28 listopada 2013

Jestem przeciwnikiem błędów a nie lekarzy

Panie profesorze, może najpierw podsumowanie mijającej kadencji…
Można powiedzieć, że sytuacja jest zbliżona do tej z poprzednich lat. A wydawało się, że się zmieni ze względu na powołanie komisji wojewódzkich do rozpatrywania i orzekania o tzw. zdarzeniach medycznych.
I rzeczywiście – do tych komisji trafia coraz więcej spraw. Jednak równocześnie nie maleje liczba spraw trafiających do rzecznika odpowiedzialności zawodowej, bo rośnie roszczeniowość pacjentów i ich wiedza o prawach pacjenta.

Kto skarży?
Są to skargi trzech rodzajów: pacjentów na błędy medyczne (niewłaściwe postępowanie) i na etykę (niegrzeczność, złe traktowanie) oraz skargi lekarzy na lekarzy.

A na wynikające ze złego systemu?
Takie też do nas trafiają. Oczywiście ze względów formalnych nie wszystkie mogą być przez OROZ rozpatrywane.

Pracują państwo w niezbyt licznym składzie…
W zespole okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej jest 32 zastępców rzecznika (w tym siedmiu lekarzy dentystów) i okręgowy rzecznik. Jednak, jak w każdym gremium, nie wszyscy, z różnych względów, równie intensywnie pracują. W rzeczywistości jesteśmy więc obarczeni wieloma sprawami. I nie są to sprawy proste: wymagają przesłuchiwania stron, świadków, powoływania biegłych i czekania na ich opinie.

Co z zarzutami o opóźnianie działań rzecznika?
Taki zarzut padł z ust ministra zdrowia. To samo, co teraz powiem, odpowiedziałem panu ministrowi w czasie jego spotkania z rzecznikami. Stwierdziłem, że takie są niestety prawa demokracji. Jeśli chce się dochować zasad państwa prawa i zasad demokracji, nie da się walczyć z przewlekłością, jest ona bowiem wynikiem honorowania owych zasad. Po prostu każdy ma prawo wykorzystać wszelkie możliwe środki obronne i często robi wszystko, żeby wykorzystać je wszystkie naraz. Nie wrócimy do czasów sądów doraźnych i nie wrócimy do niedemokratycznych decyzji administracyjnych. Każdy musi to zrozumieć, bo żyjemy tu i teraz.

A sprawy lekarze przeciwko lekarzom?
Są bardzo trudne i stanowią duży odsetek spraw u rzecznika. Co ciekawe, osoby z zewnątrz zarzucają nam, że jesteśmy zamkniętym środowiskiem i że jeden lekarz drugiemu nie zrobi krzywdy. Ale z drugiej strony przypominam często, że jest takie stare rzymskie przysłowie: „Homo homini lupus est”, a „Medicus medici luppusimus”. Niestety, zawiści i różnych konfliktów między lekarzami jest dużo. Bywały takie przypadki, że lekarz, który przegrał konkurs na ordynatora, zgłaszał ile to różnych błędów popełniał wcześniej jego konkurent, podając nazwiska poszkodowanych pacjentów. W takich sprawach rzecznik nie rozwiązuje problemu, że ktoś o kimś powiedział coś złego, tylko musi wyjaśnić, czy rzeczywiście doszło do wykroczenia ze strony lekarza. Wiąże się to z koniecznością sprawdzenia tomów akt oraz setek historii chorób i jest bardzo uciążliwe.
Po nowelizacji ustawy mamy nowe możliwości rozpatrywania sporów między stronami i ich łagodzenia. Mam na myśli mediację. Niestety, w mijającej kadencji wszystkie próby zastosowania tej metody nie przyniosły powodzenia. Ja nie mogę formalnie występować w charakterze mediatora. Ale… czasem udaje mi się załagodzić sytuację, zwłaszcza w konfliktach między lekarzami. Rzadko się udaje, ale się udaje.
Izba jest ustawowo zobowiązana do powołania mediatora niezależnego od rzecznika. Niestety, ta instytucja na razie się nie sprawdziła. Nie wiem, czy powodem jest złe ustawowe umocowanie mediatora, czy brak akceptacji tej formuły rozwiązywania problemów przez strony. Pewnie potrzebujemy czasu i doświadczenia, żeby tę furtkę rozwiązywania konfliktów wykorzystać. Ja uważam, że jest miejsce na tego typu działania.

To jednak nie rola rzecznika, tylko mediatora.
Rzecznik z urzędu – jak mówiłem – nie może być mediatorem. Natomiast w przypadkach, gdy ludzie występują o odszkodowanie, jest miejsce dla mediacji. Np. dotyczy to skarg na stomatologów. W 90 proc. przypadków w tle tego typu spraw są roszczenia finansowe. W takich sprawach mediator miałby pełne pole do skutecznego działania.

A konkluzja na następną kadencję?
Myślę, że jest wiele rzeczy do poprawienia i rozwiązania, także proceduralnych. Za chwilę wejdzie w życie dyrektywa transgraniczna. To oznacza nowe problemy dla systemu ochrony zdrowia, także dla rzecznika odpowiedzialności zawodowej. W mijającej kadencji prowadziłem postępowanie i skierowałem do sądu sprawę skarżącej z Finlandii. Musiałem prowadzić przesłuchanie po angielsku przez Skype’a, czego dotychczas nie robiłem i do czego musiałem się przygotować, także psychicznie. Życie i przyszłość pokaże, jakie wyzwania w związku z przyjęciem tej dyrektywy przed nami staną. Jakiekolwiek będą, musimy im sprostać. Do tego może dojść w najbliższych latach taka zmiana prawa, że będziemy działać w innej rzeczywistości. Politycy mówią o likwidacji NFZ-u, o powrocie do finansowania budżetowego. Kto wie, co jeszcze wymyślą?

Praca biura rzecznika i prowadzenie spraw wiąże się ze sporymi kosztami. Skoro są to zadania przejęte od administracji państwowej, budżet państwa powinien je finansować. A to od wielu lat trudno wyegzekwować.
Ustawa o izbach lekarskich obliguje nas do wykonywania określonych zadań. Są koszty, przed którymi się nie ucieknie. Musimy np. zwracać zarobki osobom, które je utraciły w związku z prowadzonym postępowaniem przed rzecznikiem. Trzeba utrzymać biuro na poziomie przyzwoicie prowadzonej komórki administracyjnej. To też musi kosztować. W czasie spotkania z rzecznikami – naczelnym i okręgowymi – minister Arłukowicz podkreślał, że jest bardzo duża rozbieżność między kosztami w poszczególnych okręgowych izbach. Nasza izba ma koszty najniższe w przeliczeniu na sprawę, ale ze względu na liczbę prowadzonych spraw są to kwoty duże. Od wielu lat ministerstwo zwraca nam tylko około 30 proc. poniesionych kosztów.

Rola rzecznika odpowiedzialności zawodowej nie należy do wdzięcznych…
Z urzędem Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej jestem związany od ponad 20 lat – na poziomie naczelnej i okręgowej izby. I powtórzę to, co mówiłem wcześniej. Cały nasz zespół pracuje w dobrze pojętym interesie korporacji lekarskiej. Działamy na rzecz podniesienia autorytetu członków naszej izby. Jestem przeciwnikiem błędów lekarskich, ale nie lekarzy, każdego traktuję jak kolegę, nawet jeżeli jest to lekarz, któremu postawiono zarzuty. Kiedy stawiam mu zarzuty, piętnuję jego błędne postępowanie, a nie jego jako człowieka, lekarza. I zawsze pamiętam o zasadzie domniemania niewinności, czyli, że każdy jest niewinny, dopóki nie udowodni mu się winy.

Rozmawiała Ewa Gwiazdowicz-Włodarczyk

Archiwum