5 października 2020

Co z tą szczepionką?

Małgorzata Solecka

Spośród tysiąca dzieci do lat pięciu w Polsce szczepi się przeciwko grypie pięcioro, sześcioro. W Wielkiej Brytanii – sto razy więcej. I choć w kontekście grypy jako o grupie ryzyka mówi się o seniorach, warto pamiętać, że dzieci w pierwszym roku życia wymagają hospitalizacji z powodu grypy równie często jak osoby w podeszłym wieku.

Szczepienia przeciw grypie przed sezonem – jak to określają eksperci – twindemii, to w Polsce wyjątkowo gorący temat. W ubiegłym roku zaszczepiło się około 4 proc. populacji, a firmy farmaceutyczne musiały zutylizować 100 tys. dawek szczepionki. Polska od lat (zawsze) jest, jeśli chodzi o szczepienia przeciw grypie, rynkiem wyjątkowo dla koncernów nieatrakcyjnym. Po pierwsze, wyszczepialność notujemy dramatycznie niską (w zestawieniach krajów europejskich jesteśmy wręcz pomijani!), po drugie – cena, jaką uzyskują producenci, dostarczając szczepionkę do Polski, jest niższa niż w krajach zachodniej Europy. Nikomu – poza epidemiologami, kardiologami, pulmonologami, geriatrami (a przede wszystkim prof. Lidią Brydak, od lat walczącą o zwiększenie wiedzy społeczeństwa na temat grypy i wagi szczepienia przeciw niej) – wydawało się to nie przeszkadzać, aż do września 2020 r., gdy szczepionka przeciw grypie stała się jednym z najbardziej pożądanych dóbr.

– Od połowy sierpnia nie było dnia, żeby w aptece nie zapytało o szczepionkę przynajmniej kilka osób. Najpierw były pytania, kiedy można się zapytać o termin dostawy. Potem – kiedy będzie. Od 10 września, kiedy spodziewaliśmy się pierwszej dostawy, liczba pytających wzrosła, a ludzie coraz mocniej naciskają i są coraz bardziej niecierpliwi. A do naszej apteki do tej pory, do 26 września, dotarło niespełna 50 dawek szczepionki w kilku dostawach – relacjonuje pracownica jednej z bielańskich aptek. – Wróciły lata 80.!

Starsi pamiętają, młodsi się uczą: w czasach słusznie minionych, w okresie permanentnego niedoboru, dobra luksusowe (czyli w pewnym momencie niemal wszystkie) po pierwsze sprzedawało się „spod lady”. Kierownik sklepu, a nawet szeregowa ekspedientka w hierarchii społecznej stali wyżej niż profesor uniwersytetu, o lekarzu nie wspominając. Po drugie, tworzono listy społeczne i komitety kolejkowe pilnujące porządku w dostępie do dóbr. Po trzecie, towary były reglamentowane. I choć Ministerstwo Zdrowia robi dobrą minę do fatalnej gry, dostęp do szczepionki przeciw grypie rządzi się w tej chwili prawami rodem z PRL.

Czy mogło być inaczej? Sądząc po decyzjach, jakie zapadły we wrześniu w Ministerstwie Zdrowia, nie tylko mogło, ale wręcz powinno. Resort zdrowia wraz z Agencją Rezerw Materiałowych ogłosiły chęć zakupu dodatkowych dawek szczepionki i wszystko wskazuje, że producenci zdołają dostarczyć do Polski nawet pół miliona dawek więcej, niż wynikałoby z zamówień rynkowych. Tym samym narrację, zgodnie z którą „rząd nie ma tu nic do powiedzenia”, bo dostawami szczepionki przeciw grypie rządzi rynek, można włożyć między bajki. Dostawy „rynkowe” sięgają w tej chwili niespełna 1,8 mln dawek. Być może tym kanałem do Polski trafi jeszcze 200 tys. szczepionek, w tej sprawie też resort zdrowia naciska producentów. Osobno Ministerstwo Zdrowia nabyło ponad 100 tys. (dokładnie 114 tys.) szczepionek dla pracowników ochrony zdrowia (szczepienia mają się rozpocząć w połowie października). A pół miliona dawek kupionych przez ARM ma wystarczyć na ewentualne uzupełnienie niedoborów szczepionki właśnie dla osób pracujących w ochronie zdrowia, a także dla seniorów powyżej 75. roku życia, którzy mają w tym sezonie szczepionkę refundowaną w 100 proc. Osoby mające więcej niż 65 lat oraz zakwalifikowane do grupy podwyższonego ryzyka (m.in. z chorobami współistniejącymi oraz kobiety w ciąży) mogą liczyć na 50 proc. refundacji, pozostali płacą minimum 46 zł.

– Sezon szczepień przeciw grypie trwa w Polsce do grudnia i wszyscy, którzy zechcą się zaszczepić, na pewno będą mogli to zrobić – uspokajał w Sejmie wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski, którego posłowie odpytywali zarówno podczas posiedzenia Komisji Zdrowia, jak i na posiedzeniu plenarnym.

Kilka telefonów do aptek podważa urzędowy optymizm. – Nie zapisujemy już do kolejki. Mamy na liście prawie 200 osób, niektóre podwójnie i potrójnie. Szczepionek hurtownie nie mają i co gorsze nie potrafią powiedzieć, kiedy będą je miały. Być może dostaniemy pierwszą partię w połowie października, bardziej prawdopodobny jest początek listopada – tę i podobne wypowiedzi słyszymy w warszawskich placówkach. Aptekarze zastrzegają, że jeśli szczepionki pojawią się przed połową października, najpierw zaszczepią siebie i swoich pracowników. – Mamy obiecane szczepionki od ministra, ale w tej chwili byłoby naiwnością sądzić, że starczy ich dla wszystkich – mówią. – Umiesz liczyć, licz na siebie.

To prawda, że problemy z dostępnością szczepionki stanowią efekt śladowego zainteresowania szczepieniami przeciw grypie w Polsce. Ale od marca można było przewidzieć, że owo zainteresowanie wyraźnie wzrośnie. Eksperci bowiem od miesięcy tłumaczą, jak ważne w sezonie infekcyjnym dla ochrony indywidualnej, ale też dla całego systemu ochrony zdrowia, będzie zaszczepienie jak największej liczby osób przeciw grypie. Zapotrzebowanie na szczepionki zwiększy się więc znacząco, czyli nie o kilkadziesiąt, ale być może nawet o 100 (i więcej) proc.

To i tak plasowałoby Polskę na szarym końcu w statystykach wyszczepialności przeciw grypie. Biorąc pod uwagę tylko jedną ze szczególnie wrażliwych populacji – osób powyżej 65. roku życia – cel, jaki postawiła przed swoimi członkami Unia Europejska, to 75 proc. zaszczepionych. Blisko celu są Irlandia Północna i Szkocja, powyżej 60 proc. seniorów szczepią Anglia, Holandia, Walia, Irlandia i Portugalia. Polska w tej statystyce zajmuje 20. miejsce – głównie dzięki samorządowym programom polityki zdrowotnej, bo większe i mniejsze gminy od lat prowadzą bezpłatne szczepienia seniorów. Samorządy, np. warszawski, w tym roku zamierzają kontynuować swoje programy, a część chciałaby zaszczepić przeciw grypie również pracowników szkół, bo choć eksperci nie są zgodni, czy dzieci są istotnym wektorem dla SARS-CoV-2, nie ma żadnych wątpliwości, że wirusa grypy przenoszą bardzo łatwo.

Eksperci podkreślają (z ubolewaniem), że poziom wyszczepialności pracowników ochrony zdrowia w Polsce nie odbiega znacząco od średniej dla całej populacji. Z danych prezentowanych w ostatnich latach wynika, że najchętniej szczepią się pielęgniarki, ale i tak jest ich mniej niż 10 proc. Potwierdzają to doniesienia z placówek medycznych z ostatnich tygodni. – W tym roku chęć zaszczepienia zgłosiło około 30 osób, niemal wszyscy zatrudnieni. W ubiegłych latach ze szczepienia zakładowego korzystało może pięć, sześć osób – mówi szef niewielkiego podwarszawskiego ZOZ. Polska i w tym zakresie znacząco odbiega od innych krajów. Pod względem wyszczepialności personelu medycznego przeciw grypie palmę pierwszeństwa dzierżą Stany Zjednoczone (około 80 proc.). W Europie to poziom niewyobrażalny, choć publikacje naukowe dowodzą, że wyszczepialność w poszczególnych krajach w tej grupie systematycznie od kilku lat rośnie. W czołówce są Belgia, Wielka Brytania i Niemcy.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum