastąpiła pełna lub półprywatyzacja, gdzie zarządzanie i wydajność są lepsze, tam jeszcze można zarobić.
Większość uczestników „okrągłego stołu” jest mi dobrze znana. Szef to znakomity organizator. Ale jeżeli nadal mamy podejmować próby usprawnienia złego, to nic z tego nie wyjdzie. Doraźnie coś tam się usprawni, trochę forsy kapnie i niedługo powrócimy do punktu wyjścia. Może więc warto stworzyć coś naprawdę nowego? Popatrzeć na mądre kraje, na ich służbę zdrowia, w tym najlepszą – w USA.
Podstawą musi być decyzja pacjenta. Komu, ile i za co płacić. Już dawno cały tzw. POZ oraz otwarte lecznictwo specjalistyczne winny być sprywatyzowane. Nie ma innego wyjścia. Rząd winien stworzyć system ratowania życia, czyli sieć szpitali z przygotowanym do tego wyposażeniem. A reszta szpitali to spółki, holdingi itp. I odebrać władzę nad szpitalami i przychodniami skorumpowanym samorządom, w których szwagier starosty – krawiec czy ślusarz z zawodu – jest dyrektorem, a o zatrudnieniu pracowników decydują władze polityczne, tzw. organy założycielskie. Tymi organami muszą zostać pacjenci.
Czy potrzebnych jest nam dziesięć akademii medycznych? A może połowa wystarczy? W szpitalach klinicznych należy finansowo oddzielić koszty usług, czyli leczenia, od dydaktyki i badań naukowych. Mamy (mieliśmy?) sporo sprawnych, wykształconych menedżerów. Samodzielne publiczne ZOZ-y, którymi jeszcze zarządzają, przeważnie nie mają długów, a jeśli – to niewielkie. Mają tzw. płynność finansową. Najgorzej jest tam, gdzie rządzą ludzie z politycznego rozdania, często zresztą dobrzy lekarze, ale zanim się nauczą i nabiorą wprawy przez samouctwo, to taki SPZOZ padnie. Mianuje się następnego dyrektora. Parę miesięcy spokoju i znowu to samo. Po wyborach kolejne zmiany i kółko się zamyka. I tak 14 straconych lat.
Nadzieja w Unii Europejskiej. Już niedługo. My, jako korporacja zawodowa, też wiele lat zmarnowaliśmy. Zamiast od początku wziąć sprawy w swoje ręce, walczyliśmy o stołki. Wystarczy popatrzeć na kolegów weterynarzy (nie ma nic państwowego), aptekarzy, radców prawnych. Nasz zawód zawsze plasuje się w ścisłej czołówce zaufania społecznego. Niestety, nie przekłada się to na kasę.
We wrześniu, w Toruniu, odbędzie się kolejny krajowy zjazd lekarzy – delegatów wybranych przez okręgi. Może więc warto zabrać się za sprawy dla nas podstawowe, a nie manipulować przy tzw. etyce. Już słyszę te pełne patosu przemówienia, które i tak nic nowego nie wnoszą. Ale czy nie lepiej postawić polityków pod ścianą i dać im propozycję nie do odrzucenia? Metodą ewolucji stwórzmy nowy system ochrony zdrowia w Rzeczypospolitej. Stary niech sobie funkcjonuje, ale okaże się, że po paru latach pacjentów zainteresowanych dotychczasowym modelem będzie coraz mniej, aż w końcu zaniknie, a nowy rozkwitnie z pożytkiem dla nas i pacjentów, czego wszystkim życzę. Udanych wakacji.

Archiwum