13 listopada 2008

Muzy i my – Autor: Sołżenicyn

3 sierpnia 2008 r. w Moskwie zmarł Aleksander Sołżenicyn, rosyjski pisarz, który miał odwagę pisać o okrucieństwach systemu komunistycznego w radzieckich więzieniach i gułagach na północy kraju.
W czasie II wojny światowej walczył na froncie. Za krytyczne opinie na temat prowadzenia wojny przez Związek Radziecki i roli Stalina, wyrażone w korespondencji do przyjaciela, został oskarżony o zdradę i osadzony w więziennej celi. W liście tym pisał: „Jeśli przeżyjemy to wojenne piekło, to musimy dążyć ze wszystkich sił, aby nigdy więcej nie było wojny”.
W jednej ze swych wspomnieniowych książek Sołżenicyn opisuje okropne warunki, w jakich przebywali więźniowie, stłoczeni na betonowym klepisku, bez żadnych sprzętów, koców – tylko gołe, brudne ściany, odór i robactwo. Przeważnie byli to więźniowie polityczni. Wyroki – od 10 do 20 lat. Niespodziewane zmiany przyjmują ze zdziwieniem i ulgą. Zostają przetransportowani do dużej sali, gdzie mają łaźnię, fryzjera. Dwa razy dziennie dostają makaron z olejem. Nie ma przesłuchań. Po miesiącu tych komfortowych warunków wracają do odnowionej celi z 4 pryczami, stołem. Są też sztućce. Naiwni – nie wiedzą, co to znaczy, ale cieszą się. Niebawem wchodzi więzienna świta i zapowiedziany przed miesiącem gość: amerykańska działaczka społeczna i polityczna, przewodnicząca Komisji Praw Człowieka ONZ – żona prezydenta USA Anna Eleanor Roosevelt. Pierwsza Dama pyta, a radziecki tłumacz zmyśla odpowiedzi więźniów. Wszyscy czterej pytani okazują się kryminalistami – którzy zabili matkę, sprzedali całą wieś itp. Ciekawi panią Roosevelt: jakie mają wyroki? Okazuje się, że 10 lub parę lat więcej, co budzi w niej zdziwienie: „Macie łagodne prawo, u nas za takie czyny grozi krzesło elektryczne lub, w wyjątkowych przypadkach, dożywocie”. Sołżenicyn nie może się nadziwić naiwności tej amerykańskiej działaczki, która również w pokazowym baraku w Oświęcimiu uznała, że „warunki są zgodne z prawami więźnia”. Wstrząsający jest opis powrotu więźniów do poprzedniej, brudnej celi, zawszonych łachów i obtłuczonych misek. Pozostał tylko zapomniany we wnęce muru mały posążek Buddy.
Sołżenicyn spędził 8 lat w sowieckim obozie pracy. Po powrocie do domu – pisze. Jego rękopisy dostają się do krajów Europy Zachodniej i są drukowane w ogromnych nakładach. Przedostają się też do Polski Ludowej. Małą książeczkę: „Jeden dzień z życia Iwana Denisowicza” czyta się po kryjomu, ale już następne: „Zagroda Matriony”, „Krąg pierwszy”, „Oddział chorych na raka”, „Archipelag Gułag”, są wydawane legalnie.
W 1970 r. Sołżenicyn dostaje literacką Nagrodę Nobla. Przez długi czas jej nie odbiera, obawiając się zakazu powrotu do ojczyzny. W ZSRR nasilają się szykany wobec pisarza. W końcu zostaje nocą zabrany z mieszkania i odstawiony na lotnisko – gdzie czeka na niego samolot. Po kilku godzinach na lotnisku w Niemczech jest witany przez swego przyjaciela, pisarza Heinricha Bőlla.
Dla Sołżenicyna zaczyna się czas podróży, odczytów i spotkań. W Szwajcarii powstaje książka „Lenin w Zurychu” i autobiografia pisarza, która niestety w Polsce nie była wydana. Potem pobyt w Stanach Zjednoczonych. Po wykładzie na Uniwersytecie Harvarda, gdzie Sołżenicyn krytykował liberalną politykę i „zgniliznę moralną”, nie był on już tak pożądanym gościem.
W 1994 r. Gorbaczow zaprosił pisarza, aby powrócił do ojczyzny – przywracając mu utracone obywatelstwo. Sołżenicyn, stęskniony, wrócił na ojczystą ziemię, gdzie dożył 89 lat.

Anna BIEŻAŃSKA

W artykule Anny Bieżańskiej „Kraj Kwitnącej Wiśni” w rubryce „muzy i my” (s. 42), zamieszczonym w „Pulsie” nr 10/2008, zostało błędnie wydrukowane zdanie – podajemy je tu w poprawnej wersji: „W czasach, o których pisze Murasaki, Chiny uważały za wasala Japonię, a przywożone towary traktowały jako daninę”. Za pomyłkę bardzo przepraszamy.

Archiwum