9 kwietnia 2007

Bez znieczulenia

Niedawno minister Religa przedstawił w „Dzienniku” zarys swojego kolejnego pomysłu. Tym razem skupił się na dwóch sprawach: pobieraniu opłat przez placówki publiczne od pacjentów, którzy nie chcą czekać w kolejce, oraz koncepcji koszyka świadczeń gwarantowanych. Szkoda, że propozycje te zostały przedstawione ogólnikowo i brakuje dokumentu opisującego szczegóły. Po półtora roku rządów można oczekiwać więcej. Jednak, mimo braku szczegółów, propozycja opłat zasługuje na komentarz.
Wprowadzenie opłat za leczenie w placówkach publicznych od pacjentów, którzy chcą ominąć kolejkę i rezygnują ze swoich uprawnień pod warunkiem niezwłocznego uzyskania usługi, nie jest postulatem nowym. W 2004 r. zaproponował to zespół prof. Cezarego Włodarczyka. Jesienią tegoż roku kilka szpitali, nie bacząc na obowiązujące prawo, próbowało pobierać opłaty za „omijanie” kolejek. Prasa szeroko opisywała wówczas inicjatywę szpitala w Tczewie.
W lutym 2005 r., za rządu Marka Belki, Ministerstwo Zdrowia skierowało do konsultacji gotowy projekt ustawy. Próba wprowadzenia takich opłat spotkała się jednak ze sprzeciwem opozycji, przede wszystkim PiS i PO. Przeciwny był też prof. Religa, który jeszcze niedawno, przy okazji dyskusji o ubezpieczeniach dodatkowych, mówił o nich krytycznie.
Ostatnia inicjatywa nie jest pierwszą, zaskakującą woltą prof. Religi w ostatnich dwóch latach. Tym razem korzystną i zasługującą na poparcie. Nie wiemy jednak, czy uda mu się przekonać PiS i koalicjantów.
Dzisiaj, gdy publiczny szpital wykona kontrakt z NFZ, kolejnych pacjentów powinien przyjmować tylko wtedy, gdy wymagają natychmiastowego leczenia z powodu zagrożenia zdrowia lub życia. Z orzecznictwa Sądu Najwyższego wynika, iż za takie ponadlimitowe usługi szpitalowi przysługuje zapłata. Inaczej jest w przypadku usług, które nie muszą być udzielone natychmiast. Szpital publiczny nie chcąc zwiększać zadłużenia, musi wpisywać ponadlimitowych pacjentów do kolejki, nawet jeśli ma wolne miejsca. Gdyby ponadlimitowy pacjent chciał leczyć się w tym szpitalu za własne pieniądze – to nie może. Zabrania tego ustawa z 1991 r. Może to natomiast robić w placówce prywatnej, mimo że ma ona kontrakt z NFZ. Czyż to nie absurd? Wiele placówek publicznych nie może dziś konkurować z niepublicznymi o tzw. pacjentów prywatnych. Na dodatek w mniejszych miejscowościach szpital publiczny często nie ma prywatnej konkurencji i pacjentowi pozostaje jedynie kolejka.
W takiej sytuacji umożliwienie ubezpieczonym leczenia się w placówkach publicznych na własny koszt, gdy chcą zrezygnować z kolejki, wydaje się konieczne. Korzyści powinno to przynieść wiele. Chcącym płacić da legalny wybór między placówką prywatną a publiczną. Skróci kolejkę dla pozostałych. Placówkom publicznym umożliwi wykorzystanie wolnych mocy i pozyskiwanie dodatkowych środków. Stworzy pole dla konkurencji podmiotów publicznych z prywatnymi oraz warunki rozwoju prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych. Trzymajmy więc kciuki za ten pomysł.

Marek BALICKI

Archiwum