27 listopada 2023

Święta lekarskich dzieci

Każdy mój rozmówca ma kilka lat. Niezależnie od wieku. Bo większość cofnęła się w czasie, by przywołać chwile sprzed nawet paru dekad. O wspomnienia świąteczne pytałam dzieci z lekarskich rodzin. Rozmawiałam z lekarskimi dziećmi, które mają swoje małe dzieci. O święta z bardzo bliskiej przeszłości i te nadchodzące pytałam też 9-latkę i 3-latka.

 

tekst Renata Jeziółkowska

Jacuś, 42 lata, syn lekarki i lekarza

R.J.: Z czym kojarzą ci się święta? Te z dzieciństwa.

J.: Pochodzę z dużej rodziny. Mama i tata są lekarzami. Ze strony mamy było czworo rodzeństwa i jest 12 wnucząt. Co roku jeździliśmy do babci. Duży dom, duży ogród, spędy rodzinne – kilkadziesiąt osób. Zresztą rodzina się zjeżdżała w zasadzie co tydzień tak długo, jak długo żyli dziadkowie. A w Boże Narodzenie to było już pełne świętowanie, długie spotkanie z prezentami, choinką. Tata jest jedynakiem, a jego rodzice już nie żyli, kiedy ja byłem mały, więc święta spędzaliśmy w gronie bardzo licznej rodziny mamy.

R.J.: Rodzice mieli wolne w święta?

J.: Tak. Moi rodzice oboje akurat nie dyżurowali od wielu lat, więc to był dobry czas, święta zawsze spędzaliśmy wszyscy razem. Nietypowo dla rodzin lekarskich, czyli normalnie dla innych.

R.J.: Zapominaliście o tej lekarskości w święta, czy była jednak tematem rozmów?

J.: Mimo że rodzice byli lekarzami, u nas zbyt dużo się o medycynie nie rozmawiało, kiedy byliśmy mali. Moja żona też jest lekarką i my dużo więcej dyskutujemy na ten temat niż moi rodzice. W domu mało było takiego poczucia lekarskości i tematu medycyny. To się trochę zmieniło, kiedy byłem starszy, zbliżał się okres studiów i zdecydowałem, że pójdę na medycynę.

R.J.: W życzeniach świątecznych nie było: „żebyś został lekarzem”?

J.: Absolutnie nie. Przynajmniej nie pamiętam.

R.J.: Świątecznej atmosferze nie towarzyszyło namawianie do tego zawodu?

J.: Nie trzeba było. Rodzice mieli taką pracę, że nie była bardzo pochłaniająca emocjonalnie. Może umieli zadbać, by problemów zawodowych nie przenosić do domu. Nam chyba to gorzej idzie, bo nasza praca jest tak angażująca emocjonalnie, że nasz synek często o niej musi słuchać.

R.J.: Pytanie podchwytliwe: wasze dziecko też będzie lekarzem?

J.: Ryzyko jest. To trzylatek, różne wymienia zawody, lekarz też wchodzi w grę. Teraz chyba bardziej atrakcyjny jest dla niego kierowca karetki. Jest ryzyko, gdy słucha się całe życie o medycynie. Aczkolwiek moje dwie siostry nie zostały lekarzami…

R.J.: Teraz dom jest inny, relacje są inne, ale czy podczas świąt zachowało się u ciebie coś z tamtych dawnych czasów?

J.: Staramy się spotykać z rodziną, to podstawa. Teraz rodziny są porozrzucane po Polsce. Ale czasem robimy to, co dawniej byłoby nie do zaakceptowania – zjazdy w hotelach gdzieś w środku Polski, żeby wszyscy mieli w miarę blisko. I choć to wygodne dla wszystkich, klimat nie jest taki jak w domu, u babci.

R.J.: Jako lekarze możecie razem spędzić święta, czy kompromisy są potrzebne?

J.: Niestety, są potrzebne, bo bywa, że mamy dyżury. Ja pracuję mniej więcej co drugie święta, żona też co drugie, co trzecie. Musimy się starać, żeby zdążyć pojechać do rodziny. Najczęściej święta organizowane są u starszego pokolenia. Jeździmy do jednych dziadków, do drugich, do kuzynów.

R.J.: Najwcześniejsze wspomnienia, obrazy z dzieciństwa, świąteczne sytuacje.

J.: Choinka, psy – jamniki długowłose. I Boże Narodzenie u babci. Ze zwierzętami wszyscy przyjeżdżali. Zazwyczaj było biało, więc z braćmi ciotecznymi graliśmy w piłkę, budowaliśmy igloo i mury, zza których obrzucaliśmy się śnieżkami. Raz nawet zbiliśmy szybę w oknie. W święta była kumulacja tych zabaw.

R.J.: Czego nie może zabraknąć w Boże Narodzenie u ciebie w domu?

J.: Przede wszystkim musimy być razem. No i ja uwielbiam piernik. Piernik jest absolutnie musowy, moja mama jest mistrzynią przygotowywania dużego brązowego piernika z dżemem, czekoladą, rodzynkami. Uwielbiam. Ale przede wszystkim jest u nas tradycyjna wieczerza, zupa grzybowa zdecydowanie wygrywa z barszczem, choinka, prezenty.

R.J.: Piernik umiesz upiec?

J.: Ależ skąd! Może się kiedyś nauczę, ale to jest wyższa szkoła jazdy. Co do tradycji, ja jestem wierzący. Przy wigilii zawsze czytamy Pismo Święte, potem krótka modlitwa, pasterka czasami. W pierwszy dzień świąt chodzimy do kościoła.

R.J.: Śpiewacie kolędy?

J.: Tak. Kiedyś wszyscy po prostu śpiewali, a jak przyszły magnetofony, można było puścić muzykę i mieliśmy akompaniament. Ja trochę śpiewam. Ojciec kompletnie nie ma słuchu muzycznego, ale mama i moje siostry dobrze śpiewają, więc zawsze jakoś nam wychodzi.

 

Madzia, 9 lat, córka lekarki i lekarza, wnuczka lekarza, prawnuczka lekarki

 

R.J.: Święta są fajne?

M.: Tak, w zeszłym roku dostałam maszynę do szycia.

R.J.: O to prosiłaś Mikołaja? Marzenie się spełniło, więc chyba musiałaś być bardzo grzeczna.

M.: Tak! Ale zawsze dostaję siedem prezentów. Ogólnie jestem bardzo grzeczna. Chyba, że ktoś mnie wkurzy.

R.J.: Pomagasz w przygotowaniach do świąt?

M.: Najczęściej przygotowywanie to sprzątanie, bo mam straszny bajzel w pokoju. Czasami. W tamtym roku z bratem tak zrobiliśmy, że on mi pomagał, a ja jemu.

R.J.: Ubierasz choinkę na święta? Z czyjąś pomocą?

M.: Z bratem. W szafie mamy bombki, jedną zrobił dla mnie mój chłopak. Bo mam chłopaka, a Staś ma dziewczynę, nawet trzy. A czasami ubieram choinkę ciasteczkami.

R.J.: Pieczesz je?

M.: Z mamą.

R.J.: Śpiewacie kolędy?

M.: Tak, dziadek puszcza w radiu, a ja la la la la la. I Staś też. Jestem Mikołajką, a brat Mikołajem.

R.J.: Wierzyłaś w Świętego Mikołaja?

M.: Wcześniej wierzyłam. Ale jak zobaczyłam, że tata trzyma nas przy drzwiach, a babcia niesie prezent, to uznałam, że nie ma Mikołaja.

R.J.: Rodzice pracują w Boże Narodzenie, czy spędzacie czas razem?

M.: Nie wiem. Nie pamiętam, żeby rodzice spędzali święta gdzieś indziej niż w domu, u babci.

R.J.: Rodzice są lekarzami, dziadek też. Dużo rozmawiają o leczeniu?

M.: Czasami mnie to trochę nudzi. Mama ma ciągle jakieś prezentacje, tata siedzi przy komputerze. Strasznie dużo mają pracy.

R.J.: Pytają cię, czy będziesz lekarzem, gdy dorośniesz? Chciałabyś nim być, leczyć dzieci lub dorosłych?

M.: W szkole zawsze jak są jakieś prezentacje robię fryzury, dziewczyny mówią, że ze mnie nie będzie nic oprócz fryzjera. Fajne by było być lekarzem. Ogólnie lubię pomagać, ale nie wiem jeszcze na co się zdecydować.

 

Krzyś, 37 lat, syn lekarza, wnuk lekarki

 

R.J.: Jak spędzałeś święta, mając w rodzinie dwa pokolenia lekarzy?

K.: Na wigilii prawie zawsze kogoś brakowało, bo był na dyżurze. Przeważnie ojciec. Do godz. 20.00 albo od 20.00, więc zaczynaliśmy wigilię albo wcześniej, albo później.

R.J.: Spędzaliście święta rodzinnie?

K.: Staraliśmy się, by trzy, a przez pewien czas nawet cztery pokolenia były wtedy razem. Dopóki żył pradziadek, spędzaliśmy święta u niego. Pradziadek i dziadek byli z kolei stolarzami.

R.J.: Czyli zawód stolarza też masz w genach. Nie chciałeś zostać stolarzem?

K.: Nie miałem predyspozycji manualnych. Chirurgiem ani ortopedą też nie chciałem zostać.

R.J.: Pamiętasz, czy o medycynie mówiło się przy stole?

K.: Medycyna nie była głównym elementem rozmów, choć bywały opowieści o konkretnych przypadkach, pacjentach.

R.J.: Fakt, że nawet w święta ojciec bywał w pracy, nie zniechęcił cię do wyboru zawodu lekarza?

K.: Prawdę mówiąc, długi czas, aż do matury, nie brałem pod uwagę tego, że będę lekarzem.Tata mnie zniechęcał. Chodziło o warunki pracy, zmiany nastawienia społecznego.

R.J.: Potraktowałeś to jak wyzwanie?

K.: Chyba podążałem ścieżką stałego rozwoju, szedłem za taką ideą. Trudno mi wyobrazić sobie, że mógłbym przestać się rozwijać, a wydawało mi się, że medycyna gwarantuje rozwój w większym stopniu niż wszystkie znane mi dziedziny.

R.J.: Inspiracją był tata, babcia, czy czerpałeś ją z zewnątrz?

K.: Chyba tata w największym stopniu. Babcia zmarła, gdy byłem w gimnazjum.

R.J.: Boże Narodzenie obchodziliście tradycyjnie?

K.: Tak, choć mniej było śpiewania kolęd, a więcej słuchania. Nikt nie miał talentu muzycznego.

R.J.: Twoja żona też jest lekarzem. Jak wyglądają przygotowania do świąt w waszej rodzinie? Zdarza się wam pracować w święta?

K.: Żona zajmuje się przygotowaniami w kuchni, córka też bardzo się w nie angażuje. Również w ubieraniu choinki dzieci bardzo chętnie pomagają. W tym roku żona będzie miała dyżur 23 grudnia, dwa lata temu ja miałem w Wigilię od godz. 20.00. Układanie „grafiku” na święta jest dość skomplikowane.

R.J.: Co jest twoją działką? Wiem, że nie wypiek pierników.

K.: Jak już dzieci rozpakują prezenty, okazuje się, że większość wymaga złożenia albo uruchomienia. To moja rola.

R.J.: Jakie są twoje pierwsze wspomnienia związane z Bożym Narodzeniem?

K.: Niewyjaśnione pojawianie się prezentów pod choinką.

R.J.: Wierzyłeś w Świętego Mikołaja?

K.: Prezenty magicznie trafiały pod choinkę. Mówiono mi, że był Mikołaj, wpadł przez okno, zostawił je i poleciał dalej. Ale samego Mikołaja – kogoś przebranego za Mikołaja – nie było.

R.J.: A ty się przebierasz za Mikołaja?

K.: Czasami mamy jakieś akcenty świąteczne, np. samą czapkę. Raz udawałem Mikołaja, ale córka poznała mnie po głosie.

 

Filipek, 3 lata, syn lekarki i lekarza, wnuk lekarki i lekarza

 

R.J.: Chcesz, żeby w święta padał śnieg? Umiesz lepić bałwana?

F.: Tak.

R.J.: A z kim będziesz lepił tego bałwana?

F.: No, z tatą.

R.J.: Tata umie ubierać choinkę?

F.: Umie.

R.J.: Co wieszacie na choince?

F.: Bombki – samochody! Dużo!

R.J.: Kiedy jesteś w domu z rodzicami w święta, co jeszcze robicie?

F.: Składamy choinkę, no.

R.J.: Jak jedziecie do babci, są tam zwierzaki?

F.: Punia! Miała operację. Ale już dobrze.

R.J.: Umiesz śpiewać kolędy? Podobno znasz piosenkę „Jingle bells”.

F.: To moja ulubiona świąteczna.

R.J.: Słyszałam, że masz żonę.

F.: Tak. Mam córkę moją i syna mam w domu. Mają 15 lat.

R.J.: A jak będziesz dorosły, będziesz spędzał święta ze swoją rodziną?

F.: Tak. Z córką i synem. A mój piesek nazywa się Ścigacz.

R.J.: Mama i tata kim są? Gdzie jeżdżą do pracy?

F.: Do szpitala. A moja praca jest troszkę dalej. Koło dworca.

R.J.: Chcesz być lekarzem i leczyć ludzi? Wiesz co to jest dyżur?

F.: Wiem. Tata chodzi na dyżur.

R.J.: A ty też? Jesteś lekarzem?

F.: Jestem lekarzem.

 

Olunia, 32 lata, córka lekarki dentystki

 

R.J.: Święta w dzieciństwie – pierwsze skojarzenia…

O.: Jeździliśmy zawsze do jednych dziadków i do drugich. Nas było bardzo dużo. Dobrze się bawiliśmy, czekaliśmy na Mikołaja, jak chyba każdy. Dziadek się przebierał, ale w końcu poznaliśmy go po kapciach.

R.J.: Gdy spotykaliście się w dużym gronie rodzinnym podczas wigilii, były poruszane tematy medyczne?

O.: Raczej nie rozmawiano wtedy o pracy. Rodzice starali się „nie przynosić” pracy do domu. Ale mama zawsze pilnowała, żebyśmy myli zęby, nie było „dnia dziecka”. Cały czas było szorowanie – jemy, odchodzimy od stołu, myjemy zęby. Mój synek też będzie miał wesoło.

R.J.: Twoja mama pracowała w wigilię?

O.: Było o tyle dobrze, że miała swój gabinet. Starała się w święta nie pracować, szczególnie że na co dzień nie spędzaliśmy razem tyle czasu, ile by chciała.

R.J.: Jak wyglądały przygotowania do Bożego Narodzenia?

O.: Jeździliśmy na wigilię do dziadków, a mama wcześniej gotowała po nocach, stawała na głowie. Tata nie umiał gotować.

R.J.: Mama cię nie zainspirowała medycyną?

O.: Tata mnie trochę cisnął. Śmiałam się, że kombinował pewnie, by na starość było mu dzięki temu łatwiej. Nienawidziłam chemii, więc dla mnie studia medyczne były nie do przejścia. Jeżeli jednak jest w rodzinie lekarz, medycyna jest w jakimś sensie obecna w życiu jej członków. Więcej uwagi poświęcają swemu organizmowi i sięgają po fachową pomoc.

R.J.: Tegoroczne święta jakie będą?

O.: Na pewno rodzinne. Przygotowania może też wspólne, bo moja mama jest emerytką, obecnie pracuje na pół etatu.

R.J.: Może nadrobicie pieczenie pierników?

O.: Myślę, że to dobry pomysł, o ile mój mały synek pozwoli, ale raczej nie będą to pierniki z ciasta, co dojrzewa miesiąc.

R.J.: Twój synek ma już zęby?

O.: Mama ciągle sprawdza i czeka. Na święta może się pojawią. Na pewno by się ucieszyła z takiego prezentu.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum