25 września 2004

Dokąd zmierzamy?

Do napisania niniejszego tekstu sprowokowała mnie lektura ostatniego numeru „Gazety Lekarskiej” (zob. nr 7-8/2004), w której aż roi się od ogłoszeń firm rekrutacyjnych poszukujących w Polsce lekarzy do pracy za granicą. Szczególnie rażące – przynajmniej dla mnie – było ogłoszenie na stronie drugiej (przypuszczalnie wysokopłatne), zaczynające się od słów: „Na zlecenie Brytyjskiego Ministerstwa Zdrowia poszukujemy 60 lekarzy dentystów do pracy w brytyjskiej publicznej służbie zdrowia”.
Powiem szczerze: nie tak wyobrażałem sobie korzyści z integracji europejskiej. Dziś widzę, że byłem naiwny, oczekując, że wejście Polski do UE rodzi szanse dla gospodarki, w tym również dla sektora ochrony zdrowia. Zaznaczam, że doskonale rozumiem zasady wolnej konkurencji w gospodarce rynkowej oraz wiem, na czym polega skuteczny marketing kadrowy, ale nie mogę przejść obojętnie wobec zmasowanej ofensywy ukierunkowanej na drenaż krajowego rynku pracy z wykwalifikowanej kadry medycznej. Stawiam zatem pytanie: co zrobiło lub zamierza zrobić nasze Ministerstwo Zdrowia, aby zatrzymać polskich lekarzy we własnym kraju? Trzeba mieć świadomość, że miraż wysokich zarobków jest kuszący, ale po konfrontacji z kosztami, jakie trzeba ponieść, rachunek ekonomiczny nie przedstawia się już tak imponująco. Jak bowiem zmierzyć w pieniądzu utratę więzi rodzinnych i przyjacielskich? Jak wycenić dyskomfort wynikający z faktu, że jeszcze długo lekarze z Polski będą w nowych ojczyznach traktowani jako emigranci ze względów ekonomicznych? Ponawiam więc pytanie: jaka jest w tej grze rynkowej pozycja naszego Ministerstwa Zdrowia? Domyślam się, że na postawione tutaj pytania – łącznie z tytułowym – nie dostanę dzisiaj odpowiedzi. Są przecież ważniejsze sprawy, ot chociażby tzw. ustawa zdrowotna.
Wiem, że krytykować jest łatwo, a zaproponować coś konstruktywnego znacznie trudniej. Dlatego też publicznie zgłaszam moją propozycję. Polskie Ministerstwo Zdrowia powinno pilnie nawiązać współpracę z brytyjskim Ministerstwem Zdrowia. Jej owocem byłoby stworzenie podstaw do leczenia pacjentów Zjednoczonego Królestwa w Polsce. Kontrofensywę proponuję rozpocząć od angielskiego ministerstwa, bowiem jak donosi prasa i liczne grono angielskich pacjentów leczących się indywidualnie w naszym kraju, niewydolność systemu opieki zdrowotnej zaczyna być w Anglii problemem społecznym nr 1. Zapewniam, że taka współpraca będzie opłacalna dla obu stron. Powiem więcej, wiele publicznych i niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej w Polsce nie tylko ma wykwalifikowany personel medyczny, ale także dysponuje bazą materialną na dobrym europejskim poziomie (a niekiedy nawet światowym). Zejdźmy wreszcie z utartych ścieżek naprawy systemu opieki zdrowotnej. Wykażmy troszkę więcej finezji w kontaktach z zagranicą. Pokażmy światu, że iloraz inteligencji polskich lekarzy jest wystarczająco wysoki, aby poradzić sobie z problemami „gospodarki niedoborów”. Duże pole do popisu widzę tutaj dla izb lekarskich. Zamiast koncentrować swoją energię na usprawnianiu procesu wydawania lekarzom niezbędnych do wyjazdu za granicę zaświadczeń i dokumentów, wypracujmy koncepcję ekspansji polskiej medycyny na rynku zjednoczonej Europy, opartej na partnerstwie publiczno-prywatnym.
Wołam, aby rozpocząć to dzieło natychmiast, bowiem już niedługo zostaniemy rozliczeni za grzechy zaniechania. Niech pionierem będzie Okręgowa Izba Lekarska w Warszawie. Wszak to ona – pierwsza w kraju – trzy lata temu utworzyła Ośrodek Wspomagania Restrukturyzacji i Prywatyzacji w Służbie Zdrowia. Niech więc czynem zaznaczy on swą obecność, potwierdzając tym samym słuszność decyzji o jego powołaniu.

Ryszard MAJKOWSKI

Archiwum