11 maja 2005

Jak uratowałem honor polskiej radiologii

Wszystko zaczęło się od tego, kiedy w Katowicach, w maju 1972 roku, odbywał się XXVI Zjazd Naukowy Polskich Radiologów. Gościem zjazdu był profesor Walter Frommhold, przewodniczący Federacji Radiologów RFN, wybitny naukowiec, kierownik Katedry Radiologii Uniwersytetu w Tybindze. Jego przyjazd był dla nas wyróżnieniem, jednak spowodował organizatorom pewien kłopot. Mianowicie prof. Frommhold nie miał zarezerwowanego hotelu w Warszawie na ostatnią noc przed odlotem do Bonn. A trzeba wiedzieć, że w tych latach było w Warszawie 5 hoteli na krzyż i, oczywiście, wszystkie były zapchane.
Prof. Zgliczyński, prezes PLTR, zwrócił do mnie z prośbą: Panie Jurku, niech pan szuka, gdzie pan może. Dla profesora Frommholda musi się znaleźć odpowiedni nocleg. Po takim poleceniu zaprzyjaźniłem się ze słuchawką telefoniczną – wydzwaniałem po wszystkich hotelach i domach noclegowych. Nigdzie nie było wolnych pokoi. W końcu dodzwoniłem się do Domu Lekarza. Kierowniczka DL oświadczyła, że, i owszem, ma wolny pokój z łazienką, ale muszę mieć zgodę dyrektora administracyjnego CMKP, dyrektora Gileckiego (socjalistyczna biurokracja). Pan Gilecki dyrektorskim głosem oświadczył, że w Domu Lekarza nie może przenocować żaden lekarz czy profesor, który nie jest obecnie na kursie dokształcającym – i chociażbym miał 10 wolnych pokoi, to żadnego nie udostępnię, nawet gdyby dzwoniono z gabinetu ministra. Taki ważny był ten dyrektor.
Cóż było robić? Zostali mi w odwodzie rodzice, którzy mieli niewielkie mieszkanie w Śródmieściu. W rezultacie profesor Frommhold przenocował u nich w domu, ale, niestety, się nie wyspał.
Ojciec mój urodził się w Niemczech. Tam skończył szkołę maturalną. Język niemiecki był dla niego językiem ojczystym. Panowie Frommhold i senior Borowicz przegadali całą noc, opróżniwszy butelkę koniaku. Profesor odleciał nazajutrz do Bonn. W ten sposób uratowałem, pośrednio, honor polskiej radiologii. Od tej pory dostawałem listy i życzenia świąteczne od prof. Frommholda, co dla młodego radiologa było wielkim wyróżnieniem.
Aliści nie był to koniec przyjaźni z Profesorem. Po prawie 10 latach (16 maja 1981 r.) prof. Frommhold wraz z żoną i swoim zastępcą, docentem Gerhardem bawił w Warszawie, gdzie na koncert w Teatrze Wielkim zaprosił go profesor Stanisław Leszczyński. Po spektaklu przyjechałem pod teatr i zabrałem całe towarzystwo na kolację zraszaną alkoholem do swojego mieszkania na Ursynowie. Zabawa była przednia. Profesor Leszczyński grał na cytrze i zapewnił w ten sposób kulturalny aspekt wieczoru.
W ten nienaukowy sposób udało mi się wznieść na wyższy poziom przyjaźń między radiologami niemieckimi i polskimi, i to na wysokim szczeblu. W kolacji uczestniczyli, ze strony polskiej: profesor Stanisław Leszczyński, profesor Ryszard Rajszys i nieprofesor Jerzy Borowicz z małżonką; ze strony niemieckiej: profesor W. Frommhold z małżonką oraz docent E. Gerhard (oberartz), bez małżonki. Ü

Jerzy BOROWICZ

Archiwum