8 listopada 2017

Bez rozsądku przywódców nie ma mądrości mniejszości

Refleksje

Paweł Kowal

Katalonia się cofnęła. Cała Europa czekała na secesję, a skończy się chyba rozmowami z Madrytem, chociaż hiszpańskie władze w publicznych wystąpieniach są zbyt koncyliacyjnie nastawione. Z kryzysu katalońskiego wynika jednak kilka istotnych wniosków.

Po pierwsze, unijna polityka popierania mniejszości i regionalizmów ma swoje bardzo niebezpieczne konsekwencje. Przez dekady panował w Brukseli pogląd, że dla spójności Unii lepiej postawić na silne regiony. Panowało też przekonanie, że państwa narodowe są hamulcowym integracji, a regiony, szczególnie te, które mają tradycję odrębności etnicznej, integracji europejskiej pomagają. Przykład Katalonii pokazuje, że jednak właśnie separatyzmy regionalne w czasie kryzysu politycznego w Unii mogą być rozgrywane przez zewnętrznych aktorów po to, by osłabić unijny organizm. W tle kryje się nadzieja przeciwników Unii Europejskiej i w konsekwencji wrogów całego porządku zachodniego (Europy i Ameryki Północnej), że za Katalonią pójdzie Korsyka, za Korsyką Kraj Basków i tak się popruje cały Zachód, jaki znamy.

Po drugie, widać jak nadmierne uprzywilejowanie mniejszości kosztem większości w jednej dziedzinie, czasem zresztą tylko na poziomie propagandy, budzi oczekiwanie innych. Skoro wśród głównych rozgrywających w UE tak wysoką pozycję mają mniejszości, Katalończycy mają prawo zapytać: „A co z mniejszościami narodowymi?”. Przesada w promniejszościowej retoryce dodaje skrzydeł separatystom, którzy pieką swoją pieczeń kompletnie inną niż interesy Wspólnoty. Po trzecie, nietrudno dostrzec, że w czasach mediów społecznościowych, telewizji informacyjnych itp. łatwo rozbujać nastroje społeczne i dokonać geopolitycznej zmiany. Nie trzeba wyobraźni Stanisława Lema, by wymyślić scenariusz, w którym katalońskie referendum stanie się zawleczką granatu podłożonego pod Zachód, a więc cały układ geopolityczny, w którym żyjemy i który dla Polski jest korzystny bardziej niż kiedykolwiek na przestrzeni 300 lat. Okazuje się, że grupa aktywnych i ambitnych polityków, gdy zmobilizuje do pewnej aktywności 10 proc. populacji, łatwo wywiera wpływ na kolejnych wyborców, którzy są gotowi poważne w skutkach decyzje podejmować pochopnie.

I rzecz ostatnia: wcale nie jest tak, że dla mniej licznego narodu najlepszą formą przetrwania jest małe państwo narodowe. Czasem narodowi służy bycie w większym organizmie, czego przykładem jest historia Węgier w monarchii habsburskiej. Ale to już temat na inną opowieść.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum