8 września 2006

…dziś, tylko cokolwiek dalej – Alfabet wspomnień Jerzego Borowicza

WITOLD RUŻYŁŁO – profesor, znakomity kardiolog (terminował u prof. Żery). Demonstrator pierwszych w Polsce koronarografii. Balonikowanie, pomosty naczyniowe i stenty – to jego chleb codzienny. Uratował od śmierci rzesze zawałowców. Troszeczkę jest snobem. Lubi pokazywać się w towarzystwie aktorów i polityków. Lubi też trochę szpanować. Pamiętam, kiedy Witek był studentem, podjechał pod Koło Medyków… mikrusem, a obok siedziała ładniutka Basia Bendek, nasza młodsza koleżanka. Pokazanie się w mikrusie w tamtych czasach to był szpan. Dzięki koneksjom rodzinnym Witek miał ułatwiony start do światowej medycyny. Staże odbywał za Wielką Wodą. Umiał to wykorzystać, a zdobytą wiedzę przełożył na pacjentów. Ojciec, profesor, jest pomnikową postacią warszawskiej medycyny. Matka była powszechnie szanowanym lekarzem ginekologiem, adiunktem w klinice profesora T. Bulskiego. Przemiły brat, Jerzyk, jest profesorem fizyki w amerykańskim uniwersytecie stanowym, w State College.

ZBIGNIEW RYMASZEWSKI – doktor medycyny, kardiolog. Postać niezwykła. Mózg i inteligencja nieprzeciętne. Pochodzi ze szkoły profesora W. Januszewicza, którego był ulubionym uczniem. Bystry i zdecydowany w swoich lekarskich poczynaniach. Pacjenci, którzy zostali przyjęci na salę „R” w czasie jego dyżuru, nie umierali. Był także świetnym brydżystą. Po doktoracie, w poszukiwaniu chleba, wyjechał z żoną i synem do Stanów. Osiedlił się w Cincinnati, gdzie kupił dom. Kiedy go tam odwiedziłem, pochwalił się: Popatrz – oto mój „Zbig-Land”. Zbyszek ugościł mnie, z żoną i córkami, nadzwyczaj serdecznie. Mieliśmy dużo do przegadania. Nie wiedzieć kiedy zniknęła duża butelka whisky. Rezultat był taki, że Zbyszek nie poszedł na drugi dzień do pracy, co w Stanach jest ewenementem. Jakieś fatum prześladowało całą rodzinę Rymaszewskich. Na zawał serca zmarli jego rodzice i siostra. W kilka lat po nich Zbyszek. Ostatni raz widziałem go, kiedy wyprowadził mnie ze swojego domu na „highway” w kierunku Buffallo. Wtedy coś mnie w sercu zakłuło i pomyślałem, że widzę go po raz ostatni. Wielka, wielka szkoda. Takich ludzi nie spotyka się często.

WOJCIECH SAWICKI – profesor AM, histolog, były dyrektor Centrum Biostruktury AM. Nieprzeciętnie inteligentny, niesłychanie mądry, o ciętym, ale dowcipnym języku. Świetny dydaktyk i wykładowca. Razem pracowaliśmy na Uniwersytecie Garyounis w Benghazi i mieszkaliśmy w kampusie uniwersyteckim. Nie zapomnę nigdy wspólnych spacerów, kiedy opowiadał mi o medycynie na poziomie komórki i o wielkich tajemnicach, jakie się w niej znajdują. Fascynujące. Jest autorem znakomitego podręcznika histologii. Przez kilka lat starał się, z ramienia AM, o wybudowanie nowej biblioteki akademickiej. Zamiast biblioteki wybudowano… rektorat. U nas, w Polsce, nauka zawsze jest spychana do drugiego szeregu, aż dziw, że mamy tylu profesorów. Wojtek ma żonę Teresę, profesora na UW.

KRZYSZTOF SEMENICKI – doktor medycyny, okulista. Specjalizację I i II stopnia odbywał pod kierunkiem prof. Zofii Falkowskiej. Promotorem jego doktoratu był prof. T. Kęcik. Krzysztof to świetny specjalista i doskonały operator. Z wielu „cyklopów” zrobił normalnych, dwuocznych pacjentów. Ma ujmujący sposób bycia i urzekający uśmiech. Niezwykle kontaktowy. Nic więc dziwnego, że pacjenci lgną do niego jak pszczoły do miodu. Jest ordynatorem oddziału ocznego w CSK MSW. Oddział prowadzi wzorowo.

JAN SERAFIN – profesor AM, ortopeda. Pochodzi z lekarskiej rodziny. Matka również była ortopedą, docentem i prawą ręką profesora Adama Grucy. Miłość do ortopedii wyssał więc z mlekiem matki. Niezmiernie kulturalny, wyważony, spokojny, pracowity i uczciwy lekarz. Staranne wychowanie wyniósł z domu. Pracowaliśmy razem w szpitalu Al Jala w Benghazi. Poznałem wtedy Jasia bliżej i byłem pod wrażeniem jego fachowości i kultury. Jego drugą pasją życiową jest alpinizm. Góry, a zwłaszcza te najwyższe, to wielka miłość Jasia. Był prawie wszędzie, gdzie jest wysoko. Żona, Kalina, jest chirurgiem dziecięcym. Mają dorosłych synów. Ich dom, pełen antyków i bibelotów, stanowi oazę piękna i spokoju.
MACIEJ SIERPIŃSKI – doktor medycyny, chirurg, świetny operator. Lekarz o niezwykłym poczuciu humoru. Intelektualista. Jego opowieści i dowcipy są najwyższej próby. Anegdotkami i dowcipami typu „ŕ propos” potrafi zabawić wszystkich, zachowując przy tym kamienną twarz pokerzysty. Jest mile widziany w każdym towarzystwie. Już będąc absolwentem, na obozie medyków w Ustce, szedł wieczorem przy księżycu z moją siostrą i tak się zagadał, że wpadł w otwarte szambo. Spacer skończył się kąpielą w morzu, trzeba było opłukać ubranie. Stąd morał: uważaj, bo zawsze możesz wpaść w g… Maciek z sentymentem wspomina tę przygodę, a na co dzień pachnie zawsze dobrą wodą.

MARIUSZ STOPCZYK – profesor medycyny, lekarz kardiolog, ze szkoły Askanasa. Zacytuję tu słowa Leszka Ceremużyńskiego: „Niezmiernie rzadko bywa, że człowiek powołany do życia przychodzi na świat z tak wieloma talentami (…), prowadząc przy tym życie niezmiernie skromne, wewnętrznie czyste, o przejrzystej, głębokiej moralności”. Był profesorem w Instytucie Biocybernetyki i Inżynierii Biomedycznej PAN. Pierwszy w świecie (1968) zarejestrował potencjały wewnątrzsercowe z powierzchni klatki piersiowej. Mariusz był głęboko wierzącym katolikiem. Kiedy zginęła tragicznie jego ukochana córka, szybko wraz z żoną, Krystyną (lekarz pediatra), zaadoptowali dziewczynkę z domu dziecka, wychodząc z założenia, że śmierć ich dziecka musi dać godne życie drugiemu dziecku. Jestem dumny, że mogłem się z Mariuszem przyjaźnić. Niestety, zmarł kilka lat temu, ale jego głębokie morale powinno być wzorem dla wszystkich lekarzy obecnych i przyszłych. Ü

„Alfabet wspomnień Jerzego Borowicza”
drukujemy w „Pulsie”, począwszy od numeru 3/2005

Archiwum