28 kwietnia 2013

Świąteczna wyspa

Jacek Walczak

Pasażerski odrzutowiec potrzebuje ponad 5 godzin na pokonanie niemal 3700 km z Santiago de Chile do Hanga Roa na Wyspie Wielkanocnej. Ląduje na niebywale długim (ponad 4 km) pasie będącym rezerwowym lądowiskiem promów kosmicznych NASA.
6 kwietnia 1722 r. do sławnej dziś wyspy przybiły na kilkanaście godzin trzy okręty holenderskie pod dowództwem Jacoba Roogevena. Wypadło to w Wielkanoc, więc nieznanemu lądowi nadano miano od nazwy świąt. Samotna wyspa na Pacyfiku bynajmniej nie była bezludna. Mieszkańcy nazywali swoją ojczyznę Rapa Nui, co znaczy Wielka Skała, chociaż w miejscowym narzeczu są jeszcze inne nazwy. Wyprawa Holendrów była pierwszą potwierdzoną wizytą Europejczyków na tym skrawku ziemi. Podobno w 1566 r. był tam hiszpański żeglarz Álvaro de Mendańa, a 120 lat później angielski korsarz Edward Davis, kapitan okrętu „Bachelor’s Delight”.
Wyspa Wielkanocna jest jednym z najbardziej zagadkowych miejsc na naszym globie, ciągle jeszcze broni swoich tajemnic. Nawet pochodzenie mieszkańców jest nieznane. Pasjonaci i badacze od paru wieków snują rozmaite teorie, jedni doszukują się ich korzeni na kontynencie Ameryki Południowej, inni zupełnie przeciwnie – na Wyspach Towarzystwa, Tonga lub Samoa. Jeszcze bardziej ekscytujące są porozrzucane po całej wyspie liczne posągi. Burzliwa historia tej krainy ukazuje się wyłącznie między legendami i mitami. Ponoć rywalizacja dwóch grup ludności doprowadziła do zagłady jednej z nich. Niewykluczone, że niewielka wyspa nie mogła wyżywić wszystkich mieszkańców, co musiało doprowadzić do wojny. Legenda mówi, że polinezyjscy długousi, potomkowie wielkiego króla Hotu Matua, zostali doszczętnie wybici przez potomków innego władcy, o imieniu Tuu-Ko-Ichu. Zresztą walki plemienne trwały jeszcze po wizycie białych przybyszów. Wtedy to miało dojść do przewracania i niszczenia moai, wielotonowych kamiennych posągów ustawianych w rzędach. Najczęściej powtarzana hipoteza mówi, że posągi są wizerunkami przodków – legendarnych władców. Niektóre wyróżniają się kamiennymi nakryciami głowy, co być może świadczy o randze przedstawianych postaci.

James Cook, słynny angielski badacz południowego Pacyfiku, po wizycie na wyspie w 1774 r. zauważył u tubylców liczne cechy wspólne z mieszkańcami wysp Polinezji leżących daleko na zachodzie.
W badaniach tajemniczych posągów zasłużył się norweski badacz Thor Heyerdahl, który w 1947 r. przepłynął na drewnianej tratwie Kon-Tiki, wykonanej według starożytnych metod, z Callao (Peru) na Wyspę Wielkanocną i w ten sposób udowodnił możliwość komunikacji między kontynentem a wyspą w przeszłości.
Szansą na poznanie tajemnic wyspy były drewniane tabliczki z wyraźnymi znakami hieroglificznymi, nazywane przez wyspiarzy kohao rongo, co znaczy „mówiące drzewo”. Niestety, ocalało tylko 21 takich tabliczek, co uniemożliwiło ich odczytanie.
Największy dramat przyniosły wyspiarzom czasy kolonialne. Powszechny proceder handlu niewolnikami doprowadził do niemal całkowitej zagłady ludności. Chile, po uzyskaniu niepodległości, w 1888 r. zaanektowało wyspę i do dzisiaj nią administruje. Początkowo prowadzono regularny wyzysk ekonomiczny. Właściwie dopiero w latach 90. XX w. zapanował względny spokój. Niezwykła atrakcyjność wyspy sprawia, że przybywa na nią coraz więcej turystów, a ich obsługa stała się głównym zajęciem 3 tys. mieszkańców. Powróciły też na pastwiska stada bydła i owiec. Ale najwięcej na wyspie jest koni, głównie zdziczałych. Jest ich chyba więcej niż mieszkańców stolicy Hanga Roa, choć praktycznie wszyscy mieszkają właśnie tam. Stada koni stały się nową atrakcją wyspy i nierzadko słyszy się opinię, że pora zmienić jej nazwę na bardziej racjonalną – Wyspa Koni.

Archiwum