4 marca 2008

Sylwetki: Paweł Sztwiertnia

Zawód: menedżer

Po trzecim roku studiów medycznych, podczas wakacji 1987 roku, Paweł Sztwiertnia odbywał praktykę w Szpitalu Śląskim w Cieszynie, pod okiem ojca, chirurga urazowego. – Myślałem wtedy, jak dobrze byłoby pracować tu z tatą po dyplomie. Rok później ojciec już nie żył. Po czterdziestoośmiogodzinnym dyżurze został rano znaleziony w dyżurce,
na podłodze. Obok leżały rozsypane tabletki. Miał rozległy zawał.
Paweł Sztwiertnia przeżył wówczas zwątpienie: w możliwości medycyny, w sens uprawiania zawodu lekarza. Do równowagi psychicznej dochodził na urlopie dziekańskim. Wrócił na studia, ale bez poprzedniego zaangażowania.
Zawsze chciałem studiować medycynę, było dla mnie oczywiste, że zostanę lekarzem, nie pamiętam nawet, kiedy podjąłem taką decyzję. Gdy obydwoje rodzice są lekarzami, ona często przychodzi sama. Chyba że ma się inną pasję. Mój młodszy brat był już w latach szkolnych poważnie zainteresowany malarstwem.
W dzieciństwie obydwaj bracia szukali inspiracji do swoich rysunków w książkach medycznych. Nadal pojawiają się one w abstrakcyjnych kompozycjach Grzegorza Sztwiertni, absolwenta i wykładowcy krakowskiej ASP, ucznia Jerzego Nowosielskiego.
– W liceum mieliśmy wielkie szczęście, ponieważ lekcje rysunku prowadził Andrzej Szewczyk, artysta plastyk współpracujący z galerią Foksal. Przystojny, z brodą, wszystkie dziewczęta się w nim kochały. Do Paryża jeździł, co było dla nas wystarczająco ekscytujące, w dodatku na korytarzu szkolnym palił fajkę. Uczył nas obcowania ze sztuką, rozbudzał zainteresowania literaturą, muzyką. Był naszym mentorem. W cieszyńskim Liceum imienia Antoniego Osuchowskiego wybrałem klasę o profilu matematyczno-fizycznym – lubiłem matematykę. Poziom nauczania był bardzo wysoki. Na 28 osób z mojej klasy maturalnej tylko jedna nie zdawała na studia, a wszystkie zdające się dostały.

Rodzina mieszkała w Skoczowie, 12 km od Cieszyna, dokąd chłopcy codziennie o 6.50 dojeżdżali pociągiem.
W latach 60. Danuta i Ryszard Sztwiertniowie, po dyplomach na Śląskiej Akademii Medycznej, otrzymali w Skoczowie pracę i mieszkanie w przychodni zakładowej Fabryki Samochodów Osobowych. Dr Danuta Sztwiertnia, specjalistka medycyny pracy, mieszka tam do dziś.

W 1984 roku Paweł Sztwiertnia zdaje na Wydział Lekarski krakowskiej AM. Trzy lata później po raz pierwszy w życiu wyjeżdża za granicę: autostopem do Wiednia. Przez całe wakacje kopie w Austrii rowy melioracyjne. Za zarobione tam pieniądze pojedzie w 1992 roku, po dyplomie, do Stanów Zjednoczonych – razem z ówczesną żoną.

W Nowym Jorku pracuje najpierw jako pielęgniarz, potem, dzięki wylosowanej przez żonę zielonej karcie, może się zatrudnić w charakterze asystenta medycznego w klinice hematologiczno-onkologicznej i zapoznać z działaniem amerykańskiego systemu opieki zdrowotnej.
– Różnice w podejściu do sektora zdrowia u nas i w Stanach zaczynają się już na poziomie terminologii – uważa. – Amerykanie mają „health politics” (politykę zdrowotną) i „health policy” (politykę w sektorze zdrowia). U nas takie rozróżnienie nie istnieje, podobnie jak polityka w sektorze zdrowia. Nowojorska klinika działała jak świetnie zorganizowane przedsiębiorstwo. Osią systemu był lekarz. Stwarzano mu takie warunki pracy, żeby mógł osiągnąć jak największą efektywność.

Z perspektywy dwuipółrocznego kontaktu z amerykańską opieką zdrowotną funkcjonowanie krakowskich szpitali, w których po powrocie odbywa staż, wydaje mu się anachroniczne. Kiedy natyka się na ogłoszenie Krajowej Szkoły Administracji Publicznej w Warszawie, postanawia stanąć do egzaminu. Zostaje przyjęty.
Studia okazują się trafnym wyborem. – Przygotowywały kadrę menedżerską do zarządzania w sektorze publicznym. Brak profesjonalnej kadry zarządczej był szczególnie dotkliwy w ochronie zdrowia. Z reguły menedżerem w szpitalu zostawał praktykujący w nim lekarz. Ten problem wciąż istnieje, ale menedżerowie już się pojawiają. Studia kształtowały spojrzenie na szpital jak na przedsiębiorstwo,
w którym zarządzanie musi być profesjonalne. Uczono nas
tego, co na mnie wywarło duże wrażenie w Ameryce.
Na trzymiesięczny staż zostaje wysłany do Międzynarodowego Centrum Badawczego Uniwersytetu Queen`s w brytyjskim Sussex, z którym warszawska szkoła ma umowę. Będąc jeszcze studentem, otrzymuje od szefa gabinetu Leszka Balcerowicza, wówczas ministra finansów, propozycję udziału w pracach przygotowawczych do wprowadzenia kas chorych. Amerykańskie stypendium umożliwia mu pogłębienie wiedzy w dziedzinie finansowania ochrony zdrowia na trzymiesięcznym kursie w Waszyngtonie, w Instytucie Rozwoju Gospodarczego przy Banku Światowym.

W Ministerstwie Finansów przepracuje sześć lat jako doradca ministra, potem zastępca dyrektora Departamentu Finansowania Sfery Budżetowej. Zajmuje się legislacją dotyczącą ochrony zdrowia, problemami budżetowania, restrukturyzacji długów szpitalnych, powszechnym ubezpieczeniem zdrowotnym. Z zawodem lekarza wciąż jednak nie chce się rozstać. Równocześnie przez kilka lat dyżuruje w Ośrodku Intensywnej Opieki Kardiologicznej I Katedry i Kliniki Kardiologii AM na Banacha.

Na początku lipca 2004 roku zadzwonił do mnie Marek Balicki. Zapytał: „Zgodziłbyś się zostać wiceministrem, gdybym ja objął ministerstwo?”. Jako wiceminister Paweł Sztwiertnia był odpowiedzialny m.in. za przygotowanie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz ustawy o restrukturyzacji zadłużenia szpitali. Pełnił tę funkcję do listopada 2005 roku.
Gdy Marek Balicki został dyrektorem Szpitala Wolskiego, ponownie zachęcił go do współpracy – na stanowisku wicedyrektora.
Szpital Wolski nie ma już długów, jest w dobrej kondycji finansowej – mówi Paweł Sztwiertnia. – Ma ustaloną strategię rozwoju; Marek Balicki zawsze rozpoczyna pracę od ustalenia strategii na przyszłość. Uwzględniliśmy w niej utworzenie pierwszego w Warszawie i na Mazowszu oddziału geriatrycznego. Jest też projekt informatyzacji, wdrażany z sukcesem.
Szpital został w dużej mierze zrestrukturyzowany, wiadomo, co robić dalej. W tej sytuacji postanowiłem
poszukać nowych wyzwań.
Od lutego br. jest dyrektorem Związku Pracodawców Innowacyjnych Firm Farmaceutycznych „Infarma”.

Paweł Sztwiertnia lubi nowe wyzwania. Jego pasją pozazawodową jest malowanie. Z intelektualnej zabawy słowami
i przenoszenia gier słownych na płótno przeniósł się w rejony abstrakcji, szukając odpowiedzi na pytanie: czy ja, malarz nieprofesjonalny, potrafię coś takiego stworzyć?

Archiwum