23 czerwca 2006

50 lat minęło

To niemożliwe, a jednak prawdziwe: w Warszawie istnieje placówka, świadcząca prywatnie usługi zdrowotne mieszkańcom, która wywodzi swój początek z mroków stalinizmu. Spółdzielnia Pracy Specjalistów Rentgenologów im. prof. Witolda Zawadowskiego obchodziła w tym roku swoje 50-lecie.

Kiedy zamysł jej powstania zaczął się realizować (1953), trwał rozkwit stalinizmu. Każda niepaństwowa instytucja była wówczas a priori źle widziana.
W tamtych czasach ludzi z inicjatywą prywatną nazywano „prywaciarzami”, „wrogami ludu”, „spekulantami”, „badylarzami” i „cinkciarzami”. Takimi epitetami określano śmiałków szukających niezależności gospodarczej, których działania – spontaniczne, wynikające z potrzeb – łagodziły najbardziej dolegliwe, na co dzień, wady
i nonsensy systemu.
W 1953 r., a więc 8 lat po wojnie, na ten śmiały i wyprzedzający tamte czasy pomysł wpadli Trzej Panowie „Z”
– prof. Witold Zawadowski, prof. Szczęsny Leszek Zgliczyński i doc. Julian Zabokrzycki (z tej trójki żyje tylko prof. Zgliczyński, który w tym roku kończy 92 lata). Dokooptowali oni do komitetu założycielskiego jeszcze 14 osób, dobrze sobie znanych lekarzy, także innych niż radiologia specjalności. Po rozdzieleniu ról, po zwycięskim pokonaniu rozmaitych przeszkód, udało się uzyskać zgodę na utworzenie Spółdzielni Pracy Specjalistów Rentgenologów (obecnie imienia prof. W. Zawadowskiego).
Dzięki doc. Zabokrzyckiemu, którego kolega szkolny ze Lwowa był ważnym decydentem, spółdzielnia uzyskała przydział dużego lokalu w budowanej właśnie Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej przy ul. Waryńskiego, a więc
w samym sercu Warszawy. W tym miejscu istnieje do dzisiaj.
Pierwszy pacjent przyszedł do spółdzielni 2 maja 1956 r. Dzisiaj rozrosła się ona przez pączkowanie i ma kilka filii
– na Mokotowskiej, Skierniewickiej, Lwowskiej i KEN-ie. Jest to spółdzielnia o najdłuższym stażu w Warszawie, cieszy się wielką renomą – i nie potrzebuje reklamy. Wznoszę okrzyk: 100 lat! Ü

Jerzy Borowicz

Archiwum