15 grudnia 2004

Kłopot?

Ostatnio mamy do czynienia z ważnymi decyzjami, których skutki odczujemy w przyszłym roku lub za kilka lat. Chciałbym podzielić się osobistymi refleksjami na ten temat.

Wsprawie dopełnienia obowiązku doskonalenia zawodowego zostało wydane rozporządzenie, które zapewne porządkuje też uchwały NRL i naszej ORL w tej kwestii. O potrzebie kształcenia się lekarzy trzeba dyskutować, jest to nasz lekarski obowiązek w stosunku do pacjenta. Obowiązek ten dotyczy również nas samych. Niejednokrotnie zbiega się on również z własną potrzebą stałego doskonalenia. Wielu z nas bowiem zdaje sobie sprawę z tego, że obecnie, w czasach niebywałego postępu oraz coraz doskonalszych technik operacyjnych i coraz skuteczniejszych leków, chcąc pomóc pacjentowi, chcąc być skutecznym, musimy być na bieżąco ze współczesną wiedzą. Wiedza dezaktualizuje się o 50% w ciągu 5 lat.
Za chwilę może się okazać, że proces ten następuje znacznie szybciej i jeżeli nie chcemy mieć kłopotów z samym sobą, to musimy się kształcić, ponieważ taki wybraliśmy zawód i taki już nasz los.

Ale koniec z filozofowaniem. Zwracam się z prośbą do Koleżanek i Kolegów – wnikliwie przyjrzyjmy się wszyscy zaproponowanym rozwiązaniom. Jak zawsze liczę nie tylko na telefony, ale również na skreślenie kilku zdań – wprawdzie nic tak człowieka nie brudzi jak atrament, ale słowo pisane zostanie, podczas gdy słowa wypowiedziane są ulotne (vide: politycy).

Moje zadowolenie z faktu pojawienia się rozporządzenia ministra zdrowia wynika stąd, iż w ostatnich tygodniach mogłem zaobserwować dziwne zjawisko pojawiania się na rynku licznych firm czy spółek, nieraz o bardzo egzotycznych nazwach, organizujących kongresy, sympozja, kursy, szkolenia – w myśl zasady: więcej punktów edukacyjnych, wyższa cena. Aż czuło się tu koniunkturę, a jedynym kryterium było zarobienie „szmalu”. Kuriozalny dla mnie był i jest fakt, że firma – która np. sprzedaje skądinąd bardzo dobry materiał do wypełniania zębów – demonstrując zalety tegoż materiału i sposób jego używania, wymaga uiszczenia opłaty za pokaz/ sympozjum/ kurs (a często jest to spora „kasa”). Przypomina to sytuację, w której za jazdę próbną samochodem trzeba dealerowi zapłacić.
Koleżanki i Koledzy, nie dajcie się zwariować! Starannie wybierajcie kursy! Niech jedynym kryterium wyboru będzie wiedza i przydatność do wykonywania zawodu, a nie tylko same punkty. Myślę, że wspólnie z wiceprezesem Januszem Bugajem i członkami naszej Komisji Stomatologicznej ocenimy sposób realizacji obowiązku doskonalenia zawodowego lekarzy dentystów. Zdaję sobie sprawę, że z tym, jak wcześniej wspomniałem, słusznym obowiązkiem wiąże się olbrzymia uciążliwość, zwłaszcza finansowa. Uciążliwość ta będzie najbardziej dotykać naszych najsłabszych Kolegów, tj. młodych lekarzy oraz tych, którzy za marne grosze pracują w ZOZ-ach na etatach.

O tym, że teoria (czytaj: rozporządzenie ministerialne) sobie, a praktyka sobie, świadczy m.in. sposób odbywania specjalizacji stomatologicznych i związanych z nimi obowiązkowych kursów, których bezpłatność okazała się fikcją. Z informacji przekazanych mi przez Koleżanki i Kolegów odbywających specjalizację wynika, że aby ją uzyskać – trzeba odbyć stosowne kursy. Za uczestnictwo w kursach się płaci, a kwoty sięgają ponad 20 tys. złotych.
A miało być za darmo! Ciekaw jestem, jak tę kwestię rozwiązano w innych krajach?

Jeżeli chodzi o konkursy na świadczenia stomatologiczne, to w zasadzie nic się nie zmieniło, a może nawet jest gorzej niż w ubiegłym roku. Na nic zdały się obliczenia faktycznie poniesionych kosztów leczenia przez lekarza stomatologa. Przedstawiane przez nas stanowisko i uchwały pozostały bez odpowiedzi ze strony Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu.

I jak co roku – okazaliśmy się nieskuteczni w walce o ekonomikę świadczeń stomatologicznych. Tak niestety będzie cały czas, jeżeli przez każdego z nas, tj. świadczeniodawcę, będzie przemawiał „mały, partykularny interes”.

Taki stan rzeczy nie może trwać długo. Odbije się to na nas, lekarzach, między innymi poprzez dekapitalizację sprzętu. Za chwilę usamodzielnią się technicy dentystyczni i higienistki stomatologiczne, co będzie procesem naturalnym, ponieważ nie jesteśmy dla nich rzetelnym pracodawcą. Coraz częstsze problemy ekonomiczne naszych praktyk dentystycznych wiążą się z ogólną złą sytuacją ekonomiczną kraju. Wyposażenie gabinetów dentystycznych jest bardzo drogie, chyba najdroższe ze wszystkich specjalności medycznych, wyprzedza nas tylko diagnostyka radiologiczna. W naszym społeczeństwie mamy ok. 7 mln emerytów i rencistów, 3/5 społeczeństwa zarabia w granicach 1000-1500 zł miesięcznie; a to oznacza, że około 22 mln ludzi ledwo wiąże koniec z końcem. Grupa ta najbardziej usiłuje zaoszczędzić na zdrowiu, a na stomatologii w szczególności, zgodnie z zasadą, że „od zęba jeszcze nikt nie umarł” – aczkolwiek wiemy, że nie jest to prawdą!
A stan zdrowia jamy ustnej Polaków – jak był zły, tak i pozostał. Dlatego w stomatologii potrzebne są takie rozwiązania ekonomiczne, które mogłyby przyczynić się do poprawy sytuacji. Od jakiegoś czasu pojawiają się różnego rodzaju propozycje towarzystw ubezpieczeniowych: karty typu VIP, pakiety zdrowotne, w tym proponowane przez różne spółki. Ponieważ interesuję się tym w sposób naturalny, chcąc znaleźć najlepszy produkt dla naszego środowiska – uprzejmie informuję, że jak dotąd nie autoryzuję żadnego produktu ani spółki. Ü

Ryszard MAJKOWSKI

Archiwum