23 lutego 2010

Epitafium

Prof. Jerzy Kuch
1931-2010

4 stycznia 2010 r. zmarł prof. Jerzy Kuch, nasz przyjaciel, nauczyciel i wychowawca. Jerzy Kuch urodził się w 1931 r. w Pruszkowie, tam ukończył Gimnazjum i Liceum im. Tomasza Zana. W latach 1950-1956 studiował w Akademii Medycznej w Warszawie. Po ukończeniu studiów, w 1957 r. został powołany do wojskowej służby medycznej w jednostce wojskowej 82 Pułku Artylerii Przeciwlotniczej w Rogowie, a następnie pracował jako wykładowca i lekarz w Wyższej Szkole Artylerii im. Józefa Bema w Toruniu.
W latach 1959-1962 podjął pracę na Oddziale Chorób Wewnętrznych Szpitala Miejskiego im. Mikołaja Kopernika.
W 1962 r. przyjechał do Warszawy i rozpoczął pracę w Akademii Medycznej, z którą był związany do końca swojej 45-letniej kariery zawodowej. Najpierw pracował w Instytucie Kardiologii pod kierunkiem swojego mistrza, profesora Zdzisława Askanasa, gdzie uzyskał II stopień specjalizacji w zakresie chorób wewnętrznych (1966 r.) i kardiologii (1971 r.), a następnie w Katedrze i Klinice Kardiologii II Wydziału Lekarskiego, której był kierownikiem od 1981r. do 2001 r.
W 1966 r. obronił pracę doktorską pt. „Badania immunoelektroforetyczne w zawale serca”, a w 1971 r. pracę habilitacyjną pt. „Ocena odczynów immunologicznych w zawale serca przy użyciu metody immunofluorescencyjnej”. Tytuł naukowy profesora nadzwyczajnego uzyskał w 1983 r., a profesora zwyczajnego w 1989 r.
Oprócz udziału w licznych szkoleniach naukowych w latach 60. i 70. w klinikach kardiologii w Budapeszcie, Pradze, Bratysławie oraz Berlinie, uzyskał stypendia w Instytucie Patologii Uniwersytetu w Düsseldorfie (Prof. H. Meessen – 1974 r.) i w Klinice Kardiologii Szpitala Hammersmith w Londynie (Prof. A. Masseri – 1986 r.). W Düsseldorfie uczestniczył w badaniach patofizjologicznych niedokrwionego mięśnia serca w nagłych zgonach kardiologicznych, które to badania zaowocowały dwiema publikacjami. Natomiast w Londynie miał okazję zapoznania się z nowymi na ówczesne czasy metodami inwazyjnymi, stosowanymi w ostrych zespołach wieńcowych.
Od 1965 r. był członkiem Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, a od 1989 r. także członkiem Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Jerzy Kuch wiele lat swej aktywności zawodowej poświęcił pracy na rzecz naszego środowiska, w Polskim Towarzystwie Kardiologicznym. Przez 3 kadencje był wiceprezesem zarządu głównego PTK. W tym czasie był również przewodniczącym Komisji Dydaktyki oraz członkiem Komisji Profilaktyki.
W 1990 r. sprawował funkcję członka specjalnej Komisji Zarządu Głównego PTK, która wraz z Radą Naukową Instytutu Kardiologii opracowała i przedstawiła Sejmowej Komisji Zdrowia „Narodowy Program Ochrony Serca”, który przez wiele lat z pożytkiem służył polskiej kardiologii.
Ukoronowaniem tej pracy jest tytuł „Honorowego Członka PTK”, który otrzymał w 2003 r.
Przez całe swoje życie zawodowe kształcił studentów i lekarzy. Praca nauczyciela akademickiego była jego pasją, równą zaangażowaniu pracy lekarza-kardiologa. Był lubiany i szanowany przez studentów, lekarzy i kolegów ze środowiska akademickiego.
Przez dwie kadencje był dziekanem II Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Warszawie. W okresie stanu wojennego, pomimo licznych interwencji władzy, dzięki wysiłkom profesora Jana Nielubowicza i profesora Jerzego Kucha, uczelnia nie straciła żadnego studenta. W latach 1995-1998 Jerzy Kuch pełnił funkcję przewodniczącego Rady Naukowej przy ministrze zdrowia i opieki społecznej.
Prof. Jerzy Kuch wysoko cenił także dydaktykę podyplomową. Katedra i Klinka Kardiologii II Wydziału Lekarskiego AM w Warszawie, którą kierował w latach 1981-2001, miała liczący się dorobek w nauczaniu studentów i lekarzy. Poza kształceniem studentów kardiologii, w naszej Klinice było prowadzone szkolenie podyplomowe w zakresie kardiologii i chorób wewnętrznych.
W latach 1993-1999 prof. Jerzy Kuch wraz z zespołem był organizatorem sympozjów dla lekarzy pragnących pogłębiać swoją wiedzę w zakresie kardiologii. Wykłady i konferencje prowadzili pracownicy Kliniki oraz zaproszeni goście – wybitni specjaliści w kardiologii, kardiochirurgii i badaniach diagnostycznych, m.in.: M. Trusz-Gluza, J. Dubiel, A. Bochenek, Z. Religa, M. Zem-bala, W. Noszczyk, W. Rużyłło.
Prof. Jerzy Kuch był promotorem wielu prac doktorskich, recenzentem licznych rozpraw naukowych, twórcą i współautorem unikalnych opracowań dla naszego środowiska: Dzieje kardiologii w Polsce na tle kardiologii światowej oraz Polskie szkoły kardiologiczne, kardiochirurgiczne i kardiologii dziecięcej.
Klinika, w okresie kiedy kierował nią Profesor J. Kuch, uczestniczyła w licznych, przełomowych badaniach naukowych, ważnych dla praktyki klinicznej (m.in.: Isis, Gusto, Inject, Sword, Cibis, Europa, Carmen, Charm). W badaniach tych brały udział największe autorytety światowej kardiologii.
Wyróżniony wieloma odznaczeniami.
Prof. Jerzy Kuch miał jeszcze jedną, rzadką dziś cechę: był dobrym człowiekiem. My, jego uczniowie mieliśmy w nim przyjaciela, doradcę, czasem krytycznego, ale zawsze serdecznego recenzenta naszych poczynań zawodowych, a czasem także życiowych.
Będzie nam Go brakowało.

Uczniowie, wychowankowie
z Zespołu Katedry i Kliniki Kardiologii, Nadciśnienia Tętniczego i Chorób Wewnętrznych II Wydz. Lek. WUM

Zofia Kietlińska
1937-2010

16 stycznia 2010 r. zmarła prof. dr n. med. Zofia Kietlińska, długoletni pracownik Uniwersytetu Medycznego
w Warszawie, specjalista ginekolog-położnik, onkolog, pracownik Centrum Onkologii Instytutu Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie, wieloletni pracownik Katedry i Kliniki Położnictwa i Ginekologii, Chorób Kobiecych i Ginekologii Onkologicznej Oddziału Ginekologiczno-Położniczego Wojewódzkiego Szpitala Bródnowskiego.

Dr Wiesław Skwieciński
1933-1968

Był kiedyś taki Wiesiek,
doktor słonecznego oblicza

Doktor Wiesław Skwieciński wybrał medycynę i całkowicie się jej poświęcił. Jego udziałem stała się trudna codzienność praktycznej interny, w ubogich ścianach praskiego Szpitala Kolejowego, któremu daleko było do klinicznych ambicji akademickich. Toczył codzienną walkę o kolejne życie, które w prawach stworzonych przez lekarzy tego szpitala liczyło się najwyżej. Na oddziale umiał organizować pracę, uczyć innych i podejmować szybkie, precyzyjne i mądre decyzje. Idealny primus inter pares.
Wiesław Skwieciński urodził się w Poznaniu, w maju 1933 r. Był doskonałym uczniem, otrzymał maturę z dyplomem uprawniającym do przyjęcia na studia bez egzaminu wstępnego. Ukończył także szkołę muzyczną. Wiesiek był klasycznym przykładem młodego człowieka z domu „z książkami i pianinem”. Studia medyczne podjął w Warszawie w 1950 r. Wyróżniający się student, od początku wymarzył sobie pracę w dziedzinie interny, królowej nauk medycznych. Stąd aktywność w kole naukowym, prace badawcze, publikowane artykuły, referaty, zdobywanie podstaw do przyszłej specjalizacji i pracy z chorymi. Już wtedy postanowił, że będzie pracować w Szpitalu Kolejowym przy Brzeskiej. Czasy były wyjątkowo trudne. Trzeba było zbudować ochronną skorupę dla wrażliwości, aby uchronić ideały wyniesione z domu, zachować w sobie Boga i uczciwość. Wiesiek wyszedł cało z tej walki o godność. Wiesiek przyszedł na Brzeską leczyć, służyć braci kolejarskiej. W 1961 r. poznaliśmy się w tych skromnych ścianach, w których na lata wnieśliśmy naszą charyzmę, wrażliwość i podporządkowaliśmy je naszemu ordynatorowi, żołnierzowi spod Monte Cassino, doktorowi Zbigniewowi Godlewskiemu. Wiesław Skwieciński współdziałał z pozostałymi oddziałami szpitala, jego zdanie się liczyło. We wszystkich działaniach widoczna była jego delikatność i kultura. Pomagał koleżankom i kolegom w poważnych sytuacjach życiowych, nie liczył w tym swego czasu ani fatygi. Pamiętam, gdy zachorowałam, poruszył przysłowiowe niebo i ziemię; badania, leczenie, konsultacje, jeszcze zanim dowiedzieli się o tym moi najbliżsi.
Muzyka była naszą wspólną pasją, dużo o niej rozmawialiśmy. Zaraził mnie miłością do sztuki baletowej, o której wiedział wszystko.
Wiesiek uwielbiał dzieci, zazdrościł nam naszych urwisów. W 1963 r. odbył się elegancki ślub u ss. wizytek, nasz Wiesio poślubił panią, którą widywaliśmy ukradkiem i podziwialiśmy jej ogromne kapelusze – Ewę Jabłońską, lekarkę hematologa, naukowca. W 1966 r. urodziła się Elżbieta, chyba najbardziej oczekiwana córka na świecie. Był to najszczęśliwszy moment w życiu Wieśka. Od tej chwili miał trzy kobiety swego życia: matkę, żonę i córkę. I dalej była praca, osłodzona tą radością.
Przygotowywaliśmy się oboje do ważnego egzaminu na drugi stopień specjalizacji, zdałam go wcześniej. Było w tym coś z rywalizacji, a jednak to on pierwszy złożył mi gratulacje.
W latach sześćdziesiątych pojawiła się szansa wyjazdów na kontrakty do Afryki. Poszukiwano dobrze wyszkolonych i samodzielnych zawodowo lekarzy. Z szarości PRL ciągnęło w świat, nęciła chęć sprawdzenia się w innych, może nawet ekstremalnych warunkach, zmierzenia się z sytuacją, która mogła potwierdzić lekarską dojrzałość w życiu i w zawodzie. Wiesio zdecydował się na wyjazd do Nigerii. Planował w krótkim czasie sprowadzić do Lagos żonę i córeczkę, a po jakimś czasie wrócić na Brzeską, do swego szpitala. Stało się inaczej. 20 listopada 1968 r. samolot nigeryjskich linii lotniczych wystartował z Rzymu do Lagos. Jeszcze szczęśliwie odpoczywał w Kano, ale nigdy nie dotarł do celu podróży; trzy minuty przed lądowaniem doszło do katastrofy, nikt nie ocalał. Trwaliśmy w osłupieniu, czekając na odwołanie tej wiadomości. Los człowieka dokonuje się bezwzględnie.
Nie mogliśmy uwierzyć, że ten młody, zdolny i pełen życia mężczyzna nigdy do nas nie wróci. Tuż przed odlotem poznał wieczne miasto, mógł podziwiać sylfidy fontanny di Trevi, wodny balet, poznać Pietę Michała Anioła i Bazylikę św. Piotra, o której freskach tak marzył. Wszędzie tam pamiętał o nas. Cudowną kartkę z pozdrowieniami z Rzymu dostałam już po jego śmierci. Trudno było nad nią nie płakać…
„Czas to ogromne monstrum niewdzięczności” – pisze wielki Szekspir. Trzeba temu przeczyć z całych sił, między krainą żywych a krainą umarłych zbudować most miłości. Tylko wtedy nie zapomnimy tego zwykłego, acz niezwykłego kolegi, lekarza, mężczyzny, wiecznego chłopca – zatopionego w muzyce, w świecie baletu, który zawsze miał czas dla rodziny, przyjaciół i chorych.
Naszego szpitala już właściwie nie ma, Brzeska handluje resztką sił zamierającego bazaru, czeka na nowe czasy, które już zmieniły Ząbkowską, Targową. Pojawiły się małe przytulne restauracyjki, galerie malarstwa, kluby i teatry. Praga szuka swego kulturowego miejsca.
W medycynie jednak wcale nie lepiej, chociaż leczymy inaczej. Ale zbyt często lekarz bada papiery, a nie chorego, który zastraszony, czeka na orzeczenie. Tyle dziedzin zmieniło swoje oblicze, ale charyzma i uczciwość stoją za drzwiami i coraz trudniej im „wejść na pokoje”, nikt nie zaprasza (raczej wyprasza).
Nie opowiedziałam o Nobliście ani o sławnym profesorze, ale o zwykłym, dobrym, prawdziwym lekarzu, któremu los nie pozwolił na wielkie gale
i medale, nie dane mu było dożyć sędziwości, zobaczyć w perspektywie swoje lekarskie życie, radować się dorosłością ukochanej córki, zostać teściem i dziadkiem, podziwiać to, co ukochał najbardziej. W dzisiejszym świecie pełnym nonszalancji i korupcji, obojętności, ignorancji kultury i zbyt małej solidności zawodowej, nadal jestem skłonna wołać wielkim głosem: „Lekarz podobny do Wieśka Skwiecińskiego pilnie poszukiwany”.

Jolanta Wronkowska

Archiwum