Katarzyna Wierzbicka
Urodziłam się i mieszkam w Otwocku. Ukończyłam II Wydział Lekarski Akademii Medycznej w Warszawie w 1997r. Pracę zaczęłam jednocześnie w POZ i oddziale chorób wewnętrznych Szpitala Powiatowego w Otwocku. Jestem specjalistą chorób wewnętrznych. Od kilku lat pracuję w przychodni POZ w Karczewie oraz zajmuję się pensjonariuszami domu opieki. Praca daje mi poczucie spełnienia.
Po pracy najbardziej cenię spacery po lesie, dobrą książkę, muzykę i teatr. Próby pisania wierszy podejmowałam jeszcze na studiach, w okresie długiej rekonwalescencji po ciężkim wypadku samochodowym. Od kilku lat, oprócz wierszy, czasem piszę w ramach relaksu opowiadania i bajki dla moich dzieci. Wspierają mnie w tym mąż Piotr oraz przyjaciele. Właściwie zawsze pisywałam „do szuflady”, dla własnej przyjemności. Jeszcze na studiach w piśmie Medyk był opublikowany mój wiersz, ale potem na lata zaniechałam pisania. Od kilku lat znów zaczęłam sięgać po pióro. W ubiegłym roku przyjaciółka namówiła mnie do zgłoszenia się na konkurs literacki organizowany przez Medycynę Praktyczną.
W 2020r zostałam laureatką (II miejsce kategoria proza) konkursu „Przychodzi wena do lekarza”. Moja praca konkursowa „Żelazne serce bajka – nie bajka” była opublikowana w nr Gazety Lekarskiej (luty 2021) oraz Medycynie Praktycznej (grudzień 2020) a także w wydaniu książkowym prac nagrodzonych „Kawałek szczęścia: przyjaciele” (Medycyna Praktyczna, Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko”, 2020 ). Nagrodzone opowiadanie napisałam na podstawie prawdziwej historii Dziadków mojego męża, by zachować ją dla moich córek. Uważam, że rodzina i nasze korzenie są bardzo ważne.
Pod koniec grudnia 2020r zostałam przyjęta do Unii Polskich Pisarzy Lekarzy. W numerze 4/2020/113 (październik- grudzień 2020) pisma społeczno -kulturalnego “Własnym Głosem” wydawanego przez Radę Krajową RSTK ukazało się kilka moich wierszy.
W czasie pandemii
Stałam się
kłębowiskiem
rozedrganych myśli
Wieczorami
próbuję
upchać je po kątach
Oplatają mnie mrocznie
zwątpienia w normalność
lęki choć nie zasiane
wyrosły dokoła
Do snu źle kołysze
niezdalne zmęczenie
bezsenność jak budzik
dzwoniący przed świtem
Znów wstaję do pracy
cięższa w przygnębienie
maski zamiast uśmiechów
pozbawionych szminek
***
nie uda się
wykopać
grobu przyjaciela
prędzej
w potoku opłynie
ale nie utopisz
rozpaczy
nie uda się
wykopać
grobu dla łez
wsiąkną nawet
w płaską ziemię
Mój Anioł
przysiada na skraju łóżka,
cicho cichutko,
odgarnia włosy z mojego czoła,
nasłuchuje snu mojego,
niczym oddechu.
Mój Anioł
lubi kolor niebieski,
stokrotki i zabawy z dmuchawcami,
huśtawki i fotele bujane,
nigdy nie śpi, nie lubi biegać,
chodzi bosy.
Mój Anioł
zna smak moich łez,
spadających na jego skrzydła,
potyka się o moje kapcie,
lubi chować się w moim cieniu,
udawać przede mną, że go nie ma.
Gubi go skrzypienie wikliny,
gdy siada na chwilę w fotelu
obok mnie na tarasie.
***
na znaku zapytania
jak na haczyku
zawieszam wątpliwości mieszek
teraz pusty
kołysany podmuchami
wypatruję kiedy los łaskawy
wrzuci grosik
zawiążę supełek
jak wykrzyknik
rzucę żebrakowi
z prośbą o modlitwę